Dzień
ciągnął się w nieskończoność. Wodziłem wzrokiem po sali,
gdzie charakteryzatorki przygotowywały strój do następnej sceny.
Co chwilę coś przymierzałem. Robiłem to w ciszy. Czasem w mojej
głowie pojawiał się obraz śpiącej Kate. Była bardzo słodka. A
czasem zastanawiałem się z kim się wczoraj spotkała. Po paru
godzinach postanowiłem wyjść na taras. Idąc korytarzem,
usłyszałem czyjąś kłótnię. Wzruszyłem ramionami.
Nienadzwyczajna sytuacja.
- Po
prostu nie. - usłyszałem głos Kate i stanąłem jak porażony
piorunem. Odszukałem wzrokiem drzwi z których dobiegała rozmowa i
czekałem na rozwój wydarzeń.
- Dlaczego?
- męski głos zahuczał.- Wczorajsza kolacja dla mnie nic nie znaczy. - słyszałem, że chodziła w szpilkach po pokoju.
- Uciekłaś, a potem nie odbierałaś telefonu. - warknął.
Byłem
bliski by zainterweniować, ale powstrzymałem się.
- To
nie ma sensu …- Ale dlaczego? - zapytał.
- Bo … - jąkała się.
Nie
widziałem tego gościa, ale byłem pewien, że wpatruje się w nią
wyczekująco.
- Kocham
innego. - odparła w końcu.- Kim on jest? - zapytał.
- Daj już spokój. - odparła.
- Kim? - zapytał jeszcze raz.
- A jak myślisz? - zapytała i usłyszałem, że coś spadło na podłogę. Zerwałem się i otworzyłem drzwi.
W
pomieszczeniu zastałem samą Kate.
- Wszystko
w porządku? - zapytałem. - Usłyszałem hałas … - wtedy
zobaczyłem potłuczoną lampę na ziemi.- Ale niezdara ze mnie. - zaśmiała się, ale widać, że była zdenerwowana. Dziewczyna zaczęła niezdarnie zbierać kawałki porcelany.
- Zostaw to. - odparłem. - Sprzątaczka się tym zajmie.
- Ale ja nie mam prywatnej sprzątaczki jak ty. - uśmiechnęła się.
- Możesz pożyczyć moją. - wzruszyłem ramionami.
Kate
przerzuciła swoje czarne włosy na jedno ramię i wstała. Poprawiła
sukienkę i spojrzała na zegarek.
- Chyba
powinnam przynieść ci teraz lunch. - powiedziała cicho, a ja
pokiwałem głową. - A co powiesz na wspólny obiad? - zapytała.- Ale ja stawiam. - powiedziałem, otwierając jej drzwi wyjściowe.
- Twierdzisz, że mnie nie stać na to by opłacić Davida Richarda? - zapytała, mocniej zaciągając czapkę na uszy.
- Jeszcze mnie nie znasz i nie wiesz co lubię jeść. - puściłem jej oczko.
Znaleźliśmy
na uboczu knajpkę meksykańską. Było nawet przytulnie. Dziewczyna
wybrała z menu jakieś dania. Trochę się z nią podroczyłem.
Uwielbiałem widzieć w jej oczach frustrację. To było bardzo
interesujące doznanie.
- Czyli
musiałam być nieźle pijana... - podsumowała moją relację z
wczorajszej nocy. - Jeszcze raz cię przepraszam. - na jej policzku
pojawił się rumieniec.- Uwierz mi, że jeszcze nigdy nie widziałem kobiety pijanej, która sama pchała mi się do łóżka beze mnie. - zaśmiałem się.
- Zaznaczam, że byłam niepoczytalna. - pokazała widelcem na mnie.
- Wiesz, że mogłem to wykorzystać? - zapytałem na poważnie.
Kate
pobladła. Przełknęła ślinę i jeszcze raz spojrzała na mnie.
- Ale
tego nie zrobiłeś … - powiedziała z wahaniem.- Nie jestem świnią. - odparłem.
- Myślałam, że mnie nie lubisz... - uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie.
- Bo tak było. - odparłem, a jej uśmiech rozpłynął się daleko. - Było … - powtórzyłem.
-Wiesz co, David? Jednak jesteś w porządku. - uśmiechnęła się ponownie. - Nasza rozmowa pomogła mi zrozumieć parę rzeczy. Właściwie nie wiem dlaczego postanowiłam ci się zwierzyć...
- Bo byłaś pijana. - mruknąłem.
- Ale wiedziałam co się dzieje. - przyznała.
- Nie ująłbym tego tak, ale niech ci będzie. - spojrzałem na nią.
- Jesteś wspaniałym przyjacielem. - odparła i położyła swoją dłoń na moją. Poczułem, że robi mi się gorąco. Nie przywykłem do tego, że kobiety mówią do mnie w ten sposób. Właściwie nigdy tego nie robiły.
- Dzięki. - powiedziałem cicho, wlepiając swój wzrok w talerz.
Czułem,
że Kate chce coś powiedzieć, jednak jej telefon przerwał naszą
rozmowę.
- Hallo?
Tak. Jestem z Davidem … to znaczy panem Ricardem na obiedzie. -
poprawiła się. - Ja też przepraszam za wczoraj. - zaczęła
drapać się po głowie. Z kim ona gadała? - Do później.
Korciło
mnie by zapytać, albo najlepiej wyrwać jej telefon z ręki by
dowiedzieć się z kim rozmawiała. Boże, czemu tak się zachowuję?
Odbiło mi, czy jak?
- To
był ten gościu co wrzeszczał na ciebie dzisiaj? - zapytałem,
zaciskając pięść pod stołem.- Nie. - odparła, przyglądając mi się uważnie.
Poczułem,
że robi się niebezpiecznie. Gniew mój wzbił się na wyżyny.
Musiałem reagować. Wyciągnąłem portfel. Rzuciłem na stół
pieniądze i odszedłem od stołu bez słowa.
- David!
- słyszałem jej głos. Część mnie chciała bym został przy
niej, ale nie mogłem ryzykować. Musiałem uciec jak najdalej od
niej.
Na
ulicy zaczął padać śnieg. Oczywiście jak zawsze! Przyspieszyłem
kroku, zakładając kaptur na głowę. W pewnym momencie zacząłem
biec. Wpadłem w jakiś zaułek i stanąłem naprzeciwko pustych
kartonów po owocach. Nie wiem kiedy pierwsze pudło zostało
zdeformowane, a raczej zmiażdżone i wbite w ziemię. Zabrałem się
za drugie. Gniew nie ustawał i nadal był na takim samym poziomie.
Nawet nie myślałem co spowodowało, że tak się czułem jak się
czułem. Ja to wiedziałem. To była Kate.
- David?
- w międzyczasie usłyszałem jej zasapany głos, ale nie
potrafiłem przestać. Waliłem teraz pięściami o kartony by mi
ulżyło. Im dłużej to robiłem, tym więcej miałem siły. Jak to
możliwe? - Proszę, przestań! - krzyknęła, a ja nawet nie
spojrzałem na nią. Nadal biłem się z kartonami. - David! -
krzyknęła i poczułem, że objęła mnie od tyłu ramionami.
Trzymała mnie mocno. Mój mózg zaczął świrować. Nikt nie mnie
nie tulił w taki sposób od bardzo dawna. Gniew zaczął opadać,
ale ten uścisk nie był wstanie nad nim zapanować. Zacząłem się
szarpać, aż w końcu się wyrwałem. Kiedy miałem już zniszczyć
ostatnie pudło, usłyszałem ciche : „Ałła”.
Przerażony
obróciłem się i zobaczyłem jak Kate leży na śniegu, pocierając
łokieć. Była blada i można powiedzieć wystraszona. Odrzuciłem
karton na bok i ukucnąłem przy niej. Nabierałem w moje płuca
wiele powietrza by się uspokoić i ustabilizować oddech. W końcu
się udało.
- Kate...
- wyciągnąłem rękę ku niej, ale zobaczyłem, że się odsuwa.- A więc to prawda. - powiedziała cicho.
Spojrzałem
na nią przerażony. O czym ona mówiła?
- Nie
potrafisz panować nad sobą. - odparła.
Wstałem
i zrobiłem kółko by ponownie ukucnąć przed nią. Prawda została
powiedziana. Chociaż bardzo się starałem i tak nie wyszło. Jestem
nikim.
- Przepraszam.
Przepraszam. Przepraszam. - z moich oczu zaczęły spływać łzy.
Nawet nie próbowałem ich tamować. Nie byłem w stanie. Zacząłem
rwać sobie włosy z głowy. Skrzywdziłem niewinną osobę. Osobę,
na której w jakiś sposób mi zależy.- Hej, hej … - poczułem jej delikatne palce na mojej twarzy. - Wszystko jest w porządku. - pocieszała mnie.
- Kate, ja nie chciałem … nie chciałem cię skrzywdzić. - łkałem. - To jest silniejsze ode mnie...
- Wiem. - gładziła moje włosy, a ja spojrzałem na nią. Skąd wiedziała? - Wiem, że nie chciałeś mnie skrzywdzić. Chciałeś uciec by móc rozładować swój gniew na … - spojrzała kątem oka na rozgniecione kartony po owocach. - pudłach po bananach. - zachichotała. - A ja głupia pobiegłam za tobą. No i teraz znowu leżę na śniegu. Jesteśmy kwita. - zaśmiała się, a ja nie potrafiłem zrozumieć skąd u niej tyle radości i zrozumienia.
- Jesteś pierwsza, która próbuje to zrozumieć i mi pomóc. - przyznałem cicho.
Poczułem
jak obejmuje mnie mocno i przytula. Byłem bardzo zdezorientowały.
Powoli moje ręce zacisnęły się wokół niej. Dawno nie czułem
tego uczucia. Wtuliłem się w nią bardzo mocno.
- Kocham cię. - powiedziałem cicho, ale dźwięk dzwonów mnie zagłuszył.
Nie zareagowała i gdy chciałem to powtórzyć coś mnie
powstrzymało. „Ale ja kocham innego”. Właśnie to zdanie mnie
powstrzymało. Chwila … Czy ja powiedziałem, że ją kocham?
Przecież ja nie mówię takich rzeczy!- Chodźmy, bo mi tyłek zmarznie. - zaśmiała się do mnie. Pokiwałem głową.
Całą
drogę milczałem, bo nie wiedziałem co powiedzieć. Wyznałem jej
miłość. Cholera, zrobiłem to.
- Boli cię? - zapytałem, gdy wchodziliśmy na plan.- Co? Łokieć? - uśmiechnęła się przyjaźnie. - Nie. - pogłaskała mnie po ramieniu.
- Tu jesteście! - zza rogu wyłonił się Paul. - David, gdzieś ty był? - zapytał, pokazując na moje zadrapane dłonie od kartonów.
- Pomagał mi zapakować prezent. Ozdobny papier był bardzo ostry. - odpowiedziała za mnie Kate.
- Od kiedy ty pakujesz prezenty? - zapytał Paul.
- Musi być ten pierwszy raz. - wyszczerzyłem się do niego.
Paul
widocznie mnie nie słuchał. Cały czas wpatrywał się w Kate.
Miałem ochotę mu przyłożyć, ale musiałem się uspokoić.
Czekałem na rozwój wydarzeń.
- Musimy
porozmawiać. - powiedział do niej w końcu.- Chyba ci wszystko rano wyjaśniłam. - powiedziała stonowanym głosem.
- Nalegam. - pokazał na drzwi od pokoju.
Spojrzałem
na nią, a ona pokazała, że wszystko gra. Para zniknęła mi z
oczu. Oparłem się o ścianę i czekałem na nich. Coś mi tu nie
pasowało.
- David!
- krzyknął Olivier. - Potrzebuję twojej pomocy. - już chciałem
jakoś go zbyć, ale nie miałem siły.
Poszedłem
za nim. I tak minęła mi reszta dnia. Pomagałem mu przygotowywać
salę na jutrzejszy bankiet, kończący zdjęcia do filmu.
Poukładałem krzesła. Razem z Kirą przyozdobiliśmy stoły i
poukładaliśmy zaproszenia, według odpowiedniej kolejności. Nie
wiem jakim sposobem w mojej dłoni znalazło się to zaadresowane do
Kate.
- Zaraz
dam je obsłudze, aby poroznosiła je po pokojach. - odparł
Olivier.- Mogę to zanieść osobiście. - przyznałem, machając kopertą do reżysera.
- A do kogo to? - zapytał.
- Do mojej asystentki. - odparłem.
- Okay. - zgodził się obojętnie, a Kira zaśmiała się do mnie.
- Powodzenia. - szturchnęła mnie i mrugnęła okiem.
Bez
wahania poszedłem do hotelu. Stanąłem przed drzwiami i zapukałem
do Kate. Czekałem, ale nikt nie odtworzył. Jeszcze raz to zrobiłem,
ale nic. Nadal cisza. Musiała gdzieś wyjść. Wróciłem do pokoju
i położyłem się na łóżku. Czekałem, aż usłyszę jej kroki …
Hello :) Kto się stęsknił za "Sensem życia"? Czasem trudno wyznać komuś miłość, co nie? Jak myślicie, czy David dobrze się do tego zabrał? W.x
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz