niedziela, 25 grudnia 2016

Wesołych Świąt


"Gdy pierwszą gwiazdkę ujrzysz na niebie,
wspomnij tych co kochają Ciebie.
Gdy pierwsza zgaśnie, a druga zabłyśnie,
niech Cię aniołek ode mnie uściśnie"

Kochani Czytelnicy,
życzę Wam zdrowych, spokojnych świąt przepełnionych miłością i rodzinną atmosferą. Niech radość oraz magia zagości w Waszych domach, a smutek niech zniknie razem z problemami. 
Spełnienia marzeń i szczęśliwego Nowego Roku!
W.x

środa, 14 grudnia 2016

Rest In Peace


Krzyczę, ale nikt mnie nie słyszy. Nikt nie potrafi zrozumieć tego co siedzi w mojej głowie. Otwieram usta, ale żadne słowo nie wydobywa się z mojego gardła. Łapię łapczywie powietrze i zaciskam jedną rękę na poduszce. Drugą niezdarnie ocieram moje łzy. Jest ich zbyt wiele. Przewracam się na drugi bok. Nie pomaga. Skupiam się na chwili. Przywołuje moje najlepsze wspomnienia, ale w tym momencie są zbyt blade by zadziałały. Wsłuchuję się w ciszę, którą znienawidziłam i pokochałam jednocześnie. Przerywa ją delikatne pukanie w parapet. Zrywam się z łóżka i spoglądam przez okno. Deszcz. Jak zawsze przyszedł mi z pomocą. Stukam palcem w parapet. Tak bardzo brakuje mi dźwięku pianina. Jednak ból jest silniejszy. Nie mogę grać. Nie dzisiaj. Obracam się i widzę moją czarną sukienkę. Mijam ją szybko i wychodzę na korytarz. Nie chcę o tym myśleć. Chcę zapomnieć o tym....
 W domu panuje zamieszanie. Tata dobiera odpowiedni krawat. Mama szykuje śniadanie. Nikt nie zwraca uwagi na moje podpuchnięte oczy. Dzisiaj mam prawo tak wyglądać. Patrzę w lustro, ale nie rozpoznaję tej dziewczyny. Wzdycham i przecieram twarz. Lepiej wyglądać nie będę. Zwykłe czynności przerywają telefony, które denerwują mnie jak nigdy. Nie mogę słuchać tych formułek, zapewnień, że będzie dobrze. Że tak będzie lepiej... Wracam do mojego pokoju i zamykam się. Upadam na podłogę i zaczynam płakać.

W samochodzie poprawiam sukienkę z milion razy. Jestem zła na siebie, że akurat właśnie tę wybrałam na dzisiejszą okazję. Pojazd rusza, a ja patrzę przez okno. Cisza. Skupiam się na muzyce, którą słyszę w mojej głowie. Pomaga. Jak zawsze moje lekarstwo zadziałało, ale wiem, że niedługo będę musiała z niego zrezygnować. Co wtedy pocznę? Tata jedzie bardzo nerwowo. Mama milczy, a ja nie wiem czy to dobry znak czy nie. Babcia siedzi i odmawia różaniec w ciszy. Przyglądam się paciorkom. Czy to się stało naprawdę? Spoglądam wciąż na koraliki w milczeniu. Czy to działa? Czy ta modlitwa sprawi, że on będzie w niebie szczęśliwy? Przez moment zatrzymuje wzrok na babci. Ona też milczy. Wszyscy milczą.

Pod Kościołem poustawiało się pełno samochodów. Co chwilę ktoś zaczepia mamę, albo tatę. Ja pozostaje w samochodzie z babcią. W zamyśleniu spoglądam na moją dalszą rodzinę. Nikt nie miał czasu by go kiedykolwiek odwiedzić. Nikt. Zatrzymuje łzy. Kątem oka dostrzegam, że tata z wujkiem idą do kostnicy. Czy chcę tam iść? Czy chcę go jeszcze raz zobaczyć, zanim zniknie na zawsze? Wysiadam z samochodu i podchodzę do mamy. Nie zwraca na mnie uwagi. Jest zbyt zajęta rozmową. Dobrze wiem dlaczego. Nie chciała tam iść, dlatego posłała tatę. Nie chciała go widzieć zimnego w trumnie. Zawsze powtarzała mi, że woli zapamiętać kogoś za życia. Właśnie dlatego nie pozwalała mi patrzeć na kogoś w trumnie. Przysuwam się bliżej mojego kuzynostwa, ale czuję się niepewnie. Nie potrafię z nimi rozmawiać, więc milczę. Spoglądam w ziemię. Chcę by ten dzień się skończył. By wszystko się skończyło.

Dzwony zaczęły oznajmiać, że czas się pożegnać. Wchodzę za mamą i siadam w pierwszej ławce. Zazwyczaj siedzę z tyłu. Nie lubię z przodu, bo wtedy czuję się niepewnie. Spoglądam na ołtarz i wtedy ogarniają mnie wszystkie wspomnienia. Parę lat temu przyprowadził mnie tutaj. Znalazł dla nas miejsce w ławce. Tym się różnił od innych. Dbał o mnie. Jak reszta miała mnie gdzieś, tak on zawsze stawiał mnie na pierwszym miejscu. Dzięki niemu czułam się wartościowa, ale tylko przy nim. Odkąd odszedł przestałam cokolwiek znaczyć. Stałam się nikim. W Kościele panuje lekkie zamieszanie. Pełno kartek z intencjami mszy trafia w moje ręce. Karzą mi iść do zakrystii. Nie chcę. Nie mam siły. Po chwili wstaję i idę. Wszyscy na mnie patrzą. Wstrzymuje oddech. On wiedział, że tego nie cierpię. Nienawidzę być w centrum zainteresowania. Pukam i wchodzę. Ksiądz prosi mnie bym przeczytała na głos to co jest na kartkach. Z drżeniem to robię, a potem wychodzę bez słowa. Nie chcę patrzeć na innych i ich reakcję, więc spoglądam pod nogi. Wtedy zamieram. Trumna staje obok mojej ławki. Mam ją na wyciągnięcie ręki. Ostrożnie siadam na swoim miejscu. Patrzę w prawo. On znowu siedzi obok mnie. Tak jak parę lat temu. Zaciskam zęby na wargach. Nie mogę płakać. Nie chcę. Dźwięk dzwonka roznosi się po Kościele. Wstaję i milczę. Słyszę organy i cicho się uśmiecham. Uwielbiał je. Spoglądam na trumnę. Uwielbiał dźwięk organów...
Spoglądam w górę i coś przykuwa mój wzrok. Widzę go. Mrużę oczy. Mam wrażenie, że to złudzenie. Moja wyobraźnia płata mi figle. On wędruje po suficie i siada przede mną. Zakłada nogę na nogę i chwyta mnie za rękę. Puszcza mi oczko jak to zwykł robić i rozgląda się. Patrzy kto przyszedł. Uśmiecha się delikatnie. Potem znowu spogląda na mnie. Czuję przyjemne ciepło. Jest przy mnie przez całą mszę. Na koniec pokazuje na moje serduszko i na siebie. "Tam mnie znajdziesz"- mówi i znika. Z moich oczy sypią się łzy. Nikt nie wie, co przed chwilą się tu stało.

Przestało padać. Stoję koło wielkiego namiotu. Wszyscy zepchnęli mnie na bok. On by na to nie pozwolił. Słyszę tą cholerną pieśń, która zawsze uświadamia mi, że to już koniec. Zamykam oczy i wstrzymuję łzy. Ktoś znowu stanął przede mną. Nie widzę nic. Spoglądam w bok i dostrzegam mojego kuzyna. Od czasu mojej komunii nie widziałam go w garniturze. W dzieciństwie to my byliśmy największymi rozrabiakami. A teraz? Oboje stoimy z białą różą w naszych dłoniach. Oboje nie chcemy tu być. Oboje pragniemy uciec. Ściskam kwiat z całej siły. Szukam kolców by się ocknąć. Znajduję i czuję lekki ból. Nie jest on porównywalny z tym co czuję od paru dni. Ksiądz rzuca ziemię na trumnę. Słyszę echo. Nienawidzę tego dźwięku. On też nie lubił. Mówił mi o tym. I wtedy dzieje się niesamowita rzecz. Ktoś chwyta mnie za ramiona i prowadzi do przodu. Staję w rządku obok kuzynów. Staję naprzeciwko niego. Widzę jak do mnie się uśmiecha. Przygryzam wargę. Boli jak cholera. Odwracam wzrok i znowu dostrzegam kuzyna. Zaczyna płakać, a ja nie mogę w to uwierzyć. Stoję jak wryta i  przyglądam się jego łzom. Nie wytrzymuje i idę w jego ślady. Nagle oni robią krok do przodu, a ja zostaję z tyłu. Kładą róże na trumnie. Wstrzymuje oddech i czuję się jak małe dziecko. Wtedy gdy on zachęcał mnie do zrobienia pierwszego kroku do czegoś, czego się boję. W końcu idę. Odkładam różę. Kątem oka dostrzegam mojego przyjaciela z wiązanką kwiatów. Przyszedł....
Koniec... Szloch. Łzy. Cierpienie. Smutek...

Ludzie zaczynają mnie taranować. Rzucają wiązanki i kładą znicze. Mój przyjaciel też podchodzi. Najpierw do moich rodziców, a potem do mnie. Chwyta mnie w swoje ramiona i mocno przytrzymuje. Przez te parę dni nie chciałam by mnie ktoś tulił, a teraz to we mnie pękło. Przytuliłam się do niego z całych sił. Chcę by przejął choć trochę mojego bólu. To jest bardzo samolubne, wiem. Mówi cicho, że mam się nie poddawać. Potem znika w tłumie. Czuje się tu bardzo zagubiona. Każdy mnie zna, ale ja ich nie. Spoglądam na całą rodzinę i wtedy dostrzegam jego siostrę. Siedzi na krzesełku roześmiana. Coś mnie kusi by tam podejść. Kuzyni stoją z boku, a ja idę do osoby, która była tak blisko niego. Od samego początku. Chcę się przestawić, ale ona przerywa mi w połowie zdania. " Wiem kim jesteś, moja ty śmieszko"- mówi i chwyta mnie za rękę. Znam ten dotyk. Te same dłonie. O drobinę delikatniejsze. Spoglądam w jej oczy i widzę jego spojrzenie. Uśmiecham się bardzo mocno. Każdy skupia wzrok na mnie, ale mam to gdzieś. Ciotka potrząsa moją dłonią i także śmieje się do mnie. Nie zwracam uwagi na słowa, ale na jej oczy. Tak jakbym widziała jego. Tłumek gromadzi się przy nas. Nie wiem ile czasu to trwa. Nagle staruszka ciągnie mnie ku sobie i mówi mi na ucho: " On kochał twój uśmiech. Uwielbiał jak się śmiałaś. Uśmiechaj się śmieszko mała."
Po tych słowach puszczam jej dłonie i odchodzę na bok. Nikt nie zwraca na mnie uwagi. Każdy szykuje się na stypę. Co czuję? Czuję ulgę. Coś czego nie czułam od paru dni. Spoglądam w niebo. Uśmiecham się delikatnie do słoneczka, które pojawiło się nie wiadomo z skąd.  Wiem, że te słowa były skierowane do mnie. To była wiadomość od niego... Dziękuję.


Dedykuję go mojemu Aniołowi, który ciągle prosi mnie o uśmiech nawet gdy jest beznadziejnie. Tęsknię.#RIP.
W.x