Nazywam
się David Ricard. Od dzieciństwa chciałem robić coś co będzie
mnie motywowało do życia. Kiedy moi kumple biegali za piłką, ja
wolałem brać do ręki słynne utwory i uczyć się ich na pamięć.
Sprawiało mi to ogromną radość. Więc kim mogę być? - „
udawaczem”. Codziennie udaję kogoś lub coś. Innymi słowy:
jestem aktorem. Praca w tym fachu nie jest taka łatwa jak się
wydaje. Uczenie się ról na pamięć z dnia na dzień jest męczącym
wyzwaniem. No, ale co mogę poradzić? To był mój wybór i nie mogę
narzekać. Początki mojej kariery były trudne jak u każdego
„udawacza”. Nawet słynny Johny Deep czy Leonardo DiCaprio
zaczynali od nieznaczących ról. Nic w tym dziwnego, że wylądowałem
w starym teatrze. Moją widownią były starsze panie, które
straciły już swoich małżonków. Przychodziły by na moment
zapomnieć o swoich zmartwieniach. O tym, że ich młodość dawno
minęła i nigdy nie wróci. Nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego
wciąż na ich twarzach pojawiał się uśmiech. Przecież za dużo
życia im nie pozostawało. Ale one na przekór temu wszystkiemu żyły
pełnią życia. Tak jakby zapominały o swojej starości. Koledzy
mówili, że przychodzą popatrzeć na młode ciała, jednak
wiedziałem, że to nie był ich główny cel. Pojawiały się tutaj
by chodź przez moment nie być samotnym. Zazwyczaj na scenie
wystawialiśmy dramaty, np. „ Romeo i Julia”. Tutaj poszczęściło
mi się. Każdy zazdrościł mojej roli, ponieważ grałem głównego
bohatera. Z kolei ja miałem mały problem z tym zadaniem. Właściwie
nigdy się nie zakochałem na zabój jak Romeo. Niby taki mały
szczegół, a jednak. Aktorstwo opiera się na doświadczeniu
życiowym. Z stamtąd bierzemy uczucia i emocje, które przekazujemy
widowni. Tego jednego mi brakowało – miłości. Po roku pracy w
teatrze myślałem, że na takim etapie skończę moją karierę.
Będę do końca życia zabawiał starsze towarzystwo. I wtedy do
mojego miasteczka przyjechał słynny reżyser. Obejrzał sztukę, w
której występowałem i zaproponował mi rolę. Z Romea awansowałem
na wampira, który zakochał się w śmiertelniczce. „ Nawet fajne”
- pomyślałem po przeczytaniu scenariusza. Okazało się, że
adaptacja bestselera stała się tak sławna, że ludzie zaczęli
rozpoznawać mnie na ulicy. Dostawałem kolejne propozycje od
producentów. Tym sposobem z biednego aktora stałem się bogatym
celebrytą. Przeprowadziłem się do Los Angeles. Odnalazłem nowych
znajomych. Można powiedzieć, że ruszyłem z kopyta. Ale zawsze
jest jakieś ale … Jak u prawie każdego celebryty zaczęły się
pojawiać problemy z alkoholem i narkotykami. W pewnym momencie
mojego życia znalazłem się na samym dnie. Nie widziałem sensu by
istnieć. Praca przestawała mnie cieszyć, a dotychczasowi
przyjaciele zniknęli jak śnieg na wiosnę. Na szczęście miałem
dobrego managera. To dzięki niemu wyszedłem na prostą. Nie obyło
się bez terapii i spotkań z psychologami. Po długim leczeniu
wróciłem do domu. Moi ludzie postarali się dla mnie o rolę w
jakimś filmie. Wiedziałem, że nie będzie łatwo. Moja reputacja
zniżyła się do poziomu zero. Czyli musiałem zaczynać od nowa. I
tutaj rozpoczyna się nowy rozdział w moim życiu. Nie dlatego, że
skończyłem z alkoholem i drugami. Wszystko zaczęło się od
dziwnego przypadku …
*
- David!
Kopę lat! - zawołał Paul, gdy tylko przekroczyłem próg drzwi.
Uśmiechnąłem się do niego lekko, ale nie odpowiedziałem. Mój
wzrok wędrował po pomieszczeniu. „ Trochę się tutaj zmieniło”
- pomyślałem. Podszedłem do przyjaciela. Był jednym z niewielu,
którzy zostali przy mnie w trudnych chwilach. Paul, ten niewysoki
brunet, który pomagał mi w uczeniu się kwestii scenicznych.
Zawsze był wesoły i optymistycznie nastawiony do życia. W
przeciwieństwie do mnie.
- Wróciłeś
na pokład! - uścisnął mnie Michael. Mike był moim fotografem od
samego początku. Lubiłem z nim współpracować. Nagle w mojej
głowie powróciły wspomnienia. Mój nastrój diametralnie się
zmienił. Nie oznaczało to nic dobrego.- Macie ochotę na kawę? - zapytałem.
Chłopcy
pokiwali głowami, a ja ponownie założyłem kurtkę i opuściłem
pomieszczenie. Nie miałem zielonego pojęcia, dlaczego wypaliłem z
takim tekstem. Mój terapeuta powtarzał mi, że jak coś mnie wkurzy
to mam odejść od źródła. Muszę reagować dopóki mogę
racjonalnie myśleć. Tak też zrobiłem. Założyłem czapkę i
wyszedłem. „Starbucks” był na szczęście po drugiej stronie
ulicy. Znowu zaczął padać śnieg. Boże, jak ja go nie cierpię!
Szybkim krokiem dotarłem do kawiarni. Nie było kolejki. Zamówiłem
to co zawsze dla ekipy. Zamyślonym wzrokiem spojrzałem w bok. Przy
stoliku siedziała blondynka. Czytała poranną gazetę. Wyglądała
na bardzo sympatyczną. Nagle dosiadł się do niej chłopak z
kwiatami. „ No tak” - westchnąłem.
- Proszę,
pańskie zamówienie. - kelnerka podała mi kawy. Zapłaciłem i
wyszedłem na zewnątrz.
Chodniki
wcale nie były posypane solą. Ludzie ślizgali się jak na łyżwach.
Skupiłem wzrok na napojach. Chciałem je donieść bezpiecznie do
chłopaków. I wtedy ktoś kurczowo się chwycił mojego ramienia.
Mocno pociągnął mnie w dół. Straciłem równowagę i wylądowałem
na ziemi. Kawy porozlewały się na chodnik. Moja irytacja sięgnęła
zenitu.
- Jak
leziesz ?! - krzyknąłem w kierunku osoby, która leżała obok
mnie. - Widzisz co zrobiłaś?!
Wysoka
brunetka zaczęła podnosić się z ziemi. Była ubrana cała na
czarno. Postanowiłem również zebrać się i wstać.
- Przepraszam
bardzo. - spojrzała na kubki.- Co mi po twoich przeprosinach! - krzyknąłem.
- Ale ja nie chciałam … - mamrotała.
- Wal się. - odparłem.
- Hej! - usłyszałem jej wściekły głos.
- Co?
- Powiedziałam przepraszam. Gdybyś był dżentelmenem to byś to zrozumiał. Ale chyba nim nie jesteś. - prychnęła.
- Nie jestem?- zaśmiałem się. - To jako dżentelmen mówię ci, że lepiej będzie jak zmienisz rajstopy. - uniosłem do góry brwi.
Dziewczyna
zmieszała się na moje słowa i spojrzała w dół. Ogromna dziura
pojawiła się na jej czarnych rajstopach. Zapewne od wypadku.
- Cholera!
- krzyknęła.
Brunetka
oparła się o mur i zaczęła płakać. Nie rozumiałem jej
zachowania. Jeszcze przed chwilą wściekała się na mnie, a teraz z
jej oczu spływały łzy. Takie są kobiety – nieprzewidywalne.
- Hej,
to tylko dziura. - powiedziałem łagodnie.- Wiesz, że taka dziura może ci zniszczyć życie? - spojrzała na mnie.
- Są gorsze rzeczy. - westchnąłem.
- Nie wydaje mi się. - pokręciła głową. - Właśnie zmarnowałam szansę życiową.
- A ja swój czas. - przyznałem.
- Przecież to tylko kawa. - uśmiechnęła się przez łzy.
Coś
sprawiło, że uśmiechnąłem się do niej także. Wyglądała
uroczo. W moim życiu było wiele kobiet, ale jeszcze nigdy nie
widziałem takiej jak ta. Nieśmiało posyłała uśmiech w moim
kierunku, ocierając łzy. Jej błyszczące oczy wpatrywały się we
mnie z niewinnością. Od dawna nie widziałem u kogoś takiej troski
jak u niej. W końcu odwróciła wzrok i spojrzała na zegarek.
Syknęła z przerażenia.
- Muszę
już iść. - powiedziała. - Jeszcze raz przepraszam za kawę. -
wyciągnęła portfel.- Daj spokój. - pokazałem dłonią by go schowała. Zawahała się, ale posłuchała mnie. Zarzuciła torebkę na ramię i zaczęła iść w przeciwnym kierunku. Stałem w osłupieniu i patrzyłem jak odchodzi.
- Dobrze, że twoje spodnie są całe. - mrugnął do mnie staruszek, który zatrzymał się naprzeciw mnie.
Spojrzałem
na niego zdegustowany. Czego się ten staruch wtrąca?
- Zawsze
mogło być gorzej. - mruknął.- A co pan może wiedzieć? - syknąłem do niego, mając nadzieję, że się odczepi.
- Żyję na tym świecie dłużej od ciebie, więc chyba więcej wiem. A jedno wiem na pewno. - chwycił mnie za ramię. Chciałem zrzucić jego dłoń, ale coś mnie powstrzymało. - Zrobiłeś na niej wrażenie.
Zaśmiałem
się. Ja? Na niej? Staruszkowi musiało się coś pomieszać.
- I
nie tylko ty. - zaśmiał się. - Wpadła ci w oko. - zaczął
odchodzić.- Wcale, że nie! - krzyknąłem za nim.
To co mówił, nie było prawdą.
Miałem ją gdzieś. Przez nią musiałem jeszcze raz iść po kawę!
Nigdy bym się z nią nie umówił. Z resztą, ja się w ogóle nie
umawiam.
- Nie bądź śmieszny. - usłyszałem jego głos.
- Jakaś natrętna fanka nie chciała dać mi odejść i przez to porozlewała zamówienie. Musiałem iść jeszcze raz kupić. - skłamałem.
- Najważniejsze, że dotarłeś. - poklepał mnie Michael. - Idź się przygotować. - pokazał mi pomieszczenie. Bez problemu odnalazłem właściwą drogę i przebrałem się do roli.
- Nie bądź śmieszny. - usłyszałem jego głos.
Zacisnąłem
zęby, ale nie odpowiedziałem. Posłuchałem rozsądku. Nie mogłem
doprowadzić się do takiego stanu, że nie mógłbym nad sobą
panować. David – kontrola. Swobodnie oddychając wróciłem do
pomieszczenia. Chłopaki byli już na planie filmowym. Zdjąłem
kurtkę i wpadłem do garderoby.
- Co
tak długo? - zapytał Paul, odbierając ode mnie kawy.- Jakaś natrętna fanka nie chciała dać mi odejść i przez to porozlewała zamówienie. Musiałem iść jeszcze raz kupić. - skłamałem.
- Najważniejsze, że dotarłeś. - poklepał mnie Michael. - Idź się przygotować. - pokazał mi pomieszczenie. Bez problemu odnalazłem właściwą drogę i przebrałem się do roli.
Hello :) Pierwsza część " Sensu Życia". Jakie wrażenia? W. x
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz