piątek, 27 października 2017

Pozorne Szczęście cz.4


Jak powinna wyglądać przyjaźń? Większość pewnie teraz w myślach sobie przytoczy znaną nam wszystkim regułkę: "Więź, której przerwanie oznacza tragedię dla obu stron". Czy aby na pewno tak jest? Uwierzcie mi, że jest to jedno kłamstwo, którym was oszukują od momentu narodzin. Jeżeli przyjaźń się rozleci to owszem, to będzie tragedia, ale tylko dla jednej strony. Ktoś zawsze dąży do rozłamu - świadomie lub nie. Co za tym idzie? Ta druga osoba będzie szczęśliwa, że pozbyła się balastu, który ciążył jej na nowej drodze życia. Na drodze ku nowemu szczęściu.

Każdy fragment historii ma swój początek, a wszystko zaczęło się pewnego jesiennego wieczoru. Wróciłam zmęczona po spotkaniu z Alexem. Tego dnia mieliśmy masę pracy przy nowej oprawie strony internetowej. Zawsze jest przy tym najwięcej roboty, dlatego siedzieliśmy nad tym prawie 5 godzin. Wchodząc do mieszkania wiedziałam, że Judy nie jest sama. Głośny rechot mojej koleżanki rozchodził się po całym mieszkaniu. Ściągnęłam płaszcz i buty. Zanim weszłam do salonu, zapukałam, by nie było niezręcznej sytuacji. Nawiasem mówiąc, często się to zdarzało. Dziewczyna leżała na kanapie przytulona do swojego chłopaka. Ten zmierzył mnie wzrokiem, jakby chciał powiedzieć : "Co Ty tutaj robisz?" W myślach odpowiedziałam mu: "Mieszkam."
- Cześć. - powiedziałam cicho i szybko przeszłam do kuchni, by zrobić sobie kanapki.
- Hej. - usłyszałam tylko odpowiedź mojej współlokatorki.
Robin od samego początku za mną nie przepadał. Wiele razy prowokował kłótnie i sprzeczki między mną, a moją przyjaciółką. Ona oczywiście zawsze go broniła. Na tym polega miłość. Wierzy się ślepo w to co powie mój ukochany, bo w końcu "on jest najlepszym co mnie w życiu spotkało". Więc koniec końców to ja byłam ta zła i wredna. Podsumowując to co przed chwilą zaszło, wiedziałam, że mi nie odpowie. Jednak moja kultura osobista za każdym razem mówiła mi, żebym próbowała do skutku. Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam potrzebne rzeczy. Kanapki były gotowe w 3 minuty. Zadowolona zabrałam talerz i zaczęłam iść w stronę mojego pokoju. Nagle usłyszałam głos Judy.
- Musimy porozmawiać. - stanęła w drzwiach.
Jej mina nie była zbyt ciekawa, co oznaczało tylko problemy.
- Za czynsz zapłaciłam. - westchnęłam i chciałam ją wyminąć. Niestety na drodze stanął mi Robin z dziwnym uśmiechem. Przeszedł obok mnie jak gdyby nigdy nic i pocałował Judy w policzek.
- Załatw to szybko skarbie. - powiedział i poszedł do salonu.
Co tu się do cholery dzieje? Czułam kolejną kłótnię w powietrzu. Uśmiech tego cholernego dupka mówił sam za siebie. Otworzyłam drzwi do mojego pokoju i zostawiłam kanapki na stole.
- Słucham... czynsz zapłaciłam tak jak to ustaliłyśmy. - zaczęłam tłumaczyć, ale czułam, że nie o to jej chodziło. To było coś innego. Coś, na co mógł wpaść tylko jej najukochańszy Robinek.
- Skoro jesteś tak blisko z Alexem to pomyślałam sobie, że pewnie zastanawiasz się by zmienić mieszkanie, prawda? - otworzyłam szeroko oczy.
Wow! Z skąd ten wniosek? Przecież to tylko mój przyjaciel. Nikt więcej.
- To, że pracuje z nim nie oznacza, że zamierzam z nim zamieszkać lub wyprowadzać się z stąd.- powiedziałam stanowczo.
- Sel, już najwyższy czas byś o tym pomyślała.
Zamurowało mnie. Totalnie. Patrzyłam na nią jak na ducha. To się nie działo.
- Postanowiłam zamieszkać z Robinem. Nasz związek się rozwija i wiesz... Chciałabym byś się wyprowadziła i zwolniła ten pokój. Chcemy trochę prywatności.
- Żartujesz sobie? - zaśmiałam się.
- Nie. - pokręciła głową, a ja nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę.
Moja własna przyjaciółka, której pomagałam odświeżać to mieszkanie. Prasowałam jej pranie, gotowałam, a czasem nawet utulałam do snu, chce bym się wyniosła z jej mieszkania. Co więcej? Wiele razy z własnej kieszeni płaciłam większą część czynszu, gdy nie miała pieniędzy. Teraz kazała mi się po prostu wynieść. Najlepiej zaraz...
- Zależy nam na czasie. Niedługo przyjdą meble...
- Kiedy zamierzałaś mi o tym powiedzieć? - uniosłam trochę ton.
Milczała. Wzrokiem szukała swojego chłopaka, ale nigdzie go nie było.
- Tak się nie robi, Judy. - pokręciłam głową. - Nie przyjaciołom.
- Ależ oczywiście, że nadal będziemy się przyjaźnić... - zrobiła krok do przodu i chciała mnie przytulić, ale cofnęłam się.
- Nie dotykaj mnie!
- Selena...
- Nie Judy, to nie jest przyjaźń. Przyjaciele nie zdradzają...
- Ale to nie jest zdrada. To jest mój nowy rozdział w moim życiu. Chcę byś w nim uczestniczyła.
- Nie chcesz. - łzy wypełniły mi oczy. - Ty po prostu pozbywasz się balastu, czyli mnie...
- Sel...
Pojawiła się we mnie złość. Nie umiałam nad nią panować...
- Wiesz, co... wyprowadzę się. - przyznałam. - Jednak sądzę, że powinnaś zwrócić mi kaucję.
- Kaucję? - była zaszokowana.
No tak. Zabawne. Wyleciało jej z głowy, że to ja właśnie zapłaciłam za kaucję, gdy się tu wprowadzałyśmy. Z tej kwoty były pokrywane koszty remontu mieszkania. Miałam swój honor. Jeżeli miałam coś oddać, Judy musiała ponieść tego konsekwencje. Oddać mi pieniądze, do których miałam prawo.
- Inaczej nie masz prawa mnie wyrzucić. - dodałam.
- Nie chcę cię wyrzucać.
- Ohhh! Przestań kłamać! - wrzasnęłam. - Nastawił cię przeciwko mnie.
- Robin nic nie zrobił. - znowu zaczęła go bronić.
- Jak zawsze... aniołek. - zakpiłam.
Minęłam ją i stanęłam w drzwiach pokoju. Chciałam zakończyć przedstawienie i zastanowić się co dalej. W głowie miałam chaos...
- Wyprowadzę się do niedzieli. Do tego czasu myślę, że zdążysz uzbierać moje pieniądze...
- Dlaczego to robisz? - zapytała.
- Ja? - zaśmiałam się. - Zobacz lepiej co ty zrobiłaś. Zniszczyłaś wszystko. Nie wiem czy jest sens cokolwiek zbierać. Z resztą... Bóg wie, czy Ci na tym zależy.
Obróciłam się i zamknęłam w pokoju. Nie chciałam jej słuchać. W ciągu paru chwil straciłam grunt pod nogami. Gdzie miałam pójść? No gdzie? Mieszkałam z Judy od samego początku studiów. Pamiętam jak zaproponowała mi to, bo bała się być sama. A teraz? Wywaliła mnie na zimny bruk. Po tylu latach przyjaźni...
Zapłakana wybrałam numer mojego jedynego przyjaciela, mając nadzieję, że mi pomoże.
- Alex? Potrzebuje twojej pomocy... - wydusiłam to z siebie.
- Co się dzieje?
- Nie mam gdzie mieszkać. - wyznałam.
Po drugiej stronie zapanowało milczenie. Wystraszyłam się. Co jeśli on też mnie zostawi?
- Podaj adres, gdzie mam po ciebie przyjechać... - te słowa przywróciły mi nadzieję.





Kochani, rozdziały napisałam dawno temu i teraz będę je stopniowo wstawiać. 
Mam nadzieję, że w miarę regularniej będzie. Co sądzicie o kolejnym kryzysie Seleny? 
Czy Alex jej pomoże? W.x



środa, 11 października 2017

Z pamiętnika Diany...


Dryfuję na małej łódce o białych żaglach...
Stoję nieruchomo i wpatruje się w dal. Fale delikatnie kołyszą mnie niczym mama, gdy byłam dzieckiem i bałam się zostać sama. Teraz jestem bez nikogo... 
Włosy mam rozpuszczone, potargane przez morski wiatr. Na sobie mam białą sukienkę, która odcieniem przypomina czyste płótno. Nie mam butów. Stoję boso. W dłoni trzymam muszelkę. Podobno spełnia ona życzenia...Może uciszyć wszystko co mnie przeraża i boli. Jak na razie to tylko pogłoski. Może okażą się to kolejną bajką.
Po policzku spływa mi jedna łza. Malutka. Zostawiła ślad na mojej twarzy...

Wokół mnie pływają inne łodzie. Każda z nich ma inne żagle. Jednak nie tylko to je odróżnia od mojej. Stoją na niej znajome osoby, ale nie są same. Otoczone są grupką ludzi, których nie kojarzę. Żywo rozmawiają, śmieją się i bawią. Nie zauważają mnie, gdy zaczynam odpływać dalej w przeciwnym kierunku.

Długo walczyłam z przekonaniem, że ludzie są z natury samolubni. Starałam się nawet w małych uczynkach znaleźć coś co by obaliło tą tezę. Dopiero teraz widzę, że na siłę "przekręcałam" ich zachowanie, by mieć o nich inne wyobrażenie. Oszukiwałam siebie sama. Usprawiedliwiałam ich, podczas gdy nikt nie usprawiedliwiał mnie...

W końcu wszystko się skończyło... 
Zawsze tak jest.

Jestem na swojej łodzi sama. 
Ktoś może zapytać "z skąd ta łza?". 
Z naiwności i łatwowierności.
Tak naprawdę to z czegoś innego.

W moim życiu miałam wielu ludzi, którzy mówili mi co według nich powinnam zrobić, kogo zostawić, z kim się zadawać, kogo olać itd. Nigdy przedtem nikogo nie słuchałam i podejmowałam decyzje samodzielnie. Zgodnie z własnym sumieniem i sercem. W końcu nastąpił taki moment gdzie zaczęłam słuchać innych. Dlaczego? Sama nie wiem. Żałuję tego. I tak wszystko runęło. 
Z czasem te osoby, które mi doradzały dały nogę... a te które miałam opuścić - zostały przy mnie w tej okropnej burzy.

"Jeżeli ktoś raz odszedł, chociaż wrócił, zawsze będzie odchodził." - mówili tak do mnie.

Zachowanie innych sprawiło, że zamknęłam się w sobie. Przestałam walczyć o cokolwiek, o znajomości, o to na czym mi tak kiedyś zależało. Tego już nie ma. Przeraża mnie to, że ja nawet nie tęsknię. Ogarnęła mnie totalna znieczulica. Można nazwać to potocznie mechanizmem obronnym, który mi się włączył automatycznie i do teraz trwa. Odrzucam każdego od siebie...

Nawet Ciebie, Max...
Wiem jak bardzo się starasz i znajdujesz dla mnie swój cenny czas, a ja nie potrafię z Tobą porozmawiać jak kiedyś. Wiem także, że się o mnie martwisz... Słyszę Twoje słowa, ale jestem jak posąg, który nie potrafi mówić... tylko słuchać. Czuję Twoją bezradność... Coś we mnie zostało zepsute. Sama nie wiem co. Nie wiem co mnie powstrzymuje... serce czy rozum przed zrobieniem kroku w Twoją stronę. Wiem, że czekasz cierpliwie, a ja się wciąż waham. Czuję blokadę, której wręcz nienawidzę. Nienawidzę siebie.
Czemu to wszystko się spierzyło?
Walczę, by to odbudować. Boję się, że nie zdążę i Ciebie też stracę. To jest okropne uczucie.

Proszę Cię, zostań. Daj mi czas się uzdrowić... i to naprawić.

Być może pewnego dnia nasze żaglowce znowu się spotkają i obiorą nowy kierunek...

Diana

niedziela, 1 października 2017

Zostaw mnie. Kocham Cię. cz.23

Ktoś kiedyś powiedział by nie podejmować ważnych decyzji w gniewie, smutku i szczęściu. Pewnie myślicie, że swoją podjęłam w złości. Nie. Miałam dość tego, że nie ma go przy mnie. Że kłamie mi w żywe oczy. Że mnie zdradza z innymi dziewczynami.Tak nie wygląda prawdziwy związek. To jest toksyczna relacja. Każdy w pewnym momencie pęka i nie wytrzymuje tego bólu. Powiedziałam mu co o nim sądzę. Tego nie żałuję. Czy żałuję, że z nim zerwałam? No właśnie. To jest dobre pytanie.
Zabrałam plecak i zeszłam na dół. Mama podała mi kanapki i uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie.
- Córcia, nie daj mu tej satysfakcji, że ciebie to boli. - przytuliła mnie.
- Nie dam. - sama nie wiedziałam, czy mówię prawdę czy kłamię.
Wychodząc z domu, spojrzałam jeszcze raz za siebie. Wszystko było na tym samym miejscu. Porządek dnia, meble, zapach dochodzący z kuchni... Jednak to nie była do końca prawda. To były pozory. Każdy wiedział... mama, Jake, pewnie nawet sam Adam. Wszystko się zmieniło. Trzeba  ogarnąć ten chaos i dalej żyć. To był mój cel. Cholernie trudny i pewnie niemożliwy do osiągnięcia.
Jacob wysiadł z wozu i otworzył mi drzwi. Uparł się mnie pilnować jak oczka w głowie. Nie miałam mu tego za złe.Zawsze był wobec mnie opiekuńczy. Przynajmniej nie czułam się sama. Jego obecność uśmierzała mój wewnętrzny ból. Chociaż przez moment...
- Ładnie wyglądasz. - przytulił mnie.
- Nie zachowuj się jak mój chłopak. - szturchnęłam go i wsiadłam do samochodu.
- Na pewno wszystko w porządku? - zapytał, zajmując miejsce dla kierowcy.
- Tak. - nie spojrzałam mu w oczy.
Jake odpalił silnik i ruszył. W tle grało "The Other Side - Ruelle." Kolejna ballada miłosna, którą uwielbia mój przyjaciel. Jest przekonany, że spokojna muzyka dobrze wpływa na ludzi. W tym momencie nie wydaje mi się, żeby działała. Nie czułam się spokojna.
- Jak mam się zachowywać? - zapytałam nagle.
Jake nie odpowiedział od razu. Czułam, że głęboko myśli nad tym co chce mi powiedzieć.
- Normalnie.
- Jak?! - podniosłam trochę głos, ale natychmiast się zorientowałam co się stało. - Przepraszam.
- Ninka, wiem, że to nie będzie łatwe, ale masz mnie. Jak chcesz to mogę w każdej chwili skopać mu tyłek. - uśmiechnął się do mnie.
Nie wierzyłam mu. Pamiętam jego reakcję, gdy pojechaliśmy do domu Adama. Bał się tam wejść,a co dopiero zrobić to o czym teraz mówił. A może właśnie tak jest, że ludzie rzucają słowa na wiatr, bo chcemy je od nich usłyszeć. A jak przychodzi co do czego to zostawiają nas samych, pomimo obietnic. Wygląda na to, że muszę jeszcze wiele się nauczyć.
- Dobrze wiesz, że nie będzie normalnie. - przyznałam cicho i obróciłam się w stronę okna.
Jacob zaczął coś mówić o meczu, który miał być w tą sobotę. Chciał mnie oderwać od złych myśli. Starał się. Jednym uchem go słuchałam, ale myślami była gdzieś indziej. Gdzie? W pustym pokoju. Wokół mnie nie było nic. Pusta przestrzeń. Żadnych drzwi, czy okien. Co robiłam? Zatykałam uszy i krzyczałam ile miałam sił w płucach. Dlaczego? By sobie ulżyć.
Szkoła też na pierwszy rzut oka się nie zmieniła, ale ludzie już tak. Od samego początku czułam na sobie wzrok wszystkich uczniów. Wiedzieli co się stało. Plotki w tym świecie szybciej rozchodzą się niż świeże bułki w sklepie. Co mogłam poradzić? Nic. Udawałam, że mnie to nie rusza. Jak najszybciej dotarłam do szatni i odłożyłam książki.
- Kurde... - westchnęłam.
Nie zabrałam wody. Na szczęście miałam jeszcze chwilkę do dzwonka. Szybko podbiegłam do sklepiku szkolnego i ustawiłam się w kolejce. Wszystkie laski "obczajały" mnie od stóp do głów. Nie mogłam znieść ich wzorku, więc spoglądałam na ziemię. W końcu nadeszła moja kolej.
- Poproszę wodę niegazowaną.
- Ty... To nie jest ta Nina, co zerwała z naszym ciachem? - zapytała brunetka swoją koleżankę.
- Na to wygląda. - spojrzała na mnie.
- Poproszę wodę. - powtórzyłam, udając, że nic nie słyszałam.
- Skończyła się. - odparła brunetka.
Kątem oka dostrzegłam, że na półce stało przynajmniej 10 butelek wody.
- Przecież widzę, że macie. - pokazałam dłonią na regał.
- Słuchaj, kochana... Nigdy nie zasługiwałaś na Adasia, tak samo jak nie zasługujesz na butelkę wody. - zaśmiała mi się prosto w twarz.
- Słucham?
- Spieprzaj, bo ludzie stoją w kolejce i też chcą zdążyć na lekcje. Nie jesteś pępkiem świata. - odparła ta druga.
Czułam się upokorzona. Wiedziałam, że nie wygram. Odpuściłam. Niespodziewanie pojawił się obok mnie Jacob. Zatrzymał mnie przy okienku.
- Czy macie jakiś problem? - zapytał.
- Yyyy... nie. W czym możemy pomóc? - zapiszczały.
No tak. Zobaczyły kapitana drużyny. Kolejne ciacho.
- Wodę, dla mojej przyjaciółki. - powiedział stanowczo.
Dziewczyny od razu podały wodę, a ja pieniądze. Rozmowa obróciła się o 180 stopni. Chodziły jak w zegarku. Był to dla mnie szok. Przykład co robi popularność w szkole.
- I jeszcze jedno... Bądźcie miłe dla niej, w przeciwnym razie pogadamy inaczej. - pogroził i odeszliśmy.
Wszystkie oczy były na nas zwrócone. Nienawidziłam tego. Przyspieszyłam. Chłopak podążył za mną. Schowałam butelkę wody do torby.
- Wszystko w porządku? - przytrzymał mnie.
- Radziłam sobie. - wycedziłam przez zęby.
- Już więcej tego nie zrobią. - pogładził mnie po policzku.
- Nie zrobią, gdy ty będziesz obok. - wypuściłam powietrze.
Czułam, że wszystko ze mnie spływa. Wszystkie emocje, ale przeczuwałam, że to dopiero początek góry lodowej. Na samą myśl o tym co za chwilę miało nastąpić przeszywał mnie dreszcz.
- Co teraz masz? - zapytał.
- Biologię.
- Odprowadzę cię. - zaproponował.
Dobrze wiedziałam, dlaczego to zrobił. Idąc do klasy biologicznej musiałam przejść obok sali, w której Adam miał zajęcia. Byłam zdenerwowana. Sama nie wiedziałam, czy chcę go widzieć czy nie. Postanowiłam nie patrzeć, ale nie wytrzymałam. Zobaczyłam go. Siedział w towarzystwie Meghan i innych lasek. Wstrzymałam oddech, gdy nasze oczy się skrzyżowały. Każdy wyczuwał napiętą atmosferę. Na szczęście zadzwonił dzwonek i rozeszliśmy się do klas.
- Co może uspokoić nasz organizm? - zapytała nauczycielka.
Prawie wszyscy się zgłosili do odpowiedzi. Tylko nie ja. Siedziałam w ciszy i rysowałam kółka na papierze. Nie chciałam uczestniczyć w tych zajęciach. Zbyt wiele kosztowało mnie krótkie spotkanie z moim ex.
- Melisa. - ktoś odpowiedział.
- Zgadza się. Jakieś inne pomysły? - zapytała.
Nastała cisza. Nie podniosłam wzroku. Rysowanie kółek było ciekawszym zadaniem niż dyskusja.
- Nina, może ty nam powiesz? - oderwałam się i długopis opadł na ławkę. Nauczycielka podeszła do mojej ławki i spojrzała na moje dzieło. - Uspokajasz się dzięki temu? - zapytała.
- Może trochę. - wydusiłam z siebie.
- Ciekawe. A co jeszcze pozwala wyciszyć się? - zapytała.
Z trudem przypomniałam sobie słowa Jacoba. Jakim cudem znowu ratował mi tyłek?
- Muzyka. - odparłam. - Spokojna muzyka. - sprecyzowałam.
- Masz rację... - nie pamiętam co było dalej.
Ani co mówiła nauczycielka, ani jakim sposobem minęła tak szybko ta lekcja. Nagle znalazłam się na korytarzu. Jacob zniknął, więc zostałam sama. Niespodziewanie podeszła do mnie Meghan. Uśmiechnęła się i nachyliła się. Zaczęła szeptać: " Nie zasługiwałaś na niego." Potem po prostu odeszła, a w głowie powtarzały mi się jej słowa. "Nie zasługiwałaś na niego." Zacisnęłam zęby i uciekłam do łazienki. Tam nie wytrzymałam i zaczęłam płakać.
*
Co jeśli wszyscy mają rację? Nie zasługiwałam na niego. Na jego miłość. Uwagę. Czas. Przecież jestem nikim. Od zawsze byłam i będę. Każdy mnie nienawidzi. Podobno, gdy wiele osób powtarza te same słowa to stają się one prawdą. Nienawidzili mnie. Adam też?
- Nie będzie go na treningu. - powiedział Jacob, siadając obok mnie na trybunach.
Nie skomentowałam tego, bo nie wiedziałam jak. Czułam, że byłam tu niemile widziana.
- Słyszałem, co mówiła ci Meghan... Nie słuchaj jej. Nie ma racji. - dodał.
- A co jeśli ma? - zapytałam go z gulą w gardle.
- Nie ma... - pokręcił głową.
- Nie widzisz tego? - pokazałam na ludzi wokół siebie. - Nienawidzą mnie. Nie chcą bym tu była. Kto wie, może mi życzą śmierci. - spojrzałam na niego. 
- Kogo to obchodzi? - zapytał.
- Mnie. 
- Nie możesz przejmować się opinią innych, bo to cię zniszczy. - przyznał.
- Kiedy masz negatywną opinię o samym sobie to zwracasz uwagę na opinię innych. - odparłam.
Jake zamilkł, tak jakby znowu chciał mnie zrozumieć. Spojrzał na chłopaków, rozgrzewających się przed sparingiem. 
- Masz negatywną opinię o samej sobie? - zapytał.
Zacisnęłam zęby, a jedna kropla spadła na ziemię. To była moja łza, którą powstrzymywałam od dłuższego czasu.
- Jake, ja nienawidzę siebie. - mówiąc to rozpłakałam się wtuliłam się w jego ramiona.
- Och Nina. - westchnął.
- To moja wina. Moja. - rozpłakałam się na dobre.
Moja wina, że się zakochałam w Adamie. Że mu ufałam jak głupia. Że go broniłam. Sama sobie byłam temu winna. W dodatku nie wiedziałam, co powinnam zrobić by poczuć się lepiej. Istnieje jakieś lekarstwo na nieszczęśliwą miłość?


Jak myślicie Nina miała wpływ na to czy się zakocha w Adamie, czy nie? Czy to rzeczywiście była jej wina, że jej życie się tak potoczyło? Czekam na Wasze opinie. :)

Powyżej przesyłam link do piosenki, o której jest mowa w tej części. W.x