niedziela, 7 lutego 2016

Sens życia cz.1

Nazywam się David Ricard. Od dzieciństwa chciałem robić coś co będzie mnie motywowało do życia. Kiedy moi kumple biegali za piłką, ja wolałem brać do ręki słynne utwory i uczyć się ich na pamięć. Sprawiało mi to ogromną radość. Więc kim mogę być? - „ udawaczem”. Codziennie udaję kogoś lub coś. Innymi słowy: jestem aktorem. Praca w tym fachu nie jest taka łatwa jak się wydaje. Uczenie się ról na pamięć z dnia na dzień jest męczącym wyzwaniem. No, ale co mogę poradzić? To był mój wybór i nie mogę narzekać. Początki mojej kariery były trudne jak u każdego „udawacza”. Nawet słynny Johny Deep czy Leonardo DiCaprio zaczynali od nieznaczących ról. Nic w tym dziwnego, że wylądowałem w starym teatrze. Moją widownią były starsze panie, które straciły już swoich małżonków. Przychodziły by na moment zapomnieć o swoich zmartwieniach. O tym, że ich młodość dawno minęła i nigdy nie wróci. Nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego wciąż na ich twarzach pojawiał się uśmiech. Przecież za dużo życia im nie pozostawało. Ale one na przekór temu wszystkiemu żyły pełnią życia. Tak jakby zapominały o swojej starości. Koledzy mówili, że przychodzą popatrzeć na młode ciała, jednak wiedziałem, że to nie był ich główny cel. Pojawiały się tutaj by chodź przez moment nie być samotnym. Zazwyczaj na scenie wystawialiśmy dramaty, np. „ Romeo i Julia”. Tutaj poszczęściło mi się. Każdy zazdrościł mojej roli, ponieważ grałem głównego bohatera. Z kolei ja miałem mały problem z tym zadaniem. Właściwie nigdy się nie zakochałem na zabój jak Romeo. Niby taki mały szczegół, a jednak. Aktorstwo opiera się na doświadczeniu życiowym. Z stamtąd bierzemy uczucia i emocje, które przekazujemy widowni. Tego jednego mi brakowało – miłości. Po roku pracy w teatrze myślałem, że na takim etapie skończę moją karierę. Będę do końca życia zabawiał starsze towarzystwo. I wtedy do mojego miasteczka przyjechał słynny reżyser. Obejrzał sztukę, w której występowałem i zaproponował mi rolę. Z Romea awansowałem na wampira, który zakochał się w śmiertelniczce. „ Nawet fajne” - pomyślałem po przeczytaniu scenariusza. Okazało się, że adaptacja bestselera stała się tak sławna, że ludzie zaczęli rozpoznawać mnie na ulicy. Dostawałem kolejne propozycje od producentów. Tym sposobem z biednego aktora stałem się bogatym celebrytą. Przeprowadziłem się do Los Angeles. Odnalazłem nowych znajomych. Można powiedzieć, że ruszyłem z kopyta. Ale zawsze jest jakieś ale … Jak u prawie każdego celebryty zaczęły się pojawiać problemy z alkoholem i narkotykami. W pewnym momencie mojego życia znalazłem się na samym dnie. Nie widziałem sensu by istnieć. Praca przestawała mnie cieszyć, a dotychczasowi przyjaciele zniknęli jak śnieg na wiosnę. Na szczęście miałem dobrego managera. To dzięki niemu wyszedłem na prostą. Nie obyło się bez terapii i spotkań z psychologami. Po długim leczeniu wróciłem do domu. Moi ludzie postarali się dla mnie o rolę w jakimś filmie. Wiedziałem, że nie będzie łatwo. Moja reputacja zniżyła się do poziomu zero. Czyli musiałem zaczynać od nowa. I tutaj rozpoczyna się nowy rozdział w moim życiu. Nie dlatego, że skończyłem z alkoholem i drugami. Wszystko zaczęło się od dziwnego przypadku …
*
- David! Kopę lat! - zawołał Paul, gdy tylko przekroczyłem próg drzwi. Uśmiechnąłem się do niego lekko, ale nie odpowiedziałem. Mój wzrok wędrował po pomieszczeniu. „ Trochę się tutaj zmieniło” - pomyślałem. Podszedłem do przyjaciela. Był jednym z niewielu, którzy zostali przy mnie w trudnych chwilach. Paul, ten niewysoki brunet, który pomagał mi w uczeniu się kwestii scenicznych. Zawsze był wesoły i optymistycznie nastawiony do życia. W przeciwieństwie do mnie.
- Wróciłeś na pokład! - uścisnął mnie Michael. Mike był moim fotografem od samego początku. Lubiłem z nim współpracować. Nagle w mojej głowie powróciły wspomnienia. Mój nastrój diametralnie się zmienił. Nie oznaczało to nic dobrego.
- Macie ochotę na kawę? - zapytałem.
Chłopcy pokiwali głowami, a ja ponownie założyłem kurtkę i opuściłem pomieszczenie. Nie miałem zielonego pojęcia, dlaczego wypaliłem z takim tekstem. Mój terapeuta powtarzał mi, że jak coś mnie wkurzy to mam odejść od źródła. Muszę reagować dopóki mogę racjonalnie myśleć. Tak też zrobiłem. Założyłem czapkę i wyszedłem. „Starbucks” był na szczęście po drugiej stronie ulicy. Znowu zaczął padać śnieg. Boże, jak ja go nie cierpię! Szybkim krokiem dotarłem do kawiarni. Nie było kolejki. Zamówiłem to co zawsze dla ekipy. Zamyślonym wzrokiem spojrzałem w bok. Przy stoliku siedziała blondynka. Czytała poranną gazetę. Wyglądała na bardzo sympatyczną. Nagle dosiadł się do niej chłopak z kwiatami. „ No tak” - westchnąłem.
- Proszę, pańskie zamówienie. - kelnerka podała mi kawy. Zapłaciłem i wyszedłem na zewnątrz.
Chodniki wcale nie były posypane solą. Ludzie ślizgali się jak na łyżwach. Skupiłem wzrok na napojach. Chciałem je donieść bezpiecznie do chłopaków. I wtedy ktoś kurczowo się chwycił mojego ramienia. Mocno pociągnął mnie w dół. Straciłem równowagę i wylądowałem na ziemi. Kawy porozlewały się na chodnik. Moja irytacja sięgnęła zenitu.
- Jak leziesz ?! - krzyknąłem w kierunku osoby, która leżała obok mnie. - Widzisz co zrobiłaś?!
Wysoka brunetka zaczęła podnosić się z ziemi. Była ubrana cała na czarno. Postanowiłem również zebrać się i wstać.
- Przepraszam bardzo. - spojrzała na kubki.
- Co mi po twoich przeprosinach! - krzyknąłem.
- Ale ja nie chciałam … - mamrotała.
- Wal się. - odparłem.
- Hej! - usłyszałem jej wściekły głos.
- Co?
- Powiedziałam przepraszam. Gdybyś był dżentelmenem to byś to zrozumiał. Ale chyba nim nie jesteś. - prychnęła.
- Nie jestem?- zaśmiałem się. - To jako dżentelmen mówię ci, że lepiej będzie jak zmienisz rajstopy. - uniosłem do góry brwi.
Dziewczyna zmieszała się na moje słowa i spojrzała w dół. Ogromna dziura pojawiła się na jej czarnych rajstopach. Zapewne od wypadku.
- Cholera! - krzyknęła.
Brunetka oparła się o mur i zaczęła płakać. Nie rozumiałem jej zachowania. Jeszcze przed chwilą wściekała się na mnie, a teraz z jej oczu spływały łzy. Takie są kobiety – nieprzewidywalne.
- Hej, to tylko dziura. - powiedziałem łagodnie.
- Wiesz, że taka dziura może ci zniszczyć życie? - spojrzała na mnie.
- Są gorsze rzeczy. - westchnąłem.
- Nie wydaje mi się. - pokręciła głową. - Właśnie zmarnowałam szansę życiową.
- A ja swój czas. - przyznałem.
- Przecież to tylko kawa. - uśmiechnęła się przez łzy.
Coś sprawiło, że uśmiechnąłem się do niej także. Wyglądała uroczo. W moim życiu było wiele kobiet, ale jeszcze nigdy nie widziałem takiej jak ta. Nieśmiało posyłała uśmiech w moim kierunku, ocierając łzy. Jej błyszczące oczy wpatrywały się we mnie z niewinnością. Od dawna nie widziałem u kogoś takiej troski jak u niej. W końcu odwróciła wzrok i spojrzała na zegarek. Syknęła z przerażenia.
- Muszę już iść. - powiedziała. - Jeszcze raz przepraszam za kawę. - wyciągnęła portfel.
- Daj spokój. - pokazałem dłonią by go schowała. Zawahała się, ale posłuchała mnie. Zarzuciła torebkę na ramię i zaczęła iść w przeciwnym kierunku. Stałem w osłupieniu i patrzyłem jak odchodzi.
- Dobrze, że twoje spodnie są całe. - mrugnął do mnie staruszek, który zatrzymał się naprzeciw mnie.
Spojrzałem na niego zdegustowany. Czego się ten staruch wtrąca?
- Zawsze mogło być gorzej. - mruknął.
- A co pan może wiedzieć? - syknąłem do niego, mając nadzieję, że się odczepi.
- Żyję na tym świecie dłużej od ciebie, więc chyba więcej wiem. A jedno wiem na pewno. - chwycił mnie za ramię. Chciałem zrzucić jego dłoń, ale coś mnie powstrzymało. - Zrobiłeś na niej wrażenie.
 Zaśmiałem się. Ja? Na niej? Staruszkowi musiało się coś pomieszać.
- I nie tylko ty. - zaśmiał się. - Wpadła ci w oko. - zaczął odchodzić.
- Wcale, że nie! - krzyknąłem za nim. 
To co mówił, nie było prawdą. Miałem ją gdzieś. Przez nią musiałem jeszcze raz iść po kawę! Nigdy bym się z nią nie umówił. Z resztą, ja się w ogóle nie umawiam.
- Nie bądź śmieszny. - usłyszałem jego głos.
Zacisnąłem zęby, ale nie odpowiedziałem. Posłuchałem rozsądku. Nie mogłem doprowadzić się do takiego stanu, że nie mógłbym nad sobą panować. David – kontrola. Swobodnie oddychając wróciłem do pomieszczenia. Chłopaki byli już na planie filmowym. Zdjąłem kurtkę i wpadłem do garderoby.
- Co tak długo? - zapytał Paul, odbierając ode mnie kawy.
- Jakaś natrętna fanka nie chciała dać mi odejść i przez to porozlewała zamówienie. Musiałem iść jeszcze raz kupić. - skłamałem.
- Najważniejsze, że dotarłeś. - poklepał mnie Michael. - Idź się przygotować. - pokazał mi pomieszczenie. Bez problemu odnalazłem właściwą drogę i przebrałem się do roli.

Hello :)  Pierwsza część " Sensu Życia". Jakie wrażenia? W. x 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz