niedziela, 1 października 2017

Zostaw mnie. Kocham Cię. cz.23

Ktoś kiedyś powiedział by nie podejmować ważnych decyzji w gniewie, smutku i szczęściu. Pewnie myślicie, że swoją podjęłam w złości. Nie. Miałam dość tego, że nie ma go przy mnie. Że kłamie mi w żywe oczy. Że mnie zdradza z innymi dziewczynami.Tak nie wygląda prawdziwy związek. To jest toksyczna relacja. Każdy w pewnym momencie pęka i nie wytrzymuje tego bólu. Powiedziałam mu co o nim sądzę. Tego nie żałuję. Czy żałuję, że z nim zerwałam? No właśnie. To jest dobre pytanie.
Zabrałam plecak i zeszłam na dół. Mama podała mi kanapki i uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie.
- Córcia, nie daj mu tej satysfakcji, że ciebie to boli. - przytuliła mnie.
- Nie dam. - sama nie wiedziałam, czy mówię prawdę czy kłamię.
Wychodząc z domu, spojrzałam jeszcze raz za siebie. Wszystko było na tym samym miejscu. Porządek dnia, meble, zapach dochodzący z kuchni... Jednak to nie była do końca prawda. To były pozory. Każdy wiedział... mama, Jake, pewnie nawet sam Adam. Wszystko się zmieniło. Trzeba  ogarnąć ten chaos i dalej żyć. To był mój cel. Cholernie trudny i pewnie niemożliwy do osiągnięcia.
Jacob wysiadł z wozu i otworzył mi drzwi. Uparł się mnie pilnować jak oczka w głowie. Nie miałam mu tego za złe.Zawsze był wobec mnie opiekuńczy. Przynajmniej nie czułam się sama. Jego obecność uśmierzała mój wewnętrzny ból. Chociaż przez moment...
- Ładnie wyglądasz. - przytulił mnie.
- Nie zachowuj się jak mój chłopak. - szturchnęłam go i wsiadłam do samochodu.
- Na pewno wszystko w porządku? - zapytał, zajmując miejsce dla kierowcy.
- Tak. - nie spojrzałam mu w oczy.
Jake odpalił silnik i ruszył. W tle grało "The Other Side - Ruelle." Kolejna ballada miłosna, którą uwielbia mój przyjaciel. Jest przekonany, że spokojna muzyka dobrze wpływa na ludzi. W tym momencie nie wydaje mi się, żeby działała. Nie czułam się spokojna.
- Jak mam się zachowywać? - zapytałam nagle.
Jake nie odpowiedział od razu. Czułam, że głęboko myśli nad tym co chce mi powiedzieć.
- Normalnie.
- Jak?! - podniosłam trochę głos, ale natychmiast się zorientowałam co się stało. - Przepraszam.
- Ninka, wiem, że to nie będzie łatwe, ale masz mnie. Jak chcesz to mogę w każdej chwili skopać mu tyłek. - uśmiechnął się do mnie.
Nie wierzyłam mu. Pamiętam jego reakcję, gdy pojechaliśmy do domu Adama. Bał się tam wejść,a co dopiero zrobić to o czym teraz mówił. A może właśnie tak jest, że ludzie rzucają słowa na wiatr, bo chcemy je od nich usłyszeć. A jak przychodzi co do czego to zostawiają nas samych, pomimo obietnic. Wygląda na to, że muszę jeszcze wiele się nauczyć.
- Dobrze wiesz, że nie będzie normalnie. - przyznałam cicho i obróciłam się w stronę okna.
Jacob zaczął coś mówić o meczu, który miał być w tą sobotę. Chciał mnie oderwać od złych myśli. Starał się. Jednym uchem go słuchałam, ale myślami była gdzieś indziej. Gdzie? W pustym pokoju. Wokół mnie nie było nic. Pusta przestrzeń. Żadnych drzwi, czy okien. Co robiłam? Zatykałam uszy i krzyczałam ile miałam sił w płucach. Dlaczego? By sobie ulżyć.
Szkoła też na pierwszy rzut oka się nie zmieniła, ale ludzie już tak. Od samego początku czułam na sobie wzrok wszystkich uczniów. Wiedzieli co się stało. Plotki w tym świecie szybciej rozchodzą się niż świeże bułki w sklepie. Co mogłam poradzić? Nic. Udawałam, że mnie to nie rusza. Jak najszybciej dotarłam do szatni i odłożyłam książki.
- Kurde... - westchnęłam.
Nie zabrałam wody. Na szczęście miałam jeszcze chwilkę do dzwonka. Szybko podbiegłam do sklepiku szkolnego i ustawiłam się w kolejce. Wszystkie laski "obczajały" mnie od stóp do głów. Nie mogłam znieść ich wzorku, więc spoglądałam na ziemię. W końcu nadeszła moja kolej.
- Poproszę wodę niegazowaną.
- Ty... To nie jest ta Nina, co zerwała z naszym ciachem? - zapytała brunetka swoją koleżankę.
- Na to wygląda. - spojrzała na mnie.
- Poproszę wodę. - powtórzyłam, udając, że nic nie słyszałam.
- Skończyła się. - odparła brunetka.
Kątem oka dostrzegłam, że na półce stało przynajmniej 10 butelek wody.
- Przecież widzę, że macie. - pokazałam dłonią na regał.
- Słuchaj, kochana... Nigdy nie zasługiwałaś na Adasia, tak samo jak nie zasługujesz na butelkę wody. - zaśmiała mi się prosto w twarz.
- Słucham?
- Spieprzaj, bo ludzie stoją w kolejce i też chcą zdążyć na lekcje. Nie jesteś pępkiem świata. - odparła ta druga.
Czułam się upokorzona. Wiedziałam, że nie wygram. Odpuściłam. Niespodziewanie pojawił się obok mnie Jacob. Zatrzymał mnie przy okienku.
- Czy macie jakiś problem? - zapytał.
- Yyyy... nie. W czym możemy pomóc? - zapiszczały.
No tak. Zobaczyły kapitana drużyny. Kolejne ciacho.
- Wodę, dla mojej przyjaciółki. - powiedział stanowczo.
Dziewczyny od razu podały wodę, a ja pieniądze. Rozmowa obróciła się o 180 stopni. Chodziły jak w zegarku. Był to dla mnie szok. Przykład co robi popularność w szkole.
- I jeszcze jedno... Bądźcie miłe dla niej, w przeciwnym razie pogadamy inaczej. - pogroził i odeszliśmy.
Wszystkie oczy były na nas zwrócone. Nienawidziłam tego. Przyspieszyłam. Chłopak podążył za mną. Schowałam butelkę wody do torby.
- Wszystko w porządku? - przytrzymał mnie.
- Radziłam sobie. - wycedziłam przez zęby.
- Już więcej tego nie zrobią. - pogładził mnie po policzku.
- Nie zrobią, gdy ty będziesz obok. - wypuściłam powietrze.
Czułam, że wszystko ze mnie spływa. Wszystkie emocje, ale przeczuwałam, że to dopiero początek góry lodowej. Na samą myśl o tym co za chwilę miało nastąpić przeszywał mnie dreszcz.
- Co teraz masz? - zapytał.
- Biologię.
- Odprowadzę cię. - zaproponował.
Dobrze wiedziałam, dlaczego to zrobił. Idąc do klasy biologicznej musiałam przejść obok sali, w której Adam miał zajęcia. Byłam zdenerwowana. Sama nie wiedziałam, czy chcę go widzieć czy nie. Postanowiłam nie patrzeć, ale nie wytrzymałam. Zobaczyłam go. Siedział w towarzystwie Meghan i innych lasek. Wstrzymałam oddech, gdy nasze oczy się skrzyżowały. Każdy wyczuwał napiętą atmosferę. Na szczęście zadzwonił dzwonek i rozeszliśmy się do klas.
- Co może uspokoić nasz organizm? - zapytała nauczycielka.
Prawie wszyscy się zgłosili do odpowiedzi. Tylko nie ja. Siedziałam w ciszy i rysowałam kółka na papierze. Nie chciałam uczestniczyć w tych zajęciach. Zbyt wiele kosztowało mnie krótkie spotkanie z moim ex.
- Melisa. - ktoś odpowiedział.
- Zgadza się. Jakieś inne pomysły? - zapytała.
Nastała cisza. Nie podniosłam wzroku. Rysowanie kółek było ciekawszym zadaniem niż dyskusja.
- Nina, może ty nam powiesz? - oderwałam się i długopis opadł na ławkę. Nauczycielka podeszła do mojej ławki i spojrzała na moje dzieło. - Uspokajasz się dzięki temu? - zapytała.
- Może trochę. - wydusiłam z siebie.
- Ciekawe. A co jeszcze pozwala wyciszyć się? - zapytała.
Z trudem przypomniałam sobie słowa Jacoba. Jakim cudem znowu ratował mi tyłek?
- Muzyka. - odparłam. - Spokojna muzyka. - sprecyzowałam.
- Masz rację... - nie pamiętam co było dalej.
Ani co mówiła nauczycielka, ani jakim sposobem minęła tak szybko ta lekcja. Nagle znalazłam się na korytarzu. Jacob zniknął, więc zostałam sama. Niespodziewanie podeszła do mnie Meghan. Uśmiechnęła się i nachyliła się. Zaczęła szeptać: " Nie zasługiwałaś na niego." Potem po prostu odeszła, a w głowie powtarzały mi się jej słowa. "Nie zasługiwałaś na niego." Zacisnęłam zęby i uciekłam do łazienki. Tam nie wytrzymałam i zaczęłam płakać.
*
Co jeśli wszyscy mają rację? Nie zasługiwałam na niego. Na jego miłość. Uwagę. Czas. Przecież jestem nikim. Od zawsze byłam i będę. Każdy mnie nienawidzi. Podobno, gdy wiele osób powtarza te same słowa to stają się one prawdą. Nienawidzili mnie. Adam też?
- Nie będzie go na treningu. - powiedział Jacob, siadając obok mnie na trybunach.
Nie skomentowałam tego, bo nie wiedziałam jak. Czułam, że byłam tu niemile widziana.
- Słyszałem, co mówiła ci Meghan... Nie słuchaj jej. Nie ma racji. - dodał.
- A co jeśli ma? - zapytałam go z gulą w gardle.
- Nie ma... - pokręcił głową.
- Nie widzisz tego? - pokazałam na ludzi wokół siebie. - Nienawidzą mnie. Nie chcą bym tu była. Kto wie, może mi życzą śmierci. - spojrzałam na niego. 
- Kogo to obchodzi? - zapytał.
- Mnie. 
- Nie możesz przejmować się opinią innych, bo to cię zniszczy. - przyznał.
- Kiedy masz negatywną opinię o samym sobie to zwracasz uwagę na opinię innych. - odparłam.
Jake zamilkł, tak jakby znowu chciał mnie zrozumieć. Spojrzał na chłopaków, rozgrzewających się przed sparingiem. 
- Masz negatywną opinię o samej sobie? - zapytał.
Zacisnęłam zęby, a jedna kropla spadła na ziemię. To była moja łza, którą powstrzymywałam od dłuższego czasu.
- Jake, ja nienawidzę siebie. - mówiąc to rozpłakałam się wtuliłam się w jego ramiona.
- Och Nina. - westchnął.
- To moja wina. Moja. - rozpłakałam się na dobre.
Moja wina, że się zakochałam w Adamie. Że mu ufałam jak głupia. Że go broniłam. Sama sobie byłam temu winna. W dodatku nie wiedziałam, co powinnam zrobić by poczuć się lepiej. Istnieje jakieś lekarstwo na nieszczęśliwą miłość?


Jak myślicie Nina miała wpływ na to czy się zakocha w Adamie, czy nie? Czy to rzeczywiście była jej wina, że jej życie się tak potoczyło? Czekam na Wasze opinie. :)

Powyżej przesyłam link do piosenki, o której jest mowa w tej części. W.x

3 komentarze:

  1. To nie jej wina, zakochała się po prostu.. Adam to świnia I nie zaslugiwal na nią

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Hej
      Miałam wrócić jutro,ale jestem dzisiaj.
      Moim zdaniem to on nie zasługiwał na nią. Zachował się, jak ostatni debil,a ona się w nim po prostu zakochała. Widziała tylko jego zalety,a wady starała się sobie wytłumaczyć.
      Czekam na następny rozdział.

      Usuń