środa, 11 października 2017

Z pamiętnika Diany...


Dryfuję na małej łódce o białych żaglach...
Stoję nieruchomo i wpatruje się w dal. Fale delikatnie kołyszą mnie niczym mama, gdy byłam dzieckiem i bałam się zostać sama. Teraz jestem bez nikogo... 
Włosy mam rozpuszczone, potargane przez morski wiatr. Na sobie mam białą sukienkę, która odcieniem przypomina czyste płótno. Nie mam butów. Stoję boso. W dłoni trzymam muszelkę. Podobno spełnia ona życzenia...Może uciszyć wszystko co mnie przeraża i boli. Jak na razie to tylko pogłoski. Może okażą się to kolejną bajką.
Po policzku spływa mi jedna łza. Malutka. Zostawiła ślad na mojej twarzy...

Wokół mnie pływają inne łodzie. Każda z nich ma inne żagle. Jednak nie tylko to je odróżnia od mojej. Stoją na niej znajome osoby, ale nie są same. Otoczone są grupką ludzi, których nie kojarzę. Żywo rozmawiają, śmieją się i bawią. Nie zauważają mnie, gdy zaczynam odpływać dalej w przeciwnym kierunku.

Długo walczyłam z przekonaniem, że ludzie są z natury samolubni. Starałam się nawet w małych uczynkach znaleźć coś co by obaliło tą tezę. Dopiero teraz widzę, że na siłę "przekręcałam" ich zachowanie, by mieć o nich inne wyobrażenie. Oszukiwałam siebie sama. Usprawiedliwiałam ich, podczas gdy nikt nie usprawiedliwiał mnie...

W końcu wszystko się skończyło... 
Zawsze tak jest.

Jestem na swojej łodzi sama. 
Ktoś może zapytać "z skąd ta łza?". 
Z naiwności i łatwowierności.
Tak naprawdę to z czegoś innego.

W moim życiu miałam wielu ludzi, którzy mówili mi co według nich powinnam zrobić, kogo zostawić, z kim się zadawać, kogo olać itd. Nigdy przedtem nikogo nie słuchałam i podejmowałam decyzje samodzielnie. Zgodnie z własnym sumieniem i sercem. W końcu nastąpił taki moment gdzie zaczęłam słuchać innych. Dlaczego? Sama nie wiem. Żałuję tego. I tak wszystko runęło. 
Z czasem te osoby, które mi doradzały dały nogę... a te które miałam opuścić - zostały przy mnie w tej okropnej burzy.

"Jeżeli ktoś raz odszedł, chociaż wrócił, zawsze będzie odchodził." - mówili tak do mnie.

Zachowanie innych sprawiło, że zamknęłam się w sobie. Przestałam walczyć o cokolwiek, o znajomości, o to na czym mi tak kiedyś zależało. Tego już nie ma. Przeraża mnie to, że ja nawet nie tęsknię. Ogarnęła mnie totalna znieczulica. Można nazwać to potocznie mechanizmem obronnym, który mi się włączył automatycznie i do teraz trwa. Odrzucam każdego od siebie...

Nawet Ciebie, Max...
Wiem jak bardzo się starasz i znajdujesz dla mnie swój cenny czas, a ja nie potrafię z Tobą porozmawiać jak kiedyś. Wiem także, że się o mnie martwisz... Słyszę Twoje słowa, ale jestem jak posąg, który nie potrafi mówić... tylko słuchać. Czuję Twoją bezradność... Coś we mnie zostało zepsute. Sama nie wiem co. Nie wiem co mnie powstrzymuje... serce czy rozum przed zrobieniem kroku w Twoją stronę. Wiem, że czekasz cierpliwie, a ja się wciąż waham. Czuję blokadę, której wręcz nienawidzę. Nienawidzę siebie.
Czemu to wszystko się spierzyło?
Walczę, by to odbudować. Boję się, że nie zdążę i Ciebie też stracę. To jest okropne uczucie.

Proszę Cię, zostań. Daj mi czas się uzdrowić... i to naprawić.

Być może pewnego dnia nasze żaglowce znowu się spotkają i obiorą nowy kierunek...

Diana

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz