piątek, 19 lutego 2016

Sens życia cz.2

Stałem i czekałem aż reżyser podejmie decyzję, czy będziemy powtarzać to ujęcie. Cholera, ile można kręcić jedną scenę? Zacząłem się wściekać. Nerwowo patrzyłem na Oliviera i miałem nadzieję, że zaraz z jego ust usłyszę zbawienne słowa, które sprawią, że będziemy mogli przejść dalej lub skończyć. Jednak on zwlekał. Sprawdzał każdy szczegół i detal. Już taki był. Ale z drugiej strony nie dziwiłem mu się. Kręcenie filmu, gdzie akcja odbywała się w latach dwudziestych, jest sporym wyzwaniem. Wszystko musi być idealne, w przeciwnym razie film straci swój klimat.
- Myślę, że niczego nie pominąłem. - powiedział do operatora, a ja zacząłem mieć nadzieję, że produkcja zaraz ruszy dalej.
- Przepraszam, przepraszam … - przez tłum ludzi zaczęła przeciskać się kierowniczka produkcji. Miała w dłoni jakieś papiery. Nachyliła się ku Olivierowi i coś mu powiedziała.
- Ale że teraz? - zapytał oburzony.
- Tak. Przecież sam mówiłeś. - odparła.
- Nie miałem zielonego pojęcia, że będziemy musieli to tyle razy powtarzać. - powiedział. zdegustowany. - Nie mogłem tego przewidzieć. - dodał.
- Przynajmniej to przejrzyj. - prosiła.
- Czytałaś to? - zapytał ją.
- Tak. - przekartkowała plik dokumentów.
- Nadaje się? - zapytał z uniesionymi brwiami do góry.
- Raczej tak. - odparła.
- To podpisz umowę i sprawa zakończona. - uśmiechnął się do niej i podszedł do scenarzysty.
Rzadko kiedy ktoś przerywał nagranie taką głupią sprawą. Przynajmniej myślałem, że to głupia sprawa. Po skończonym ujęciu udałem się do garderoby. Marzyłem o dobrym lunchu, który zamówiłem dziś rano. Miałem nadzieję, że zaraz ktoś mi go przyniesie. W międzyczasie postanowiłem położyć się. Wziąłem piłkę do ręki i zacząłem sobie ją rzucać. Nie wiem ile czasu upłynęło, ale mój brzuch mówił, że wystarczająco dużo. Na korytarzu usłyszałem śmiech Paula i jakieś kobiety. „ Pewnie znowu podrywa jakąś asystentkę” - pomyślałem i lekko wychyliłem się zza drzwi. Nie widziałem z kim rozmawia. A zresztą. Po co mi to wiedzieć? Usiadłem ponownie i spojrzałem na zegarek. Cholery idzie dostać!
W końcu usłyszałem zbawienne pukanie do drzwi. Zaczęła mi ślinka ciec.
- Wejść! - krzyknąłem.
- Panie Ricard, przepraszam bardzo za spóźnienie, ale były korki na mieście … - kobieta, która weszła do środka zaczęła się tłumaczyć, aż nagle przerwała.
Nasze oczy się spotkały. No nie! To była ta dziewczyna co mnie dzisiaj rano przewróciła. Jednak jej ubiór był inny. Miała na sobie białą koszulę, która idealnie podkreślała talię. Włosy związała w kok. A zamiast spódnicy ubrała spodnie. Położyła paczuszkę z jedzeniem na stole.
- Pracujesz tutaj? - zmierzyłem ją wzrokiem.
- Od dzisiaj. - przyznała.
- Jakoś życie Ci się nie zawaliło … - odparłem, otwierając moje zamówienie.
Od rana marzyłem o włoskim makaronie z sosem bolońskim, zapiekanym serem. Nie zważając na to, że jeszcze tu ona jest, zacząłem jeść. Gdy włożyłem makaron do ust, zesztywniałem. Rzuciłem sztućcem o talerz i spojrzałem na nią.
- Żartujesz sobie?! - zapytałem z gniewem w głosie.
Była bardzo zdezorientowana. Stała i czekała co mam do powiedzenia. A miałem tego dużo...
- Najpierw kawa, teraz to … - pokazałem na danie, które przyniosła.
- Coś nie tak? - zapytała cicho.
- Bardzo nie tak. Jest zimne! Jak mam do cholery to zjeść? - czekałem na odpowiedź.
- Przepraszam. - uniosłem dłoń by przestała mówić.
- Jeżeli masz jakieś bardzo dobre wytłumaczenie to słucham. - założyłem ręce na piersi i się gorzko uśmiechnąłem.
- Po drodze zatrzymał mnie Paul …
- Paul? - uniosłem do góry brwi.
- Tak. Wdaliśmy się w miłą pogawędkę. - zaczęła skubać skórki od paznokci.
- Pogawędkę. Kiedy ja tutaj głodowałem. - zaśmiałem się gorzko.
- Bez urazy, ale jakbyś głodował to byś to od razu zjadł. - odparła.
- Radzę ci nie zadzierać ze mną. - wstałem i podszedłem do niej.
Poczułem, że jej pewność, która przed chwilą jeszcze była, uleciała w nieznane. Głowę miała spuszczoną w dół. Oznaczało to, że się mnie boi. Czy tego chciałem? Co prawda nie potrafiłem się kontrolować z moimi atakami złości. Ale to mnie nie usprawiedliwia by unosić na nią głos. Musiałem jakoś załagodzić sytuację.
- Myślę, że więcej razy nie popełnisz takiego błędu. - powiedziałem stonowanym tonem.
- Oczywiście, panie Ricard. - odparła cicho.
Gdy to powiedziała poczułem delikatne ciepło na sercu. W moim życiu słyszałem wiele razy jak ktoś wypowiada moje nazwisko. Ale z jej ust to brzmiało zupełnie inaczej.
- Czy mogę już wrócić do swoich obowiązków? - zapytała.
- Tak. - odparłem niechętnie, mając nadzieję, że znowu powie moje nazwisko.
Ale tak się nie stało. Od razu opuściła pomieszczenie, a ja zostałem sam. Z żalem usiadłem i zacząłem jeść moje jedzenie. Nawet nie było takie złe. Właściwie to nie wiem, dlaczego na nią nawrzeszczałem. Dokończyłem w spokoju jeść i wróciłem do pracy.
***
- Jak tam Olivier? - zażartował Mike, gdy wszedłem do hotelowego baru.
- Jak zawsze sama perfekcja. - odpowiedziałem żartobliwie.
Dosiadłem się do niego i do Paula. Obaj mieli przed sobą szklankę wódki z colą. Nie przeszkadzało mi to. Poprosiłem o wodę i w milczeniu przysłuchiwałem się ich rozmowie.
- To był długi i męczący dzień. - przyznał Michael.
- Dzięki Bogu,że zatrudnili nową asystentkę. - odparł z uśmiechem Paul, a ja przyjrzałem mu się uważniej. - Jest bardzo miła i odpowiedzialna. - dodał.
- Spóźnia się. - powiedziałem sam do siebie, ale chłopcy musieli to usłyszeć.
- Kate jest punktualną osobą. Pracowałem z nią przez pół dnia. Zrobiła więcej niż niejeden w naszej ekipie. - Paul zaczął ją bronić.
- Kate? - a więc to tak ma na imię. Uśmiechnąłem się do szklanki z wodą.
- Myślałem, że ją poznałeś. Poszła zanieść ci jedzenie. - powiedział, a mój uśmiech zniknął z twarzy.
- Rzeczywiście. Była przez moment … - specjalnie przedłużałem słowa. - Mówiła coś o mnie?
- Nie. - odparł Paul i zaczął gawędzić z Mikem o planach na przerwę zimową.
Nie chciało mi się słuchać o kolejnym romantycznym wypadzie Michaela i jego żony, który zaplanowali sobie w przyszły weekend. Dlatego dopiłem wodę i wstałem. Poszedłem na swoje piętro i stanąłem przed wejściem do pokoju. Gdy już miałem otworzyć, usłyszałem jak ktoś przeklina pod nosem. Obróciłem się i ujrzałem Kate. Stała przed drzwiami z kartą w dłoni. Przejeżdżała przez zamek, ale nic to nie dawało.
- Nie wiedziałem, że dziewczyny tak słodko klną. - skomentowałem złośliwie jej zachowanie.
Spojrzała na mnie ze strachem w oczach. Czekałem jak głupi aż powie moje nazwisko, ale nic z tego. Zamiast tego ponownie zaczęła próbować wejść do środka, ale tym razem w ciszy.
- Może pomogę? - zapytałem zza jej pleców.
- Dziękuję, ale dam sobie radę. - odparła.
- Właśnie widzę. - zaśmiałem się.
Dziewczyna po tych słowach zaprzestała prób i oddała mi kartę do moich rąk. Przyłożyłem ją w odpowiednim miejscu i zamek puścił. Oddałem kartę właścicielce i czekałem na podziękowania.
- Dziękuję. - odparła. Cholera! Czemu nie dodała tam mojego nazwiska?!
- Nie ma za co. - wymusiłem się na uprzejmość.
Obróciłem się i zacząłem iść do moich drzwi, gdy usłyszałem zbawienne jej słowa.
- Panie Ricard! - krzyknęła, a ja od razu odwróciłem się do niej. W moim sercu znowu poczułem to samo ciepło co kilka godzin temu. - Zapomniałam się panu przedstawić. Jestem Kate. - uśmiechnęła się nieśmiało.
- Miło mi. - odparłem. - Zapamiętam to imię, bo nie co dzień ktoś chwyta cię i przewraca na zimny lód. - odparłem. Poczułem, że robi się smutna. Nie potrafiłem z nią normalnie rozmawiać. Dlaczego?
- Jakieś specjalne życzenia na jutro? - zapytała.
- A właściwie to na jakiej pozycji pracujesz? - zapytałem, podchodząc bliżej.
- Głównej mierze jestem pana asystentką. - to ja mam asystentkę!? - Ale pomagam każdemu kto potrzebuje mojej pomocy. - przyznała.
W moim kontrakcie nie było mowy o asystentce, ale skoro dają gratis … To czemu nie?
- Przynieś mi rano wodę do garderoby. - odparłem, ale czegoś w mojej prośbie brakowało. No tak. - Magicznego słowa „ proszę”. - Proszę. - dodałem.
- Oczywiście. - zanotowała.
- Widzimy się jutro. Dobranoc Kate. - powiedziałem szybko i wszedłem do swojego pokoju.

Cholera! Czemu moje serce tak mocno bije, gdy zwracam się do niej po imieniu? Myślę, że jestem zmęczony. Czas spać!


Kochani!
Po krótkiej przerwie wracamy do "Sensu życia". Jestem bardzo szczęśliwa, że z takim entuzjazmem przyjęliście "Walentynki". Muszę przyznać, że nie spodziewałam się tego. Kto wie, może na moim blogu będzie pojawiało się więcej takich krótkich opowiadań. Co Wy na to? W.x 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz