piątek, 6 lipca 2018

Pozorne Szczęście cz.7


Znacie to uczucie, gdy walczycie ze sobą? Wiecie, że powinniście coś zrobić, a jednak się wahacie?
Tak, to prawda. Wahałam się, czy odezwać się do Maxa. Z jednej strony zaintrygował mnie, z drugiej to było istne szaleństwo. Zamieniłam z nim tylko parę zdań. Można powiedzieć, że przez czysty przypadek. Jego propozycja była kusząca, bo potrzebowałam kogoś nowego w moim życiu. Jakieś zmiany. I pojawił się on. Jak się domyślacie w końcu ciekawość wygrała. Otworzyłam okienko rozmowy i zaczęłam pisać.

sobota, 20:00
Hej, tu Selena,
Obiecałam napisać do Ciebie i dotrzymałam słowa. Nie wiem czy mnie jeszcze pamiętasz...Mam nadzieję, że miałeś udany dzień i wszystko poszło po Twojej myśli. Jeżeli chcesz to napisz do mnie.
Miłego wieczoru,
Sel

Wysłane. Zamknęłam laptopa i poszłam do łazienki wziąć prysznic. Przez cały czas zastanawiałam się, czy zrobiłam dobrze. W międzyczasie w mieszkaniu pojawił się Alex. Wrócił zmęczony po dniu pracy i opadł na kanapę. Można powiedzieć, że każdy dzień wyglądał tak samo. Mój przyjaciel harował za dziesięciu. A ja? No właśnie... ja wiedziałam, że powinnam się wyprowadzić. Problem polegał na tym, że nie miałam dokąd.
- Jak tam? - zapytałam, dosiadając się do niego.
- Jak zawsze. - uśmiechnął się blado. - Bieganie z jednego miejsca do drugiego. Oszaleć można.
Westchnęłam i spojrzałam na przyjaciela. Kompletnie nie wiedziałam, jak mam mu powiedzieć, że wciąż nie znalazłam mieszkania. Co prawda Baddy zaproponował mi pracę, ale nie wiedziałam, czy mnie przyjmą. Mój świat był niepewny.
- Sel, już ci mówiłem. Możesz zostać tutaj tak długo jak tego potrzebujesz. - Alex mrugnął okiem. - A teraz wybacz. Pójdę się położyć. - wstał i pomaszerował do swojego pokoju.
Spojrzałam na salon. Za każdym razem wydawał mi się inny. Rano, popołudniu i wieczorem. Tak jakby miał swój własny plan na każdą porę dnia. Coś niesamowitego, ale wiecie co? Najbardziej lubiłam przesiadywać tutaj w nocy. Wtedy czułam magię. Za to uwielbiałam mieszkanie Alexa. Westchnęłam i zgasiłam światło. Przed snem postanowiłam zajrzeć do skrzynki pocztowej.
Dostałam od niego odpowiedź. Natychmiast ją odczytałam:

Cześć,
czekałem cały dzień na tego @ i myślałem już, że się do mnie nie odezwiesz. Oczywiście, że Ciebie pamiętam, jakbym mógł zapomnieć o tak ślicznej i niesamowitej dziewczynie. Mój dzień stał się bardziej uroczy dzięki Tobie i w dodatku mam przemiłą niespodziankę na moje urodziny.
Całusy, Max
I co na to powiecie? Ja byłam w siódmym niebie. Patrząc na to teraz, uważam, że byłam totalną idiotką, że do niego napisałam. Dlaczego? Wszystko w swoim czasie.

czwartek, 5 lipca 2018

Z pamiętnika Diany...

lipiec

Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie myślę o Tobie.
Skłamałabym, gdybym rzekła, że nie obchodzi mnie co się u Ciebie dzieje.
Skłamałabym i Ty dobrze o tym wiesz.

Bywają noce, że martwię się o Ciebie ze zwykłego przyzwyczajenia. 
Bo przecież przez długi czas tak było i to się nie zmieniało. 
Zabawne, że teraz jest inaczej.

Myślę czasem, czy piłeś dzisiejszej nocy i co alkohol robi z Twoim umysłem. 
Czy dzisiaj potrafisz się kontrolować, czy krzywdzisz kolejną osobę?

Nawet nie wiesz ile razy zastanawiałam się, dlaczego to robisz. 
Czy chcesz o czymś zapomnieć? Wymazać coś z pamięci? Zatopić smutki w morzu alkoholu? 
Do dzisiaj nie znam odpowiedzi na to pytanie. Ty sam nie chciałeś mi tego nigdy wytłumaczyć.

Pamiętam te noce, gdy leżałeś pijany na bruku w obcym mieście i błagałeś mnie o pomoc. Pamiętam wszystkie słowa, które mówiłeś do mnie pod wpływem różnych substancji psychoaktywnych. Pamiętam, jak się bałam. Bałam się Ciebie... 

Wiem, że nie powinno mnie to teraz obchodzić, bo zrobiłam wszystko, by Ci pomóc. Poświęciłam czas, a co więcej siebie. Oddałam Ci siebie, a Ty to wszystko zniszczyłeś. Zniszczyłeś mnie. 
Powinnam za to Ciebie nienawidzić, ale nie potrafię. 
Zamiast tego siedzę w oknie i rozmyślam, czy jesteś bezpieczny i szczęśliwy. 
Mam nadzieję, że tak.
Diana

"Kto cię ukołysze 
Kiedy słońce nie pozwoli ci zasnąć?
Kto obudzi się by odwieźć cię do domu
Kiedy jesteś pijany i samotny?
Kto przeprowadzi cię 
Przez wschodzący świt?"






środa, 7 marca 2018

Z pamiętnika Diany...

marzec
Słyszę tykanie zegara.
Tik tak, tik tak...
Gdzie jesteś?

Siedzę w sali przepełnionej ludźmi. Rozglądam się dookoła. Nie ma Ciebie. Już powinnam się przyzwyczaić, ale nie potrafię. Nie potrafię przestać o Tobie myśleć. O nas...

Obok mnie siedzą szeroko uśmiechnięte koleżanki z kwiatami w swoich dłoniach. 
One zasłużyły, ja nie. Zagryzam zęby na wardze, by powstrzymać łzy. 
Czuje się jakbym była nikim. Nikim ważnym. Osobą, o której nie należy pamiętać.

Czy kiedykolwiek miałam dla Ciebie jakieś znaczenie? Czy to było kolejnym kłamstwem?

Swoją uwagę kieruję na zegar. Pozwala mi się skupić. Mój wzrok przesuwa się po tarczy za wskazówką. Tik tak, tik tak... Nagle słyszę pukanie do drzwi. Spoglądam niżej i zamieram. 
To Ty we własnej osobie. Przecieram oczy, by mieć pewność, że to nie sen. To naprawdę Ty! 
Stoisz w drzwiach z bukietem czerwonych róż. Pamiętałeś, że je uwielbiam...

Nasze spojrzenia się krzyżują. Wyczuwam napiętą atmosferę między nami. 
Minęło tyle czasu. Tyle ciszy. Marzyłam, by Cię zobaczyć choć przez chwilę. I oto jesteś. 
Lekko uśmiecham się do Ciebie. Odpowiadasz tym samym. I zaczynasz iść w moim kierunku. Moje serce zamiera z każdym Twoim krokiem...

Powoli wstaję z miejsca, by wpaść w Twoje ramiona...ale niespodziewanie zmieniasz kierunek. Stajesz naprzeciwko blondynki i to jej wręczasz kwiaty. Ona przytula Cię z całej siły i dziękuje...

A ja? Wpatruje się. Nie zasłużyłam. Ona jest lepsza. Jest godna Ciebie, ja nie. 
Dlaczego wciąż miałam nadzieję?

Nie wytrzymuję i wybiegam. Łzy lecą mi po policzkach. Nie chce nic czuć... Nie chce...
W głowie słyszę słowa piosenki "Two Ghosts". To o nas, prawda? 

"Nie jesteśmy tacy jak kiedyś.
Nie jesteśmy tacy jak kiedyś.
Jesteśmy dwoma duchami 
Stojącymi na miejscu mnie i ciebie.
Próbując przypomnieć sobie, jak to jest czuć bicie serca"


Zapłakana
Diana


"Two Ghosts" - Harry Styles

poniedziałek, 1 stycznia 2018

Pozorne Szczęście cz. 6


Malutkie kropelki deszczu spadały z nieba, ale nikomu to nie przeszkadzało. Na plac przybyło wiele ludzi. Można powiedzieć, że całe rodziny. Ale czy to był festyn? O tej porze? Nie wydaje mi się. Przede mną stała scena, na której grał i śpiewał zespół. Nazwy nie jestem w stanie wymówić. Przepraszam. Gdzieś obok były stoiska z jedzeniem, a dalej wesołe miasteczko. Nigdy wcześniej nie miałam okazji tu być. Pomimo, że pogoda nie była przyjazna, każdy odczuwał dziwny rodzaj energii. Mówię tu w imieniu innych, ale jestem przekonana, że gdybym kogoś zapytała o to, powiedziałby tak samo jak ja. Zaczęłam ostrożnie rozglądać się dookoła. Próbowałam zrozumieć, co tutaj się dzieje. Co więcej? Próbowałam zrozumieć, dlaczego coś w głębi serca mówiło mi, żeby tu przyjść.
Tłum ludzi zaczął zbierać się pod sceną, tak jakby czekali nie tylko na koncert. Postanowiłam podążyć za nimi i otuliłam się rękoma. Cierpliwie czekałam na rozwój wydarzeń. Na co oni czekali?  Wtedy na scenę wszedł pewien mężczyzna ubrany w elegancki garnitur. Było to dosyć zaskakujące, ponieważ jeszcze przed chwilą panowie w skórzanych kurtkach świrowali na parkiecie. Istny paradoks połączony z kontrastem. Zapowiadało się ciekawie.
- Dziękuję za tak liczne przybycie w "Dzień zaufania". - zaczął.
To istnieje taki dzień? Wow. Rozejrzałam się dookoła. Ludzie zaczęli wiwatować. Przez moment miałam wrażenie, że dostałam się w ręce jakieś sekty. Uwierzcie mi. Tak to wyglądało. Uczestnicy tego dnia byli zniecierpliwieni. Czekali na coś. Pytanie na co?
- Parę lat temu z moim przyjacielem wpadłem na pomysł, by zacząć mówić o zaufaniu. Myślę, że większość z nas nie zdaje sobie sprawy, czym ono jest i jak łatwo je stracić. Zaczęliśmy poszukiwać więcej informacji na ten temat. Stworzyliśmy stowarzyszenie i tak to się zaczęło. Warsztaty, seminaria, pikniki, koncerty. Cieszymy się, że możemy być tu dzisiaj z wami. Zaufanie... - westchnął. - tak jak wspomniałem, bardzo trudno je zyskać, a jeszcze łatwiej je stracić. Wystarczy mały błąd, oszustwo... Zaufanie jest widoczne w rodzinie, a w szczególności w miłości. - spojrzał na kartkę. - Bo w miłości najważniejsze jest zaufanie, jeśli tego nie ma to i miłości nie ma. - ludzie zaczęli klaskać i wiwatować.
- Długo jeszcze, tato? - mała dziewczynka szturchnęła ojca, który stał obok mnie.
- Jeszcze moment, skarbie. - uspokajał ją.
Zaczęłam się sama niecierpliwić, nie mając pojęcia na co sama czekam. Dziwne uczucie.
- Szanowni państwo, nie będę przedłużał. Każdy z nas czeka na punkt programu. Zaczynajmy... Nagle poczułam, że ktoś na mnie wpada. W tym szczytowym momencie... Straciłam równowagę i runęłam na ziemię.
Spojrzałam na winowajcę. Był to średniego wzrostu brunet, ubrany w czarną kurtkę. Uśmiechnął się nieśmiało i podał mi dłoń. Pomógł wstać.
- Przepraszam bardzo. Nie chciałem. - zaczął się tłumaczyć i wtedy dostrzegłam jego zielone oczy.
Zabrakło mi tchu. Matko... jeszcze nigdy nie widziałam tak pięknych oczu, pomijając Jamesa.
- Jestem Max. - przedstawił mi się i wtedy niebo rozświetliło się tysiącem światełek.
Spojrzałam w górę. Kolejny niesamowity widok. Niebo mieniło się różnymi kolorami.
- Taaaak! A teraz czerwone! - mała dziewczynka krzyczała z radości, a ja nie mogłam oderwać od fajerwerków wzroku. Przepiękny pokaz.
- Twoje oczy przepięknie się błyszczą. - niespodziewanie usłyszałam głos obok siebie.
Na moment oderwałam się i przypomniałam sobie, co przed chwilą tu zaszło. Niechętnie przyjrzałam się Maxowi. Nie chciałam z nim rozmawiać, ale on był uparty.
- Jak masz na imię? - zagadał.
- Selena. - odparłam.
- Śliczne imię.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się nieśmiało.
Wokół nas panowała dziwna atmosfera. Nie potrafiłam tego nazwać ani opisać. Praktycznie tylko my rozmawialiśmy, reszta zachwycała się pokazem. Było to dla mnie trochę krępujące.
- Chyba nic ci się nie stało? - zapytał.
- Nie. Nie musisz tu stać ze mną. Nic mi nie jest. - zasugerowałam grzecznie.
Miałam nadzieję, że go tym przekonam i sobie pójdzie.
- Po prostu nie mogę oderwać wzroku od twoich oczu. - westchnął, a ja poczułam dziwne uczucie w żołądku. Co się cholera dzieje?
- Czemu mi słodzisz? - zapytałam lekko zaszokowana.
- Nie robię tego. - wzruszył ramionami. - Po prostu stwierdzam fakty. - uśmiechnął się.
Boże... jego uśmiech. Selena stop! Opanuj się.
- W takim razie dziękuję. - odparłam i zaczęłam iść przed siebie.
Poczułam, że mnie chwycił za dłoń i przyciągnął do siebie.
- Nie pozwolę ci odejść.
- Dlaczego? Przecież mnie nie znasz. - przyznałam.
W oddali zobaczyłam grupkę mężczyzn zbliżającą się do nas. Moje zbawienie. Koledzy Maxa.
- Max!!! - zawołali, a ja zaczynałam czuć ulgę.
- Ehh... - westchnął. - Proszę daj mi swój numer.
- Mowy nie ma. - odparłam stanowczo.
- Dlaczego?
- Nie ufam ci... jeszcze.
- Jest dzień zaufania, powinnaś brać przykład z tych ludzi. - pokazał dłonią na tłum.
Pokręciłam głową. Ciekawe, czy wie na czym polega zaufanie...
- To chociaż jakiś namiar, cokolwiek. Nie chcę stracić z tobą kontaktu. - błagał.
- Dlaczego ci tak na tym zależy? - zapytałam.
Max chwycił moją dłoń i zaczął opuszkami palców obrysowywać jej kontury. Było to niesamowicie przyjemne i zmysłowe.
- Bo w koniuszkach palców... - oderwał wzrok od mojej dłoni i spojrzał w oczy. - czuję, że to nie był przypadek. To nasze spotkanie... Tak jakbyśmy byli sobie pisani...
Zatkało mnie. Jeszcze żaden chłopak nie powiedział do mnie takich słów. Wyciągnęłam z kurtki kawałeczek kartki i podałam ją mu.
- Napisz mi swój e-mail.
- Nie chcesz numeru? - zapytał zdziwiony.
- E-mail. - powtórzyłam, a on posłusznie zapisał.
Podając karteczkę, znowu spojrzał w moje oczy, a ja poczułam dziwne uczucie w głębi siebie.
- Obiecaj mi, że napiszesz. Selena, błagam cie.
- Obiecuje.
- Będę czekał. - pocałował moją dłoń i ruszył przed siebie.
Stałam tam jeszcze przez dobre 5 minut i szczerzyłam się jak głupia. Potem wróciłam do domu. Przez cały czas myślałam o nim. Zastanawiałam się jaki on jest itd. Tak zaczęła się moja historia z Maxem. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, z kim będę miała do czynienia... Dzisiaj wiem.

Szczęśliwego Nowego Roku, Kochani!
W.x 

poniedziałek, 25 grudnia 2017

Z pamiętnika Diany...


Dochodzi północ,
a ja wciąż czekam.

Siedzę, cicho popłakując w fotelu. Miejsce Twoje jest wciąż puste. 
Zamykam oczy i widzę Ciebie. Siedzisz naprzeciwko mnie z zapalonym cygarem w dłoni. 
Jest ciemno w pokoju. Mimo tego spoglądasz na zegarek, wiszący nade mną.
Oboje wiemy, że jest późno. Oboje nie możemy zasnąć. Ty jeden wiesz, jak mało czasu zostało.
I wtedy dostrzegasz łzy w moich oczach. Otwierasz usta, tak jakbyś chciał coś powiedzieć, ale szybko rezygnujesz. Zaciągasz się w milczeniu.
Po chwili słyszę Twoje ciche słowa: "Będzie dobrze "....", nie płacz "....""

Otwieram oczy i znowu znajduję się w swoim pokoju. Zagryzam wargę, by powstrzymać to co zaraz nadejdzie. Nie wytrzymuje... Wspomnienia mnie zatapiają.


Czasem się zastanawiam, czy Ty mnie widzisz...
Tęsknię za naszymi nocnymi rozmowami, gdy mogłam przytulić się do Ciebie i wiedziałam, że wszystko się ułoży prędzej czy później. 
Teraz w to nie wierzę. 
Nie słyszę Twoich słów, nikt mi tego nie udowadnia, każdy zostawia... 
Poddaję się, mój Aniele.

Myślę, że wiedziałeś... 
Osoba z takim "dobrym sercem" - tak to ująłeś - potrafi dawać dobro, nie biorąc niczego w zamian. To jest zaleta. A jaka jest wada? Ludzie często ją ranią, nie wiedząc, że jej serce jest kruche i wrażliwe. Jednak w świecie egoistów jest to normalna rzecz. Nie potrafią oni zauważyć smutku i cierpienia, bo nie chcą tego widzieć. To nie jest dla nich wygodne i nie tyczy się ich samych.

W takim razie, czy warto pomagać?
Nigdy nie zadawałeś sobie tego pytania. Po prostu pomagałeś, nawet gdy nie było warto. 
Ja robię to samo. Walczę o drugiego człowieka, podczas gdy nikt nie walczy o mnie. Znikam. Pomalutku i w ciszy.
Ktoś mi ostatnio powiedział, że o dobrych ludziach się nie zapomina. Miał rację. Po prostu wraca się, by na nowo tą osobę wykorzystać do pomocy. To jest ta różnica.

A ja mam już tego dość. Mam dość czekania, aż ktoś wróci i się zainteresuje. Nie chcę czekać.
Chcę Cię znowu spotkać, Aniele.
Zabierz mnie tam...
Twoja Diana

wtorek, 5 grudnia 2017

Pozorne Szczęście cz.5

Minęły 2 tygodnie odkąd wyprowadziłam się od Judy... Przez te dni miałam sporo czasu, by uświadomić sobie z kim żyłam pod jednym dachem. Prawdopodobnie miałam klapki na oczach. Jak mogłam nie dostrzegać tego jaką staje się osobą? Nurtowało mnie pytanie, czy to był jej wybór, by zmienić swoją osobowość, czy może pomysł jej szurniętego chłopaka. Nie mam zielonego pojęcia. Myślicie, że moja kochana Judy odezwała się do mnie, by zapytać, czy mam gdzie spać itd? NIE. Miała mnie w dupie. Inaczej tego nazwać nie można.
Mieszkanie z Alexem było dla mnie wybawieniem, jednak czułam, że nie mogę dłużej tam zostać. Zaczęłam szukać pracy, dzięki której stać byłoby mnie na wynajem własnego mieszkania. Oczywiście mój przyjaciel zapewniał mnie, że mogę zostać u niego tak długo jak będę chciała. W głębi duszy wiedziałam, że ten czas powoli się kończył.
W piątek wieczorem po kolejnej rozmowie kwalifikacyjnej udałam się na spacer. Alex wyjechał na dwa dni do rodziców, więc mieszkanie było do mojego użytku. Postanowiłam przewietrzyć umysł i poszukać rozwiązania mojego problemu. Przechodząc przez ulicę uwagę przykuła nieorginalna tabliczka. Niby zwykły napis "PUB". Coś w głowie mówiło mi, żeby tam pójść. Długo się nie zastanawiałam. Odważnie weszłam do środka.
Lokal wyglądał zwyczajnie. Kilka stolików, bar i bilard. Większość osób była starsza ode mnie. Zdałam sobie sprawę, dlaczego unikałam takich "atrakcji". Gdy już miałam wychodzić, zauważyłam bruneta, serwującego drinki. Wyglądał przyjaźnie. Niespodziewanie dosiadłam się do baru.
- Co dla pani? - zapytał uprzejmie.
- Wódkę z colą. - odparłam bez namysłu.
- Widzę, że klasycznie. - mrugnął okiem i zaczął przygotowywać dla mnie napój. - Nigdy cię tu nie widziałem... - napomknął.
- Pierwszy raz tu jestem. - przyznałam, odbierając drinka.
- To trzeba to opić. - chłopak wystawił kieliszek i nalał do niego wódki. Stuknął nim o moją szklankę i powiedział: - Baddy, miło mi.
- Selena. - upiłam łyka.
Byłam zdziwiona, że tak zwyczajnie mi się przedstawił i pił alkohol w swojej pracy. Czy to jest legalne?
- Zawsze pijesz zdrowie nowych klientów? - zapytałam.
- Tylko tych, po których widać, że coś ich gryzie. - spojrzał mi w oczy.
- Skoro też pijesz to znaczy, że sam masz z czymś problem. - zasugerowałam.
- Ano mam... - westchnął.
Zapanowała niezręczna cisza między nami. Sączyłam wódkę z colą i czekałam na rozwój wydarzeń. Czułam, że powoli się rozluźniam.
- Problemy miłosne? - zapytałam nagle.
Baddy usiadł za barem i nalał sobie soku. Wyglądało to jakbyśmy byli na jakimś spotkaniu. Gdyby ktoś nas wtedy obserwował z boku, mógłby stwierdzić, że jesteśmy dobrymi znajomymi. Zabawne jest to, że najczęściej nieznajomi potrafią dostrzec, co się dzieje z drugim człowiekiem. Baddy prawdopodobnie to widział w moich oczach. Dlatego westchnął i zaczął opowiadać historię.
- Zakochałem się w dziewczynie bez serca. Rani mnie na każdym kroku. Ledwo to wytrzymuje, ale za każdym razem, gdy chcę już się poddać... to wyobrażam sobie jakby wyglądało moje życie bez niej. Kocham ją cholernie, ale nie potrafię zostawić. Rozumiesz? Czasem czuje się jak śmieć. - napił się. - A ciebie co gryzie? - zapytał.
- Moja przyjaciółka wyrzuciła mnie z mieszkania, bo jej chłopakowi nie przypadłam do gustu.
- CO?! - Baddy zrobił zdziwioną minę. - Ta dziewczyna jest strasznie naiwna. Jeszcze będzie cię błagać o to byś wróciła.
- Możliwe... do tego czasu muszę radzić sobie bez niej. Musze znaleźć mieszkanie, ale nie mam dość pieniędzy, by je utrzymać. Szukam pracy, ale kiepsko mi to idzie... - żaliłam się.
- Nie przejmuj się. Szczęście do kogoś przychodzi dopiero po jakimś czasie. - uśmiechnął się.
Ciekawe były jego słowa. Szczęście. Czy coś takiego istnieje? Może powinnam zadać jeszcze inne pytanie. Czy miłość istnieje? Albo przeznaczenie? Gdyby istniało, to James by mnie nie zostawił tamtego dnia. Ten chłopak wyzwalał we mnie dużo refleksji.
- Baddy, skoro ona ciebie rani to dlaczego z nią jesteś? - wróciłam do jego historii.
- Bo jeżeli się kogoś kocha, to potrafi się wybaczać wszystko. - odparł.
- W pewnym momencie musisz powiedzieć dość. Inaczej staniesz się wrakiem samego siebie. Dlatego ważne jest, by zadać sobie kluczowe pytanie: czy warto? - wzruszyłam ramionami.
Baddy przyglądał mi się uważnie, ale nie skomentował mojej wypowiedzi. Zamiast tego podsunął mi kartkę. Spojrzałam na nią. Było to ogłoszenie o pracę. Szukali opiekunki do dziecka. Uśmiechnęłam się do barmana.
- Dziękuję.
- Czuję, że staniemy się wkrótce przyjaciółmi. - zaśmiał się chłopak i wrócił do czyszczenia kieliszków.
Po paru godzinach rozmowy w końcu miałam nadzieję na to, że mój los się odmieni. Z Baddym wypiliśmy parę drinków, jednak nie czułam się pijana. Z uśmiechem na ustach opuściłam lokal. Miałam poczucie, że znalazłam nowego przyjaciela. No tak. Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.
Moje rozmyślania przerwał pokaz fajerwerków, które rozświetliły miasto. Poczułam zainteresowanie, jakiego nigdy dotąd nie czułam. Serce mówiło mi, żeby to sprawdzić. Natomiast rozum się zastanawiał. Czego posłuchałam? Oczywiście, że serduszka i bez dłuższego wahania udałam się w kierunku rozbrzmiewającej muzyki.
W ten sposób, nieświadomie znowu "pozorne szczęście" objęło mnie swoimi ramionami...

Długo nic nie było, ale jest. :) Mam nadzieję, że jeszcze ktoś to czyta. 
Jak myślicie czym okaże się kolejne "pozorne szczęście"? W.x


piątek, 27 października 2017

Pozorne Szczęście cz.4


Jak powinna wyglądać przyjaźń? Większość pewnie teraz w myślach sobie przytoczy znaną nam wszystkim regułkę: "Więź, której przerwanie oznacza tragedię dla obu stron". Czy aby na pewno tak jest? Uwierzcie mi, że jest to jedno kłamstwo, którym was oszukują od momentu narodzin. Jeżeli przyjaźń się rozleci to owszem, to będzie tragedia, ale tylko dla jednej strony. Ktoś zawsze dąży do rozłamu - świadomie lub nie. Co za tym idzie? Ta druga osoba będzie szczęśliwa, że pozbyła się balastu, który ciążył jej na nowej drodze życia. Na drodze ku nowemu szczęściu.

Każdy fragment historii ma swój początek, a wszystko zaczęło się pewnego jesiennego wieczoru. Wróciłam zmęczona po spotkaniu z Alexem. Tego dnia mieliśmy masę pracy przy nowej oprawie strony internetowej. Zawsze jest przy tym najwięcej roboty, dlatego siedzieliśmy nad tym prawie 5 godzin. Wchodząc do mieszkania wiedziałam, że Judy nie jest sama. Głośny rechot mojej koleżanki rozchodził się po całym mieszkaniu. Ściągnęłam płaszcz i buty. Zanim weszłam do salonu, zapukałam, by nie było niezręcznej sytuacji. Nawiasem mówiąc, często się to zdarzało. Dziewczyna leżała na kanapie przytulona do swojego chłopaka. Ten zmierzył mnie wzrokiem, jakby chciał powiedzieć : "Co Ty tutaj robisz?" W myślach odpowiedziałam mu: "Mieszkam."
- Cześć. - powiedziałam cicho i szybko przeszłam do kuchni, by zrobić sobie kanapki.
- Hej. - usłyszałam tylko odpowiedź mojej współlokatorki.
Robin od samego początku za mną nie przepadał. Wiele razy prowokował kłótnie i sprzeczki między mną, a moją przyjaciółką. Ona oczywiście zawsze go broniła. Na tym polega miłość. Wierzy się ślepo w to co powie mój ukochany, bo w końcu "on jest najlepszym co mnie w życiu spotkało". Więc koniec końców to ja byłam ta zła i wredna. Podsumowując to co przed chwilą zaszło, wiedziałam, że mi nie odpowie. Jednak moja kultura osobista za każdym razem mówiła mi, żebym próbowała do skutku. Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam potrzebne rzeczy. Kanapki były gotowe w 3 minuty. Zadowolona zabrałam talerz i zaczęłam iść w stronę mojego pokoju. Nagle usłyszałam głos Judy.
- Musimy porozmawiać. - stanęła w drzwiach.
Jej mina nie była zbyt ciekawa, co oznaczało tylko problemy.
- Za czynsz zapłaciłam. - westchnęłam i chciałam ją wyminąć. Niestety na drodze stanął mi Robin z dziwnym uśmiechem. Przeszedł obok mnie jak gdyby nigdy nic i pocałował Judy w policzek.
- Załatw to szybko skarbie. - powiedział i poszedł do salonu.
Co tu się do cholery dzieje? Czułam kolejną kłótnię w powietrzu. Uśmiech tego cholernego dupka mówił sam za siebie. Otworzyłam drzwi do mojego pokoju i zostawiłam kanapki na stole.
- Słucham... czynsz zapłaciłam tak jak to ustaliłyśmy. - zaczęłam tłumaczyć, ale czułam, że nie o to jej chodziło. To było coś innego. Coś, na co mógł wpaść tylko jej najukochańszy Robinek.
- Skoro jesteś tak blisko z Alexem to pomyślałam sobie, że pewnie zastanawiasz się by zmienić mieszkanie, prawda? - otworzyłam szeroko oczy.
Wow! Z skąd ten wniosek? Przecież to tylko mój przyjaciel. Nikt więcej.
- To, że pracuje z nim nie oznacza, że zamierzam z nim zamieszkać lub wyprowadzać się z stąd.- powiedziałam stanowczo.
- Sel, już najwyższy czas byś o tym pomyślała.
Zamurowało mnie. Totalnie. Patrzyłam na nią jak na ducha. To się nie działo.
- Postanowiłam zamieszkać z Robinem. Nasz związek się rozwija i wiesz... Chciałabym byś się wyprowadziła i zwolniła ten pokój. Chcemy trochę prywatności.
- Żartujesz sobie? - zaśmiałam się.
- Nie. - pokręciła głową, a ja nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę.
Moja własna przyjaciółka, której pomagałam odświeżać to mieszkanie. Prasowałam jej pranie, gotowałam, a czasem nawet utulałam do snu, chce bym się wyniosła z jej mieszkania. Co więcej? Wiele razy z własnej kieszeni płaciłam większą część czynszu, gdy nie miała pieniędzy. Teraz kazała mi się po prostu wynieść. Najlepiej zaraz...
- Zależy nam na czasie. Niedługo przyjdą meble...
- Kiedy zamierzałaś mi o tym powiedzieć? - uniosłam trochę ton.
Milczała. Wzrokiem szukała swojego chłopaka, ale nigdzie go nie było.
- Tak się nie robi, Judy. - pokręciłam głową. - Nie przyjaciołom.
- Ależ oczywiście, że nadal będziemy się przyjaźnić... - zrobiła krok do przodu i chciała mnie przytulić, ale cofnęłam się.
- Nie dotykaj mnie!
- Selena...
- Nie Judy, to nie jest przyjaźń. Przyjaciele nie zdradzają...
- Ale to nie jest zdrada. To jest mój nowy rozdział w moim życiu. Chcę byś w nim uczestniczyła.
- Nie chcesz. - łzy wypełniły mi oczy. - Ty po prostu pozbywasz się balastu, czyli mnie...
- Sel...
Pojawiła się we mnie złość. Nie umiałam nad nią panować...
- Wiesz, co... wyprowadzę się. - przyznałam. - Jednak sądzę, że powinnaś zwrócić mi kaucję.
- Kaucję? - była zaszokowana.
No tak. Zabawne. Wyleciało jej z głowy, że to ja właśnie zapłaciłam za kaucję, gdy się tu wprowadzałyśmy. Z tej kwoty były pokrywane koszty remontu mieszkania. Miałam swój honor. Jeżeli miałam coś oddać, Judy musiała ponieść tego konsekwencje. Oddać mi pieniądze, do których miałam prawo.
- Inaczej nie masz prawa mnie wyrzucić. - dodałam.
- Nie chcę cię wyrzucać.
- Ohhh! Przestań kłamać! - wrzasnęłam. - Nastawił cię przeciwko mnie.
- Robin nic nie zrobił. - znowu zaczęła go bronić.
- Jak zawsze... aniołek. - zakpiłam.
Minęłam ją i stanęłam w drzwiach pokoju. Chciałam zakończyć przedstawienie i zastanowić się co dalej. W głowie miałam chaos...
- Wyprowadzę się do niedzieli. Do tego czasu myślę, że zdążysz uzbierać moje pieniądze...
- Dlaczego to robisz? - zapytała.
- Ja? - zaśmiałam się. - Zobacz lepiej co ty zrobiłaś. Zniszczyłaś wszystko. Nie wiem czy jest sens cokolwiek zbierać. Z resztą... Bóg wie, czy Ci na tym zależy.
Obróciłam się i zamknęłam w pokoju. Nie chciałam jej słuchać. W ciągu paru chwil straciłam grunt pod nogami. Gdzie miałam pójść? No gdzie? Mieszkałam z Judy od samego początku studiów. Pamiętam jak zaproponowała mi to, bo bała się być sama. A teraz? Wywaliła mnie na zimny bruk. Po tylu latach przyjaźni...
Zapłakana wybrałam numer mojego jedynego przyjaciela, mając nadzieję, że mi pomoże.
- Alex? Potrzebuje twojej pomocy... - wydusiłam to z siebie.
- Co się dzieje?
- Nie mam gdzie mieszkać. - wyznałam.
Po drugiej stronie zapanowało milczenie. Wystraszyłam się. Co jeśli on też mnie zostawi?
- Podaj adres, gdzie mam po ciebie przyjechać... - te słowa przywróciły mi nadzieję.





Kochani, rozdziały napisałam dawno temu i teraz będę je stopniowo wstawiać. 
Mam nadzieję, że w miarę regularniej będzie. Co sądzicie o kolejnym kryzysie Seleny? 
Czy Alex jej pomoże? W.x