poniedziałek, 25 grudnia 2017

Z pamiętnika Diany...


Dochodzi północ,
a ja wciąż czekam.

Siedzę, cicho popłakując w fotelu. Miejsce Twoje jest wciąż puste. 
Zamykam oczy i widzę Ciebie. Siedzisz naprzeciwko mnie z zapalonym cygarem w dłoni. 
Jest ciemno w pokoju. Mimo tego spoglądasz na zegarek, wiszący nade mną.
Oboje wiemy, że jest późno. Oboje nie możemy zasnąć. Ty jeden wiesz, jak mało czasu zostało.
I wtedy dostrzegasz łzy w moich oczach. Otwierasz usta, tak jakbyś chciał coś powiedzieć, ale szybko rezygnujesz. Zaciągasz się w milczeniu.
Po chwili słyszę Twoje ciche słowa: "Będzie dobrze "....", nie płacz "....""

Otwieram oczy i znowu znajduję się w swoim pokoju. Zagryzam wargę, by powstrzymać to co zaraz nadejdzie. Nie wytrzymuje... Wspomnienia mnie zatapiają.


Czasem się zastanawiam, czy Ty mnie widzisz...
Tęsknię za naszymi nocnymi rozmowami, gdy mogłam przytulić się do Ciebie i wiedziałam, że wszystko się ułoży prędzej czy później. 
Teraz w to nie wierzę. 
Nie słyszę Twoich słów, nikt mi tego nie udowadnia, każdy zostawia... 
Poddaję się, mój Aniele.

Myślę, że wiedziałeś... 
Osoba z takim "dobrym sercem" - tak to ująłeś - potrafi dawać dobro, nie biorąc niczego w zamian. To jest zaleta. A jaka jest wada? Ludzie często ją ranią, nie wiedząc, że jej serce jest kruche i wrażliwe. Jednak w świecie egoistów jest to normalna rzecz. Nie potrafią oni zauważyć smutku i cierpienia, bo nie chcą tego widzieć. To nie jest dla nich wygodne i nie tyczy się ich samych.

W takim razie, czy warto pomagać?
Nigdy nie zadawałeś sobie tego pytania. Po prostu pomagałeś, nawet gdy nie było warto. 
Ja robię to samo. Walczę o drugiego człowieka, podczas gdy nikt nie walczy o mnie. Znikam. Pomalutku i w ciszy.
Ktoś mi ostatnio powiedział, że o dobrych ludziach się nie zapomina. Miał rację. Po prostu wraca się, by na nowo tą osobę wykorzystać do pomocy. To jest ta różnica.

A ja mam już tego dość. Mam dość czekania, aż ktoś wróci i się zainteresuje. Nie chcę czekać.
Chcę Cię znowu spotkać, Aniele.
Zabierz mnie tam...
Twoja Diana

wtorek, 5 grudnia 2017

Pozorne Szczęście cz.5

Minęły 2 tygodnie odkąd wyprowadziłam się od Judy... Przez te dni miałam sporo czasu, by uświadomić sobie z kim żyłam pod jednym dachem. Prawdopodobnie miałam klapki na oczach. Jak mogłam nie dostrzegać tego jaką staje się osobą? Nurtowało mnie pytanie, czy to był jej wybór, by zmienić swoją osobowość, czy może pomysł jej szurniętego chłopaka. Nie mam zielonego pojęcia. Myślicie, że moja kochana Judy odezwała się do mnie, by zapytać, czy mam gdzie spać itd? NIE. Miała mnie w dupie. Inaczej tego nazwać nie można.
Mieszkanie z Alexem było dla mnie wybawieniem, jednak czułam, że nie mogę dłużej tam zostać. Zaczęłam szukać pracy, dzięki której stać byłoby mnie na wynajem własnego mieszkania. Oczywiście mój przyjaciel zapewniał mnie, że mogę zostać u niego tak długo jak będę chciała. W głębi duszy wiedziałam, że ten czas powoli się kończył.
W piątek wieczorem po kolejnej rozmowie kwalifikacyjnej udałam się na spacer. Alex wyjechał na dwa dni do rodziców, więc mieszkanie było do mojego użytku. Postanowiłam przewietrzyć umysł i poszukać rozwiązania mojego problemu. Przechodząc przez ulicę uwagę przykuła nieorginalna tabliczka. Niby zwykły napis "PUB". Coś w głowie mówiło mi, żeby tam pójść. Długo się nie zastanawiałam. Odważnie weszłam do środka.
Lokal wyglądał zwyczajnie. Kilka stolików, bar i bilard. Większość osób była starsza ode mnie. Zdałam sobie sprawę, dlaczego unikałam takich "atrakcji". Gdy już miałam wychodzić, zauważyłam bruneta, serwującego drinki. Wyglądał przyjaźnie. Niespodziewanie dosiadłam się do baru.
- Co dla pani? - zapytał uprzejmie.
- Wódkę z colą. - odparłam bez namysłu.
- Widzę, że klasycznie. - mrugnął okiem i zaczął przygotowywać dla mnie napój. - Nigdy cię tu nie widziałem... - napomknął.
- Pierwszy raz tu jestem. - przyznałam, odbierając drinka.
- To trzeba to opić. - chłopak wystawił kieliszek i nalał do niego wódki. Stuknął nim o moją szklankę i powiedział: - Baddy, miło mi.
- Selena. - upiłam łyka.
Byłam zdziwiona, że tak zwyczajnie mi się przedstawił i pił alkohol w swojej pracy. Czy to jest legalne?
- Zawsze pijesz zdrowie nowych klientów? - zapytałam.
- Tylko tych, po których widać, że coś ich gryzie. - spojrzał mi w oczy.
- Skoro też pijesz to znaczy, że sam masz z czymś problem. - zasugerowałam.
- Ano mam... - westchnął.
Zapanowała niezręczna cisza między nami. Sączyłam wódkę z colą i czekałam na rozwój wydarzeń. Czułam, że powoli się rozluźniam.
- Problemy miłosne? - zapytałam nagle.
Baddy usiadł za barem i nalał sobie soku. Wyglądało to jakbyśmy byli na jakimś spotkaniu. Gdyby ktoś nas wtedy obserwował z boku, mógłby stwierdzić, że jesteśmy dobrymi znajomymi. Zabawne jest to, że najczęściej nieznajomi potrafią dostrzec, co się dzieje z drugim człowiekiem. Baddy prawdopodobnie to widział w moich oczach. Dlatego westchnął i zaczął opowiadać historię.
- Zakochałem się w dziewczynie bez serca. Rani mnie na każdym kroku. Ledwo to wytrzymuje, ale za każdym razem, gdy chcę już się poddać... to wyobrażam sobie jakby wyglądało moje życie bez niej. Kocham ją cholernie, ale nie potrafię zostawić. Rozumiesz? Czasem czuje się jak śmieć. - napił się. - A ciebie co gryzie? - zapytał.
- Moja przyjaciółka wyrzuciła mnie z mieszkania, bo jej chłopakowi nie przypadłam do gustu.
- CO?! - Baddy zrobił zdziwioną minę. - Ta dziewczyna jest strasznie naiwna. Jeszcze będzie cię błagać o to byś wróciła.
- Możliwe... do tego czasu muszę radzić sobie bez niej. Musze znaleźć mieszkanie, ale nie mam dość pieniędzy, by je utrzymać. Szukam pracy, ale kiepsko mi to idzie... - żaliłam się.
- Nie przejmuj się. Szczęście do kogoś przychodzi dopiero po jakimś czasie. - uśmiechnął się.
Ciekawe były jego słowa. Szczęście. Czy coś takiego istnieje? Może powinnam zadać jeszcze inne pytanie. Czy miłość istnieje? Albo przeznaczenie? Gdyby istniało, to James by mnie nie zostawił tamtego dnia. Ten chłopak wyzwalał we mnie dużo refleksji.
- Baddy, skoro ona ciebie rani to dlaczego z nią jesteś? - wróciłam do jego historii.
- Bo jeżeli się kogoś kocha, to potrafi się wybaczać wszystko. - odparł.
- W pewnym momencie musisz powiedzieć dość. Inaczej staniesz się wrakiem samego siebie. Dlatego ważne jest, by zadać sobie kluczowe pytanie: czy warto? - wzruszyłam ramionami.
Baddy przyglądał mi się uważnie, ale nie skomentował mojej wypowiedzi. Zamiast tego podsunął mi kartkę. Spojrzałam na nią. Było to ogłoszenie o pracę. Szukali opiekunki do dziecka. Uśmiechnęłam się do barmana.
- Dziękuję.
- Czuję, że staniemy się wkrótce przyjaciółmi. - zaśmiał się chłopak i wrócił do czyszczenia kieliszków.
Po paru godzinach rozmowy w końcu miałam nadzieję na to, że mój los się odmieni. Z Baddym wypiliśmy parę drinków, jednak nie czułam się pijana. Z uśmiechem na ustach opuściłam lokal. Miałam poczucie, że znalazłam nowego przyjaciela. No tak. Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.
Moje rozmyślania przerwał pokaz fajerwerków, które rozświetliły miasto. Poczułam zainteresowanie, jakiego nigdy dotąd nie czułam. Serce mówiło mi, żeby to sprawdzić. Natomiast rozum się zastanawiał. Czego posłuchałam? Oczywiście, że serduszka i bez dłuższego wahania udałam się w kierunku rozbrzmiewającej muzyki.
W ten sposób, nieświadomie znowu "pozorne szczęście" objęło mnie swoimi ramionami...

Długo nic nie było, ale jest. :) Mam nadzieję, że jeszcze ktoś to czyta. 
Jak myślicie czym okaże się kolejne "pozorne szczęście"? W.x