poniedziałek, 25 grudnia 2017

Z pamiętnika Diany...


Dochodzi północ,
a ja wciąż czekam.

Siedzę, cicho popłakując w fotelu. Miejsce Twoje jest wciąż puste. 
Zamykam oczy i widzę Ciebie. Siedzisz naprzeciwko mnie z zapalonym cygarem w dłoni. 
Jest ciemno w pokoju. Mimo tego spoglądasz na zegarek, wiszący nade mną.
Oboje wiemy, że jest późno. Oboje nie możemy zasnąć. Ty jeden wiesz, jak mało czasu zostało.
I wtedy dostrzegasz łzy w moich oczach. Otwierasz usta, tak jakbyś chciał coś powiedzieć, ale szybko rezygnujesz. Zaciągasz się w milczeniu.
Po chwili słyszę Twoje ciche słowa: "Będzie dobrze "....", nie płacz "....""

Otwieram oczy i znowu znajduję się w swoim pokoju. Zagryzam wargę, by powstrzymać to co zaraz nadejdzie. Nie wytrzymuje... Wspomnienia mnie zatapiają.


Czasem się zastanawiam, czy Ty mnie widzisz...
Tęsknię za naszymi nocnymi rozmowami, gdy mogłam przytulić się do Ciebie i wiedziałam, że wszystko się ułoży prędzej czy później. 
Teraz w to nie wierzę. 
Nie słyszę Twoich słów, nikt mi tego nie udowadnia, każdy zostawia... 
Poddaję się, mój Aniele.

Myślę, że wiedziałeś... 
Osoba z takim "dobrym sercem" - tak to ująłeś - potrafi dawać dobro, nie biorąc niczego w zamian. To jest zaleta. A jaka jest wada? Ludzie często ją ranią, nie wiedząc, że jej serce jest kruche i wrażliwe. Jednak w świecie egoistów jest to normalna rzecz. Nie potrafią oni zauważyć smutku i cierpienia, bo nie chcą tego widzieć. To nie jest dla nich wygodne i nie tyczy się ich samych.

W takim razie, czy warto pomagać?
Nigdy nie zadawałeś sobie tego pytania. Po prostu pomagałeś, nawet gdy nie było warto. 
Ja robię to samo. Walczę o drugiego człowieka, podczas gdy nikt nie walczy o mnie. Znikam. Pomalutku i w ciszy.
Ktoś mi ostatnio powiedział, że o dobrych ludziach się nie zapomina. Miał rację. Po prostu wraca się, by na nowo tą osobę wykorzystać do pomocy. To jest ta różnica.

A ja mam już tego dość. Mam dość czekania, aż ktoś wróci i się zainteresuje. Nie chcę czekać.
Chcę Cię znowu spotkać, Aniele.
Zabierz mnie tam...
Twoja Diana

wtorek, 5 grudnia 2017

Pozorne Szczęście cz.5

Minęły 2 tygodnie odkąd wyprowadziłam się od Judy... Przez te dni miałam sporo czasu, by uświadomić sobie z kim żyłam pod jednym dachem. Prawdopodobnie miałam klapki na oczach. Jak mogłam nie dostrzegać tego jaką staje się osobą? Nurtowało mnie pytanie, czy to był jej wybór, by zmienić swoją osobowość, czy może pomysł jej szurniętego chłopaka. Nie mam zielonego pojęcia. Myślicie, że moja kochana Judy odezwała się do mnie, by zapytać, czy mam gdzie spać itd? NIE. Miała mnie w dupie. Inaczej tego nazwać nie można.
Mieszkanie z Alexem było dla mnie wybawieniem, jednak czułam, że nie mogę dłużej tam zostać. Zaczęłam szukać pracy, dzięki której stać byłoby mnie na wynajem własnego mieszkania. Oczywiście mój przyjaciel zapewniał mnie, że mogę zostać u niego tak długo jak będę chciała. W głębi duszy wiedziałam, że ten czas powoli się kończył.
W piątek wieczorem po kolejnej rozmowie kwalifikacyjnej udałam się na spacer. Alex wyjechał na dwa dni do rodziców, więc mieszkanie było do mojego użytku. Postanowiłam przewietrzyć umysł i poszukać rozwiązania mojego problemu. Przechodząc przez ulicę uwagę przykuła nieorginalna tabliczka. Niby zwykły napis "PUB". Coś w głowie mówiło mi, żeby tam pójść. Długo się nie zastanawiałam. Odważnie weszłam do środka.
Lokal wyglądał zwyczajnie. Kilka stolików, bar i bilard. Większość osób była starsza ode mnie. Zdałam sobie sprawę, dlaczego unikałam takich "atrakcji". Gdy już miałam wychodzić, zauważyłam bruneta, serwującego drinki. Wyglądał przyjaźnie. Niespodziewanie dosiadłam się do baru.
- Co dla pani? - zapytał uprzejmie.
- Wódkę z colą. - odparłam bez namysłu.
- Widzę, że klasycznie. - mrugnął okiem i zaczął przygotowywać dla mnie napój. - Nigdy cię tu nie widziałem... - napomknął.
- Pierwszy raz tu jestem. - przyznałam, odbierając drinka.
- To trzeba to opić. - chłopak wystawił kieliszek i nalał do niego wódki. Stuknął nim o moją szklankę i powiedział: - Baddy, miło mi.
- Selena. - upiłam łyka.
Byłam zdziwiona, że tak zwyczajnie mi się przedstawił i pił alkohol w swojej pracy. Czy to jest legalne?
- Zawsze pijesz zdrowie nowych klientów? - zapytałam.
- Tylko tych, po których widać, że coś ich gryzie. - spojrzał mi w oczy.
- Skoro też pijesz to znaczy, że sam masz z czymś problem. - zasugerowałam.
- Ano mam... - westchnął.
Zapanowała niezręczna cisza między nami. Sączyłam wódkę z colą i czekałam na rozwój wydarzeń. Czułam, że powoli się rozluźniam.
- Problemy miłosne? - zapytałam nagle.
Baddy usiadł za barem i nalał sobie soku. Wyglądało to jakbyśmy byli na jakimś spotkaniu. Gdyby ktoś nas wtedy obserwował z boku, mógłby stwierdzić, że jesteśmy dobrymi znajomymi. Zabawne jest to, że najczęściej nieznajomi potrafią dostrzec, co się dzieje z drugim człowiekiem. Baddy prawdopodobnie to widział w moich oczach. Dlatego westchnął i zaczął opowiadać historię.
- Zakochałem się w dziewczynie bez serca. Rani mnie na każdym kroku. Ledwo to wytrzymuje, ale za każdym razem, gdy chcę już się poddać... to wyobrażam sobie jakby wyglądało moje życie bez niej. Kocham ją cholernie, ale nie potrafię zostawić. Rozumiesz? Czasem czuje się jak śmieć. - napił się. - A ciebie co gryzie? - zapytał.
- Moja przyjaciółka wyrzuciła mnie z mieszkania, bo jej chłopakowi nie przypadłam do gustu.
- CO?! - Baddy zrobił zdziwioną minę. - Ta dziewczyna jest strasznie naiwna. Jeszcze będzie cię błagać o to byś wróciła.
- Możliwe... do tego czasu muszę radzić sobie bez niej. Musze znaleźć mieszkanie, ale nie mam dość pieniędzy, by je utrzymać. Szukam pracy, ale kiepsko mi to idzie... - żaliłam się.
- Nie przejmuj się. Szczęście do kogoś przychodzi dopiero po jakimś czasie. - uśmiechnął się.
Ciekawe były jego słowa. Szczęście. Czy coś takiego istnieje? Może powinnam zadać jeszcze inne pytanie. Czy miłość istnieje? Albo przeznaczenie? Gdyby istniało, to James by mnie nie zostawił tamtego dnia. Ten chłopak wyzwalał we mnie dużo refleksji.
- Baddy, skoro ona ciebie rani to dlaczego z nią jesteś? - wróciłam do jego historii.
- Bo jeżeli się kogoś kocha, to potrafi się wybaczać wszystko. - odparł.
- W pewnym momencie musisz powiedzieć dość. Inaczej staniesz się wrakiem samego siebie. Dlatego ważne jest, by zadać sobie kluczowe pytanie: czy warto? - wzruszyłam ramionami.
Baddy przyglądał mi się uważnie, ale nie skomentował mojej wypowiedzi. Zamiast tego podsunął mi kartkę. Spojrzałam na nią. Było to ogłoszenie o pracę. Szukali opiekunki do dziecka. Uśmiechnęłam się do barmana.
- Dziękuję.
- Czuję, że staniemy się wkrótce przyjaciółmi. - zaśmiał się chłopak i wrócił do czyszczenia kieliszków.
Po paru godzinach rozmowy w końcu miałam nadzieję na to, że mój los się odmieni. Z Baddym wypiliśmy parę drinków, jednak nie czułam się pijana. Z uśmiechem na ustach opuściłam lokal. Miałam poczucie, że znalazłam nowego przyjaciela. No tak. Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.
Moje rozmyślania przerwał pokaz fajerwerków, które rozświetliły miasto. Poczułam zainteresowanie, jakiego nigdy dotąd nie czułam. Serce mówiło mi, żeby to sprawdzić. Natomiast rozum się zastanawiał. Czego posłuchałam? Oczywiście, że serduszka i bez dłuższego wahania udałam się w kierunku rozbrzmiewającej muzyki.
W ten sposób, nieświadomie znowu "pozorne szczęście" objęło mnie swoimi ramionami...

Długo nic nie było, ale jest. :) Mam nadzieję, że jeszcze ktoś to czyta. 
Jak myślicie czym okaże się kolejne "pozorne szczęście"? W.x


piątek, 27 października 2017

Pozorne Szczęście cz.4


Jak powinna wyglądać przyjaźń? Większość pewnie teraz w myślach sobie przytoczy znaną nam wszystkim regułkę: "Więź, której przerwanie oznacza tragedię dla obu stron". Czy aby na pewno tak jest? Uwierzcie mi, że jest to jedno kłamstwo, którym was oszukują od momentu narodzin. Jeżeli przyjaźń się rozleci to owszem, to będzie tragedia, ale tylko dla jednej strony. Ktoś zawsze dąży do rozłamu - świadomie lub nie. Co za tym idzie? Ta druga osoba będzie szczęśliwa, że pozbyła się balastu, który ciążył jej na nowej drodze życia. Na drodze ku nowemu szczęściu.

Każdy fragment historii ma swój początek, a wszystko zaczęło się pewnego jesiennego wieczoru. Wróciłam zmęczona po spotkaniu z Alexem. Tego dnia mieliśmy masę pracy przy nowej oprawie strony internetowej. Zawsze jest przy tym najwięcej roboty, dlatego siedzieliśmy nad tym prawie 5 godzin. Wchodząc do mieszkania wiedziałam, że Judy nie jest sama. Głośny rechot mojej koleżanki rozchodził się po całym mieszkaniu. Ściągnęłam płaszcz i buty. Zanim weszłam do salonu, zapukałam, by nie było niezręcznej sytuacji. Nawiasem mówiąc, często się to zdarzało. Dziewczyna leżała na kanapie przytulona do swojego chłopaka. Ten zmierzył mnie wzrokiem, jakby chciał powiedzieć : "Co Ty tutaj robisz?" W myślach odpowiedziałam mu: "Mieszkam."
- Cześć. - powiedziałam cicho i szybko przeszłam do kuchni, by zrobić sobie kanapki.
- Hej. - usłyszałam tylko odpowiedź mojej współlokatorki.
Robin od samego początku za mną nie przepadał. Wiele razy prowokował kłótnie i sprzeczki między mną, a moją przyjaciółką. Ona oczywiście zawsze go broniła. Na tym polega miłość. Wierzy się ślepo w to co powie mój ukochany, bo w końcu "on jest najlepszym co mnie w życiu spotkało". Więc koniec końców to ja byłam ta zła i wredna. Podsumowując to co przed chwilą zaszło, wiedziałam, że mi nie odpowie. Jednak moja kultura osobista za każdym razem mówiła mi, żebym próbowała do skutku. Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam potrzebne rzeczy. Kanapki były gotowe w 3 minuty. Zadowolona zabrałam talerz i zaczęłam iść w stronę mojego pokoju. Nagle usłyszałam głos Judy.
- Musimy porozmawiać. - stanęła w drzwiach.
Jej mina nie była zbyt ciekawa, co oznaczało tylko problemy.
- Za czynsz zapłaciłam. - westchnęłam i chciałam ją wyminąć. Niestety na drodze stanął mi Robin z dziwnym uśmiechem. Przeszedł obok mnie jak gdyby nigdy nic i pocałował Judy w policzek.
- Załatw to szybko skarbie. - powiedział i poszedł do salonu.
Co tu się do cholery dzieje? Czułam kolejną kłótnię w powietrzu. Uśmiech tego cholernego dupka mówił sam za siebie. Otworzyłam drzwi do mojego pokoju i zostawiłam kanapki na stole.
- Słucham... czynsz zapłaciłam tak jak to ustaliłyśmy. - zaczęłam tłumaczyć, ale czułam, że nie o to jej chodziło. To było coś innego. Coś, na co mógł wpaść tylko jej najukochańszy Robinek.
- Skoro jesteś tak blisko z Alexem to pomyślałam sobie, że pewnie zastanawiasz się by zmienić mieszkanie, prawda? - otworzyłam szeroko oczy.
Wow! Z skąd ten wniosek? Przecież to tylko mój przyjaciel. Nikt więcej.
- To, że pracuje z nim nie oznacza, że zamierzam z nim zamieszkać lub wyprowadzać się z stąd.- powiedziałam stanowczo.
- Sel, już najwyższy czas byś o tym pomyślała.
Zamurowało mnie. Totalnie. Patrzyłam na nią jak na ducha. To się nie działo.
- Postanowiłam zamieszkać z Robinem. Nasz związek się rozwija i wiesz... Chciałabym byś się wyprowadziła i zwolniła ten pokój. Chcemy trochę prywatności.
- Żartujesz sobie? - zaśmiałam się.
- Nie. - pokręciła głową, a ja nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę.
Moja własna przyjaciółka, której pomagałam odświeżać to mieszkanie. Prasowałam jej pranie, gotowałam, a czasem nawet utulałam do snu, chce bym się wyniosła z jej mieszkania. Co więcej? Wiele razy z własnej kieszeni płaciłam większą część czynszu, gdy nie miała pieniędzy. Teraz kazała mi się po prostu wynieść. Najlepiej zaraz...
- Zależy nam na czasie. Niedługo przyjdą meble...
- Kiedy zamierzałaś mi o tym powiedzieć? - uniosłam trochę ton.
Milczała. Wzrokiem szukała swojego chłopaka, ale nigdzie go nie było.
- Tak się nie robi, Judy. - pokręciłam głową. - Nie przyjaciołom.
- Ależ oczywiście, że nadal będziemy się przyjaźnić... - zrobiła krok do przodu i chciała mnie przytulić, ale cofnęłam się.
- Nie dotykaj mnie!
- Selena...
- Nie Judy, to nie jest przyjaźń. Przyjaciele nie zdradzają...
- Ale to nie jest zdrada. To jest mój nowy rozdział w moim życiu. Chcę byś w nim uczestniczyła.
- Nie chcesz. - łzy wypełniły mi oczy. - Ty po prostu pozbywasz się balastu, czyli mnie...
- Sel...
Pojawiła się we mnie złość. Nie umiałam nad nią panować...
- Wiesz, co... wyprowadzę się. - przyznałam. - Jednak sądzę, że powinnaś zwrócić mi kaucję.
- Kaucję? - była zaszokowana.
No tak. Zabawne. Wyleciało jej z głowy, że to ja właśnie zapłaciłam za kaucję, gdy się tu wprowadzałyśmy. Z tej kwoty były pokrywane koszty remontu mieszkania. Miałam swój honor. Jeżeli miałam coś oddać, Judy musiała ponieść tego konsekwencje. Oddać mi pieniądze, do których miałam prawo.
- Inaczej nie masz prawa mnie wyrzucić. - dodałam.
- Nie chcę cię wyrzucać.
- Ohhh! Przestań kłamać! - wrzasnęłam. - Nastawił cię przeciwko mnie.
- Robin nic nie zrobił. - znowu zaczęła go bronić.
- Jak zawsze... aniołek. - zakpiłam.
Minęłam ją i stanęłam w drzwiach pokoju. Chciałam zakończyć przedstawienie i zastanowić się co dalej. W głowie miałam chaos...
- Wyprowadzę się do niedzieli. Do tego czasu myślę, że zdążysz uzbierać moje pieniądze...
- Dlaczego to robisz? - zapytała.
- Ja? - zaśmiałam się. - Zobacz lepiej co ty zrobiłaś. Zniszczyłaś wszystko. Nie wiem czy jest sens cokolwiek zbierać. Z resztą... Bóg wie, czy Ci na tym zależy.
Obróciłam się i zamknęłam w pokoju. Nie chciałam jej słuchać. W ciągu paru chwil straciłam grunt pod nogami. Gdzie miałam pójść? No gdzie? Mieszkałam z Judy od samego początku studiów. Pamiętam jak zaproponowała mi to, bo bała się być sama. A teraz? Wywaliła mnie na zimny bruk. Po tylu latach przyjaźni...
Zapłakana wybrałam numer mojego jedynego przyjaciela, mając nadzieję, że mi pomoże.
- Alex? Potrzebuje twojej pomocy... - wydusiłam to z siebie.
- Co się dzieje?
- Nie mam gdzie mieszkać. - wyznałam.
Po drugiej stronie zapanowało milczenie. Wystraszyłam się. Co jeśli on też mnie zostawi?
- Podaj adres, gdzie mam po ciebie przyjechać... - te słowa przywróciły mi nadzieję.





Kochani, rozdziały napisałam dawno temu i teraz będę je stopniowo wstawiać. 
Mam nadzieję, że w miarę regularniej będzie. Co sądzicie o kolejnym kryzysie Seleny? 
Czy Alex jej pomoże? W.x



środa, 11 października 2017

Z pamiętnika Diany...


Dryfuję na małej łódce o białych żaglach...
Stoję nieruchomo i wpatruje się w dal. Fale delikatnie kołyszą mnie niczym mama, gdy byłam dzieckiem i bałam się zostać sama. Teraz jestem bez nikogo... 
Włosy mam rozpuszczone, potargane przez morski wiatr. Na sobie mam białą sukienkę, która odcieniem przypomina czyste płótno. Nie mam butów. Stoję boso. W dłoni trzymam muszelkę. Podobno spełnia ona życzenia...Może uciszyć wszystko co mnie przeraża i boli. Jak na razie to tylko pogłoski. Może okażą się to kolejną bajką.
Po policzku spływa mi jedna łza. Malutka. Zostawiła ślad na mojej twarzy...

Wokół mnie pływają inne łodzie. Każda z nich ma inne żagle. Jednak nie tylko to je odróżnia od mojej. Stoją na niej znajome osoby, ale nie są same. Otoczone są grupką ludzi, których nie kojarzę. Żywo rozmawiają, śmieją się i bawią. Nie zauważają mnie, gdy zaczynam odpływać dalej w przeciwnym kierunku.

Długo walczyłam z przekonaniem, że ludzie są z natury samolubni. Starałam się nawet w małych uczynkach znaleźć coś co by obaliło tą tezę. Dopiero teraz widzę, że na siłę "przekręcałam" ich zachowanie, by mieć o nich inne wyobrażenie. Oszukiwałam siebie sama. Usprawiedliwiałam ich, podczas gdy nikt nie usprawiedliwiał mnie...

W końcu wszystko się skończyło... 
Zawsze tak jest.

Jestem na swojej łodzi sama. 
Ktoś może zapytać "z skąd ta łza?". 
Z naiwności i łatwowierności.
Tak naprawdę to z czegoś innego.

W moim życiu miałam wielu ludzi, którzy mówili mi co według nich powinnam zrobić, kogo zostawić, z kim się zadawać, kogo olać itd. Nigdy przedtem nikogo nie słuchałam i podejmowałam decyzje samodzielnie. Zgodnie z własnym sumieniem i sercem. W końcu nastąpił taki moment gdzie zaczęłam słuchać innych. Dlaczego? Sama nie wiem. Żałuję tego. I tak wszystko runęło. 
Z czasem te osoby, które mi doradzały dały nogę... a te które miałam opuścić - zostały przy mnie w tej okropnej burzy.

"Jeżeli ktoś raz odszedł, chociaż wrócił, zawsze będzie odchodził." - mówili tak do mnie.

Zachowanie innych sprawiło, że zamknęłam się w sobie. Przestałam walczyć o cokolwiek, o znajomości, o to na czym mi tak kiedyś zależało. Tego już nie ma. Przeraża mnie to, że ja nawet nie tęsknię. Ogarnęła mnie totalna znieczulica. Można nazwać to potocznie mechanizmem obronnym, który mi się włączył automatycznie i do teraz trwa. Odrzucam każdego od siebie...

Nawet Ciebie, Max...
Wiem jak bardzo się starasz i znajdujesz dla mnie swój cenny czas, a ja nie potrafię z Tobą porozmawiać jak kiedyś. Wiem także, że się o mnie martwisz... Słyszę Twoje słowa, ale jestem jak posąg, który nie potrafi mówić... tylko słuchać. Czuję Twoją bezradność... Coś we mnie zostało zepsute. Sama nie wiem co. Nie wiem co mnie powstrzymuje... serce czy rozum przed zrobieniem kroku w Twoją stronę. Wiem, że czekasz cierpliwie, a ja się wciąż waham. Czuję blokadę, której wręcz nienawidzę. Nienawidzę siebie.
Czemu to wszystko się spierzyło?
Walczę, by to odbudować. Boję się, że nie zdążę i Ciebie też stracę. To jest okropne uczucie.

Proszę Cię, zostań. Daj mi czas się uzdrowić... i to naprawić.

Być może pewnego dnia nasze żaglowce znowu się spotkają i obiorą nowy kierunek...

Diana

niedziela, 1 października 2017

Zostaw mnie. Kocham Cię. cz.23

Ktoś kiedyś powiedział by nie podejmować ważnych decyzji w gniewie, smutku i szczęściu. Pewnie myślicie, że swoją podjęłam w złości. Nie. Miałam dość tego, że nie ma go przy mnie. Że kłamie mi w żywe oczy. Że mnie zdradza z innymi dziewczynami.Tak nie wygląda prawdziwy związek. To jest toksyczna relacja. Każdy w pewnym momencie pęka i nie wytrzymuje tego bólu. Powiedziałam mu co o nim sądzę. Tego nie żałuję. Czy żałuję, że z nim zerwałam? No właśnie. To jest dobre pytanie.
Zabrałam plecak i zeszłam na dół. Mama podała mi kanapki i uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie.
- Córcia, nie daj mu tej satysfakcji, że ciebie to boli. - przytuliła mnie.
- Nie dam. - sama nie wiedziałam, czy mówię prawdę czy kłamię.
Wychodząc z domu, spojrzałam jeszcze raz za siebie. Wszystko było na tym samym miejscu. Porządek dnia, meble, zapach dochodzący z kuchni... Jednak to nie była do końca prawda. To były pozory. Każdy wiedział... mama, Jake, pewnie nawet sam Adam. Wszystko się zmieniło. Trzeba  ogarnąć ten chaos i dalej żyć. To był mój cel. Cholernie trudny i pewnie niemożliwy do osiągnięcia.
Jacob wysiadł z wozu i otworzył mi drzwi. Uparł się mnie pilnować jak oczka w głowie. Nie miałam mu tego za złe.Zawsze był wobec mnie opiekuńczy. Przynajmniej nie czułam się sama. Jego obecność uśmierzała mój wewnętrzny ból. Chociaż przez moment...
- Ładnie wyglądasz. - przytulił mnie.
- Nie zachowuj się jak mój chłopak. - szturchnęłam go i wsiadłam do samochodu.
- Na pewno wszystko w porządku? - zapytał, zajmując miejsce dla kierowcy.
- Tak. - nie spojrzałam mu w oczy.
Jake odpalił silnik i ruszył. W tle grało "The Other Side - Ruelle." Kolejna ballada miłosna, którą uwielbia mój przyjaciel. Jest przekonany, że spokojna muzyka dobrze wpływa na ludzi. W tym momencie nie wydaje mi się, żeby działała. Nie czułam się spokojna.
- Jak mam się zachowywać? - zapytałam nagle.
Jake nie odpowiedział od razu. Czułam, że głęboko myśli nad tym co chce mi powiedzieć.
- Normalnie.
- Jak?! - podniosłam trochę głos, ale natychmiast się zorientowałam co się stało. - Przepraszam.
- Ninka, wiem, że to nie będzie łatwe, ale masz mnie. Jak chcesz to mogę w każdej chwili skopać mu tyłek. - uśmiechnął się do mnie.
Nie wierzyłam mu. Pamiętam jego reakcję, gdy pojechaliśmy do domu Adama. Bał się tam wejść,a co dopiero zrobić to o czym teraz mówił. A może właśnie tak jest, że ludzie rzucają słowa na wiatr, bo chcemy je od nich usłyszeć. A jak przychodzi co do czego to zostawiają nas samych, pomimo obietnic. Wygląda na to, że muszę jeszcze wiele się nauczyć.
- Dobrze wiesz, że nie będzie normalnie. - przyznałam cicho i obróciłam się w stronę okna.
Jacob zaczął coś mówić o meczu, który miał być w tą sobotę. Chciał mnie oderwać od złych myśli. Starał się. Jednym uchem go słuchałam, ale myślami była gdzieś indziej. Gdzie? W pustym pokoju. Wokół mnie nie było nic. Pusta przestrzeń. Żadnych drzwi, czy okien. Co robiłam? Zatykałam uszy i krzyczałam ile miałam sił w płucach. Dlaczego? By sobie ulżyć.
Szkoła też na pierwszy rzut oka się nie zmieniła, ale ludzie już tak. Od samego początku czułam na sobie wzrok wszystkich uczniów. Wiedzieli co się stało. Plotki w tym świecie szybciej rozchodzą się niż świeże bułki w sklepie. Co mogłam poradzić? Nic. Udawałam, że mnie to nie rusza. Jak najszybciej dotarłam do szatni i odłożyłam książki.
- Kurde... - westchnęłam.
Nie zabrałam wody. Na szczęście miałam jeszcze chwilkę do dzwonka. Szybko podbiegłam do sklepiku szkolnego i ustawiłam się w kolejce. Wszystkie laski "obczajały" mnie od stóp do głów. Nie mogłam znieść ich wzorku, więc spoglądałam na ziemię. W końcu nadeszła moja kolej.
- Poproszę wodę niegazowaną.
- Ty... To nie jest ta Nina, co zerwała z naszym ciachem? - zapytała brunetka swoją koleżankę.
- Na to wygląda. - spojrzała na mnie.
- Poproszę wodę. - powtórzyłam, udając, że nic nie słyszałam.
- Skończyła się. - odparła brunetka.
Kątem oka dostrzegłam, że na półce stało przynajmniej 10 butelek wody.
- Przecież widzę, że macie. - pokazałam dłonią na regał.
- Słuchaj, kochana... Nigdy nie zasługiwałaś na Adasia, tak samo jak nie zasługujesz na butelkę wody. - zaśmiała mi się prosto w twarz.
- Słucham?
- Spieprzaj, bo ludzie stoją w kolejce i też chcą zdążyć na lekcje. Nie jesteś pępkiem świata. - odparła ta druga.
Czułam się upokorzona. Wiedziałam, że nie wygram. Odpuściłam. Niespodziewanie pojawił się obok mnie Jacob. Zatrzymał mnie przy okienku.
- Czy macie jakiś problem? - zapytał.
- Yyyy... nie. W czym możemy pomóc? - zapiszczały.
No tak. Zobaczyły kapitana drużyny. Kolejne ciacho.
- Wodę, dla mojej przyjaciółki. - powiedział stanowczo.
Dziewczyny od razu podały wodę, a ja pieniądze. Rozmowa obróciła się o 180 stopni. Chodziły jak w zegarku. Był to dla mnie szok. Przykład co robi popularność w szkole.
- I jeszcze jedno... Bądźcie miłe dla niej, w przeciwnym razie pogadamy inaczej. - pogroził i odeszliśmy.
Wszystkie oczy były na nas zwrócone. Nienawidziłam tego. Przyspieszyłam. Chłopak podążył za mną. Schowałam butelkę wody do torby.
- Wszystko w porządku? - przytrzymał mnie.
- Radziłam sobie. - wycedziłam przez zęby.
- Już więcej tego nie zrobią. - pogładził mnie po policzku.
- Nie zrobią, gdy ty będziesz obok. - wypuściłam powietrze.
Czułam, że wszystko ze mnie spływa. Wszystkie emocje, ale przeczuwałam, że to dopiero początek góry lodowej. Na samą myśl o tym co za chwilę miało nastąpić przeszywał mnie dreszcz.
- Co teraz masz? - zapytał.
- Biologię.
- Odprowadzę cię. - zaproponował.
Dobrze wiedziałam, dlaczego to zrobił. Idąc do klasy biologicznej musiałam przejść obok sali, w której Adam miał zajęcia. Byłam zdenerwowana. Sama nie wiedziałam, czy chcę go widzieć czy nie. Postanowiłam nie patrzeć, ale nie wytrzymałam. Zobaczyłam go. Siedział w towarzystwie Meghan i innych lasek. Wstrzymałam oddech, gdy nasze oczy się skrzyżowały. Każdy wyczuwał napiętą atmosferę. Na szczęście zadzwonił dzwonek i rozeszliśmy się do klas.
- Co może uspokoić nasz organizm? - zapytała nauczycielka.
Prawie wszyscy się zgłosili do odpowiedzi. Tylko nie ja. Siedziałam w ciszy i rysowałam kółka na papierze. Nie chciałam uczestniczyć w tych zajęciach. Zbyt wiele kosztowało mnie krótkie spotkanie z moim ex.
- Melisa. - ktoś odpowiedział.
- Zgadza się. Jakieś inne pomysły? - zapytała.
Nastała cisza. Nie podniosłam wzroku. Rysowanie kółek było ciekawszym zadaniem niż dyskusja.
- Nina, może ty nam powiesz? - oderwałam się i długopis opadł na ławkę. Nauczycielka podeszła do mojej ławki i spojrzała na moje dzieło. - Uspokajasz się dzięki temu? - zapytała.
- Może trochę. - wydusiłam z siebie.
- Ciekawe. A co jeszcze pozwala wyciszyć się? - zapytała.
Z trudem przypomniałam sobie słowa Jacoba. Jakim cudem znowu ratował mi tyłek?
- Muzyka. - odparłam. - Spokojna muzyka. - sprecyzowałam.
- Masz rację... - nie pamiętam co było dalej.
Ani co mówiła nauczycielka, ani jakim sposobem minęła tak szybko ta lekcja. Nagle znalazłam się na korytarzu. Jacob zniknął, więc zostałam sama. Niespodziewanie podeszła do mnie Meghan. Uśmiechnęła się i nachyliła się. Zaczęła szeptać: " Nie zasługiwałaś na niego." Potem po prostu odeszła, a w głowie powtarzały mi się jej słowa. "Nie zasługiwałaś na niego." Zacisnęłam zęby i uciekłam do łazienki. Tam nie wytrzymałam i zaczęłam płakać.
*
Co jeśli wszyscy mają rację? Nie zasługiwałam na niego. Na jego miłość. Uwagę. Czas. Przecież jestem nikim. Od zawsze byłam i będę. Każdy mnie nienawidzi. Podobno, gdy wiele osób powtarza te same słowa to stają się one prawdą. Nienawidzili mnie. Adam też?
- Nie będzie go na treningu. - powiedział Jacob, siadając obok mnie na trybunach.
Nie skomentowałam tego, bo nie wiedziałam jak. Czułam, że byłam tu niemile widziana.
- Słyszałem, co mówiła ci Meghan... Nie słuchaj jej. Nie ma racji. - dodał.
- A co jeśli ma? - zapytałam go z gulą w gardle.
- Nie ma... - pokręcił głową.
- Nie widzisz tego? - pokazałam na ludzi wokół siebie. - Nienawidzą mnie. Nie chcą bym tu była. Kto wie, może mi życzą śmierci. - spojrzałam na niego. 
- Kogo to obchodzi? - zapytał.
- Mnie. 
- Nie możesz przejmować się opinią innych, bo to cię zniszczy. - przyznał.
- Kiedy masz negatywną opinię o samym sobie to zwracasz uwagę na opinię innych. - odparłam.
Jake zamilkł, tak jakby znowu chciał mnie zrozumieć. Spojrzał na chłopaków, rozgrzewających się przed sparingiem. 
- Masz negatywną opinię o samej sobie? - zapytał.
Zacisnęłam zęby, a jedna kropla spadła na ziemię. To była moja łza, którą powstrzymywałam od dłuższego czasu.
- Jake, ja nienawidzę siebie. - mówiąc to rozpłakałam się wtuliłam się w jego ramiona.
- Och Nina. - westchnął.
- To moja wina. Moja. - rozpłakałam się na dobre.
Moja wina, że się zakochałam w Adamie. Że mu ufałam jak głupia. Że go broniłam. Sama sobie byłam temu winna. W dodatku nie wiedziałam, co powinnam zrobić by poczuć się lepiej. Istnieje jakieś lekarstwo na nieszczęśliwą miłość?


Jak myślicie Nina miała wpływ na to czy się zakocha w Adamie, czy nie? Czy to rzeczywiście była jej wina, że jej życie się tak potoczyło? Czekam na Wasze opinie. :)

Powyżej przesyłam link do piosenki, o której jest mowa w tej części. W.x

czwartek, 28 września 2017

Z pamiętnika Diany...

wrzesień

Minął rok...
Kolejny wrzesień.
Jednak coś się zmieniło, wiesz?
Nie ma Cię przy mnie i dobrze mi z tym. To jest ta zmiana. Myślę, że na lepsze.

Przez ten czas wielu rzeczy się nauczyłam. Nie ufać każdemu kogo spotkam na ulicy, a szczególnie takim osobom jak Ty. Wy potraficie tylko niszczyć niewinnych ludzi. Myślicie, że to nic złego. Sami żyjecie w iluzji. Prędzej czy później Was to zabije. Nie będę tego świadkiem. Dlaczego? Bo będę daleko do przodu. Tym się różnimy. Ja idę, a Ty się cofasz. Mimo iż uważasz, że jesteś postępowy. 
Mylisz się. 
Czego jeszcze się nauczyłam?
Nie być tą naiwną. Przy Tobie cały czas taka byłam. Wierzyłam ślepo w każde Twoje słowo. Wręcz nim żyłam. Dopiero później zdałam sobie sprawę, że mówiłeś to co chciałam usłyszeć. Powoli owijałeś mnie wokół swojego palca, ale ja Ciebie przejrzałam. Nie spodziewałeś się tego. Przyznaj.
Potrafię dostrzegać szczegóły... 
"Szminkę na koszuli w odcieniu jasnego różu, którego tak nie znosiłam..." 
Teraz widzę Twoje kłamstwa, gierki. Dobrze wiem, że kolejna się na to nabiera. Kolejna głupia.
To nie moja sprawa i cieszę się, że się od Ciebie uwolniłam.

Tak, jestem wolna. I jest mi z tym cholernie dobrze. Nawet nie zdajesz sobie sprawy ile czasu czekałam, aż ta burza ustanie. Zbyt długo. W końcu widzę bezchmurne niebo.

Znając Ciebie i Twoje podejście do kobiet wiem, że nawet o mnie nie pamiętasz. Nie mam Ci tego za złe. Ja też zapominam. Wymazuje, kasuje. Baw się dalej... beze mnie.

Jak się z Ciebie wyleczyłam?
W prosty sposób, ale trochę mi to zajęło. Myślałam nad tym długo, aż zdałam sobie sprawę, że to nie ja jestem słaba, lecz Ty. To jest Twój problem i nie chcesz się do tego przyznać. Udajesz. Jesteś cholernie dobrym kłamcą. Ale... Nie potrafisz siebie kontrolować. Ani Twoich kłamstw, ani gierek. Ty po prostu nie chcesz być sam... wiem to. Boisz się.

Na zakończenie, bo to ostatni mój wpis o Tobie, kochany...
Chciałabym byś wiedział, że bywają noce, gdy się za Ciebie modlę. Proszę, by anioł otworzył Ci oczy na to jak ranisz innych. Byś w końcu zrozumiał co tracisz, szukając swojego ideału. Być może za parę lat obudzisz się w łóżku sam i zdasz sobie sprawę, co to jest samotność. Taka prawdziwa, gdzie nie masz się do kogo odezwać. Wtedy nie szukaj w telefonie mojego numeru... Jego już nie będzie tam. Zniknie, bo zamknąłeś oczy...
Będziesz szukał jak desperat. Chodził od baru do baru. Jednak nigdy nie znajdziesz tego wymarzonego ideału. Zawsze będzie Ci mało, ale... sam wybrałeś sobie ten los. 
Nie mogę Ci pomóc... 

Powodzenia... mój koszmarze.

Diana

sobota, 9 września 2017

Pozorne Szczęście cz.3

Gdyby mnie ktoś zapytał, zanim poznałam Alexa, "co jest najlepszym lekarstwem na smutki?"odpowiedziałabym bez wahania : "pizza". Okazało się, że żyłam w błędzie. Ten przesympatyczny i z charakterystycznym poczuciem humoru chłopak zdradził mi swoją receptę na szczęście. Była nim czekolada, a dokładniej kawa z czekoladą. Myślicie, że to załatwiało sprawę? Nie. Dlaczego? Problem polegał na tym, że nie zawsze ten przepis sprawdzał się u każdego. Nie miałam wyboru. Musiałam uwierzyć w kolejne pozorne szczęście, by nie spaść jeszcze niżej...
- Smakuje? -zapytał, gdy upiłam łyka.
Ciepły napój smakował idealnie. Jeszcze nigdy nie miałam okazji spróbować takiego połączenia.
- Wow... - tylko tyle potrafiłam powiedzieć.
- No właśnie, "wow". - zaśmiał się.
W tej kawiarni nie byłam jeszcze nigdy, ale jej wnętrze było przytulne. Większość osób przychodziła tutaj by zatrzymać się na moment. By towarzystwie filiżanki herbaty odpocząć od codziennych trosk. Gdzieś w oddali zobaczyłam regał z książkami, a niedaleko mnie stały dwie duże kanapy. W sam raz by "rozłożyć się" i zacząć coś czytać. Czułam, że to będzie mój raj, do którego będę wracać.
- Kim jesteś Alex? - uśmiechnęłam się przyjaźnie.
- Zwykłym chłopakiem, który pisze do gazety artykuły o piłce nożnej. - wzruszył ramionami.
- "Zwykłym"? - oburzyłam się.
- No tak. Nic wielkiego.
- Proszę cię, Alex, nie każdy zajmuje się czymś takim jak ty. Dlaczego uważasz, że to nic wielkiego?
- Było by czymś większym, gdybym mógł współpracować ze specjalistami, a nie tylko tłumaczyć artykuły brytyjskich gazet. - westchnął.
- Nie dają ci okazji byś mógł spróbować tego czego pragniesz?
- Moja droga, w życiu nie ma nic za darmo. Muszę się cieszyć z tego co mam. - posłał mi uśmiech.
- Ale się nie poddajesz, prawda?
- Nie, ale czasem trzeba w porę odpuścić. - zmierzył mnie wzrokiem, a ja poczułam dreszcze.
Alex do czegoś zmierzał, a ja doskonale wiedziałam do czego. Nie chodziło mu o jego pracę w gazecie. Nie. To chodziło o mnie. To ja miałam odpuścić. Miałam pożegnać się w swoim sercu z Jamesem. Czy tego chciałam?
- A ty kim jesteś, Sel? - zapytał, zmieniając temat.
Co miałam mu odpowiedzieć? Skoro sama nie znałam odpowiedzi na to pytanie. Jesteście szczęśliwcami, jeżeli wiedzie kim jesteście i jaki jest wasz cel w życiu. Zazdroszczę wam tego, bo ja wciąż szukam.
- Nie pytam cię o to, co się stało na przystanku. - sprecyzował. - Nie zamierzam w to ingerować.
- Myślałam, że tego chcesz... że chcesz znać prawdę. - wyszeptałam.
Alex zmarszczył brwi. Zmrużył też oczy, tak jakby szukał w głowie odpowiednich słów.
- To przeszłość, o której przypuszczam chcesz zapomnieć. - pokiwałam głową na potwierdzenie. - Skoro to przeszłość, to po co do niej wracać? - posłał mi uśmiech.
To właśnie mnie w nim zachwyciło. Nigdy nie pytał i nie zmuszał mnie do tego bym powiedziała mu o swoim problemie. Zawsze czekał cierpliwie. Nie ingerował moją przestrzeń prywatną. Za to byłam mu ogromnie wdzięczna. Wobec niego stosowałam się do tej samej zasady.
- To kim jesteś? - zadał ponownie pytanie.
- Dziewczyną, która kiedyś też pisała artykuły. - odparłam szybko i nie spoglądając na niego.
Dlaczego? Nie wiem. Czułam się głupio. Po prostu głupio.
- Serio? - usłyszałam entuzjazm.
- Napisałam parę artykułów, ale to nic wielkiego. - wytłumaczyłam.
To prawda. Miałam okazję napisać parę felietonów na prośbę mojego przyjaciela. Nie była to żadna znacząca strona internetowa, ale doświadczenie w tej kwestii miałam.
- A piłką nożną się interesujesz? - zapytał.
- Oglądam mecze. - zamieszałam łyżeczką w filiżance, by się rozluźnić.
- To się nadajesz. - odparł z dumą.
- Nadaje? - nie rozumiałam go. Chyba straciłam wątek.
- Byś mogła pisać artykuły dla mnie.
- Dla ciebie? - zgłupiałam.
- No dla mnie, redaktora naczelnego. - puścił mi oczko.
No ładnie. Alex, koleś, który przyłapał mnie na wybuchu mojej złości i zaprosił do kawiarni, teraz okazuje się być redaktorem naczelnym gazety i proponuje mi prace. Co byście na to powiedzieli?
- Nieźle. - westchnęłam.
- Mówię poważnie. - zachęcił mnie. - Elastyczne godziny pracy, wynagrodzenie nawet przyzwoite i gorąca czekolada w dowód mojej wdzięczności.
- Każdemu proponujesz taką pracę? - zapytałam.
Nachylił się ku mnie i rozejrzał dookoła. Pokazał, że mam się zbliżyć. Zrobiłam to.
- Nie każdy ma odwagę stawić się Bartkowi Kapustce. - szepnął.
- Hahaha! - zaśmiałam się. - Coś czuje, że będziesz mi to długo wypominać.
- Do końca moich dni. - wyszczerzył się.
Jak ta historia się skończyła? Oczywiście, że się zgodziłam pisać dla niego artykuły. To było dla mnie jak terapia.W końcu czułam się potrzebna. Tłumaczyłam artykuły z zagranicznych stron i wysyłałam je do Alexa. Z kolei on zatwierdzał je i publikował w gazecie i na oficjalnej stronie.
Dogadywaliśmy się bez zarzutu. Zaczynałam powoli zapominać o bólu i o Jamesie. Wszystko się układało. Cały mój wolny czas poświęcałam pracy i Alexowi. W chwili wolnej przychodziliśmy na obiecaną w umowie kawę z czekoladą. Mój świat na nowo nabierał kolorów.
Ten przesympatyczny chłopak stał się moim lekarstwem, ale... No właśnie zawsze jest "ale". W pewnym momencie wszystko zaczęło się psuć.
Kiedy? Kiedy Judy zamiast mnie, wybrała swojego chłopaka. Niby nic takiego, a jednak.
Wtedy zaczęła się burza z piorunami, przez którą moja przyjaźń z Alexem zawisła na włosku. Wszystko zaczęło się walić. Znowu...

Czy przyjaźń Seleny i Alexa przetrwa? Zapraszam do czytania i komentowania. W.x 


sobota, 2 września 2017

Pozorne Szczęście cz.2


Znasz to uczucie,gdy świat przestaje mieć barwy i widzisz wszystko w dwóch kolorach: białym i czarnym? Wszystko straciło sens od spotkania z Jamesem, a minęły zaledwie dwa dni. Judy stwierdziła, że widocznie tak miało być i muszę się z tym pogodzić. Pytanie czy ja tego chcę?
Dzisiejszy wieczór postanowiłam spędzić w troszeczkę innej atmosferze niż dotychczas. Szczerze? Chciałam by Judy i jej chłopak mogli nacieszyć się sobą. Nie miałam zamiaru im przeszkadzać, więc poszłam na spacer. Nie obchodziło mnie, że jest ciemno i ktoś może mnie zaczepić. Minęła mnie grupka nastolatków, ale nawet nie zwrócili na moją osobę uwagi. Po co mieliby to robić? Jestem nikim, duchem. Usiadłam na ławce na przystanku. Nie było tam nikogo. Odwróciłam wzrok w prawo i dostrzegłam reklamę piłki nożnej. Czemu każdy facet przypominał mi Jamesa? Nawet pieprzony piłkarz. Zaśmiałam się gorzko i wstałam. Podeszłam bliżej i przyjrzałam się pozującemu mężczyźnie. Jego uśmiech był tak bardzo podobny do niego. Ogarnęła mnie złość i zaczęłam walić w szybę. Niesamowite uczucie, gdy nie dociera do ciebie nic, poza bólem fizycznym. Fakt, bolały mnie dłonie, ale nie przestawałam. Podobało mi się to. Czułam, że złość zaczęła ze mnie uchodzić niczym powietrze z balonu. I nagle usłyszałam jak ktoś bije mi brawo. Zdezorientowana przestałam uderzać i spojrzałam w kierunku chłopaka w kapturze.
- Brawo! - zakpił, nadal klaszcząc. - Na pewno go zabolało. - wyszczerzył się do mnie.
Przywarłam swoje dłonie do mojej klatki piersiowej. Dopiero teraz zaczęłam odczuwać skutki mojego wybryku. Rozejrzałam się dookoła, ale nikogo poza nim nie było. 
- Szczerze? Myślałem, że zdewastujesz ten przystanek. Dawno nie widziałem takiej desperacji w oczach. Ale wiesz co? Sporo ci brakuje, jeżeli chodzi o technikę. Musisz poćwiczyć...
Stałam nieruchomo i w ciszy. Co miałam mu powiedzieć? "Przepraszam"? Niby za co? To nie jego sprawa. Nieznajomy podszedł bliżej w kierunku zdjęcia piłkarza. Przyjrzał mu się dokładnie i pokazał palcem na niego.
- Czym zawinił? - zapytał.
- Niczym. - wydusiłam to z siebie.
- Czyżby? - chłopak obrócił się do mnie tak, że mogłam zobaczyć jego oczy.
Wciąż nie mogłam dostrzec jego oblicza w pełni. Jego kaptur przeszkadzał mi w określeniu z kim mam do czynienia. Jego oczy były brązowe, ale nie był to ten sam kolor co u Jamesa. Był to odcień ciemniejszy jak gorzka czekolada. 
- Po prostu kogoś mi przypomina. - wzruszyłam ramionami.
- Bartek Kapustka? - zaśmiał się.
- Czemu cie to obchodzi? - zapytałam.
Zaszokowałam go. Pewnie spodziewał się innej odpowiedzi, a nie pytania. Nieznajomy uśmiechnął się do mnie lekko, ale widać było, że to bardziej ironia niż uprzejmość. 
- Gdybyś nie daj Boże wybiła tę szybę i podarła plakat, byłbym świadkiem przestępstwa. - mrugnął.
- Akurat byś się tym przejął. - prychnęłam i chciałam sobie pójść, jednak wtedy ściągnął kaptur.
Zobaczyłam wysokiego bruneta, o krótko ściętych włosach. Wyglądał jakby był w moim wieku, albo był troszkę starszy ode mnie. 
- Bardziej mnie zastanawia, po co taka ślicznotka to zrobiła. - wyciągnął ku mnie swoją dłoń. - Jestem Alex. Mam nadzieję, że mi nie przywalisz, co? - zachichotał.
Uścisnęłam mu rękę, nie dowierzając, że z nim gadam. 
- Selena. Miło mi.
- Ufff... wciąż jestem cały. - poklepał się po ciele.
- To było przez przypadek... - wyjąkałam i poczułam zażenowanie. Boże on to widział! Jaki wstyd.
- Tak samo jak Manchester City przegrał Puchar Anglii z Liverpoolem F.C. ? 
- Nie wiem. Nie oglądałam. - przyznałam.
- W takim razie musisz mi uwierzyć na słowo, że to nie był przypadek. - wyszeptał.
- Co tutaj robisz? - zapytałam.
- Akurat wracałem ze spaceru i usłyszałem hałas. Pomyślałem, że może potrzebujesz pomocy, ale wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że to plakat Kapustki jej potrzebuje.
- Oj już starczy. - zaśmiałam się.
- Czekolada? 
- Słucham? - zapytałam, bo myślałam, że się przesłyszałam.
- Zaproponowałem gorącą czekoladę. Niedaleko robią najlepszą w mieście. Chodź, pójdziemy tam.
Pociągnął mnie za rękę, a ja nie potrafiłam odmówić. I tak nie miałam nic lepszego do roboty.

Poznajcie Alexa. Chłopaka, który przez moment był lekarstwem dla Seleny po stracie Jamesa. Jak myślicie, co między nimi będzie? Przyjaźń, czy może coś więcej? W.x


piątek, 30 czerwca 2017

Zostaw mnie. Kocham Cię. cz.22

Po każdej rozmowie następuje cisza. Niekiedy trwa ona tylko chwilę, a czasem wieczność. Milczenie często przynosi ulgę, ale nie mnie.Wolałabym gdyby te słowa zostały powiedziane. Chyba na to zasługiwałam. Adam o tym wiedział, ale unikał mnie. Nie rozumiałam tego. Nie chciał mi powiedzieć, co się wtedy stało. Cały swój wolny czas przebywał ze swoimi kumplami, a mnie ignorował. Po paru dniach przestałam dzwonić, przestałam pisać, przestałam oddychać. Pozostał mi tylko płacz. Łzy płynęły po moich policzkach jedna za drugą. Nikt z moich znajomych nie chciał tego widzieć. Oni też udawali. Nie zauważali mnie. Traktowali jak powietrze. W sumie to się im nie dziwiłam. Szanowali moją obecność ze względu na Adama. A teraz kiedy on nie tolerował mnie, to się zmieniło. Prawda wyszła na jaw. Nigdy nie należałam do jego towarzystwa.
- Cześć skarbie! - mama ucałowała mnie rano przy stole.
Nie odpowiedziałam. Nie miałam siły. Nasypałam sobie troszkę płatków do miski i bez mleka zaczęłam je jeść. Mama od razu wychwyciła, że coś jest nie tak. Widziałam to po jej minie. Usiadła w milczeniu i obserwowała moje zachowanie.
- Mamo? - wydusiłam z siebie.
- Tak? - od razu zareagowała.
- Czy mogę zostać dzisiaj w domu? - spojrzałam w jej oczy.
Przez ostatnie dni wytrwale znosiłam okropną atmosferę w szkole, ale dzisiaj nie miałam siły. Po nocy z koszmarami było to dla mnie zbyt wiele. Musiałam odpocząć. Znaleźć rozwiązanie tej sytuacji, którego nie było widać na horyzoncie.
- W ten sposób nie rozwiążesz swojego problemu. - przyznała cicho.
- Wiem. - powiedziałam bardzo cicho i włożyłam do swoich ust płatki.
Nie chciałam się przy niej rozpłakać. Zawsze mówiła mi, że muszę być silna, ale doskonale wiedziałam, że sama sobie ciężko radzi. Kiedy tata zniknął, co noc po cichu płakała. Wtedy brat zaciągał mnie do mojego pokoju i tłumaczył, że każdy musi czasem popłakać.Wiedziałam też, że potem wracał do niej i siedział z nią aż do rana w milczeniu.
- Nadal się nie odzywa? - zapytała,a ja wyrwałam się z moich wspomnień.
Zabolało. Pokręciłam głową, powstrzymując się od łez.
- Widziałam go wczoraj w sklepie ze swoimi kumplami. Kupowali alkohol.
Czemu ona to mówi? Czemu? Chce mnie dobić, czy dać mi lekcję?
- Nina, nie chcę się wtrącać, ale musicie porozmawiać. - dodała.
- My nie mamy o czym rozmawiać, skoro każde jego słowo jest kłamstwem. - powiedziałam cicho.
Mama spojrzała na mnie z litością. Współczuła mi. Znała to.Tata też kłamał i to nie raz. Przez niego mieliśmy kłopoty finansowe. Wychodzi na to, że cały świat opiera się na kłamstwie. To okropne.
- On woli ciszę. W ten sposób mnie zabija. - uśmiechnęłam się przez łzy,
- Adam nie jest dobrym chłopakiem dla ciebie. - wstała i przytrzymała mnie za ramię. - Przemyśl to, skarbie.
Wyszła z kuchni, zostawiając mnie w opłakanym stanie. Byłam jej wdzięczna, że to zrobiła. To była nasza zamiana ról. Nigdy nie sądziłam, że będę na jej miejscu. Dzieciństwo się skończyło.
 Wstałam szybko i pobiegłam na górę. Rzuciłam się na łóżko i zasnęłam.
Po paru godzinach usłyszałam pukanie do drzwi.
-Nina, masz gościa. - moje serce przyspieszyło, ale zamiast Adama zobaczyłam Jackoba.
Nieśmiało się uśmiechał. W dłoni trzymał moją ulubioną czekoladę. Podszedł do mnie i przytulił z całej siły.
- Hej, piękna. Wróciłem do szkoły i ciebie nie było. Pomyślałem, że coś się stało, więc zapytałem Adama...
- Rozmawiałeś z nim? - przerwałam mu.
- Tak i nie. Powiedział, że nie wie co się z tobą dzieje. Chciałem mu za to przyłożyć. Żałuję, że tego nie zrobiłem. - przytulił mnie mocniej.
- Martwiłam się. - przyznałam.
- Niepotrzebnie. Teraz to ja się o ciebie martwię. Co ci zrobił ten głupek? - zapytał.
Westchnęłam i opowiedziałam mu o wszystkim. O tym, że Adam był w klubie, o nowym koledze; że wtedy go okłamałam, gdy zaprowadzał mnie do pielęgniarki. Jake słuchał cierpliwie,ale w jego oczach widziałam coś innego. NIEPOKÓJ. On coś wiedział.
- Nina, wierzysz, że ludzie potrafią się zmienić? - zapytał, zmieniając całkowicie temat.
- Ktoś mi kiedyś powiedział, że jeżeli tego chcą to mogą to zrobić. - przyznałam.
- Obawiam się, że to jest po części kolejne kłamstwo. Tylko silni ludzie mają taką zdolność. Muszą mieć motywacje do tego, ale prędzej czy później przeszłość zacznie ich kusić,by powrócić do starych nawyków.
- Czemu mi to mówisz? - zapytałam.
- Myślisz, że Adam się zmienił? - westchnął.
- Tak. - odparłam bez wahania.
- A ja nie. - przyznał.
Patrzyłam na niego i próbowałam zrozumieć. Po paru sekundach, Jake obrócił się i położył przede mną czekoladę, którą przyniósł. To było dziwne.
- Twoja ulubiona, prawda? - uśmiechnął się ostrożnie, a ja nadal nie rozumiałam. - Spójrz na nią. Czy kupiłabyś inną?
- Jake, ale my...- przerwałam.
- Odpowiedz mi. - stał się poważny.
- Innej nie lubię. - przyznałam.
- No właśnie. Gdyby była gorzka to by została odrzucona przez ciebie. A co jeśli tylko zmienić jej etykietę? W środku byłaby nadal gorzka,ale na opakowaniu pisałoby "słodka". Kupiłabyś?
- Nieświadomie tak. - wtedy mnie olśniło.
- Tak samo jest z ludźmi jak z tą czekoladą. Nie zmieniają się, tylko zakładają maski, czyli zmieniają etykietę. W głębi są tacy sami, ale pokazują coś innego by przyciągnąć uwagę i kusić.
- Adam też nosił maskę? - łza poleciała mi po policzku.
- Obawiam się, że tak. Okłamał cię. -  Jake spojrzał na mnie z litością.
- Wiesz, co zrobił? - zapytałam odważnie.
Przygryzł wargę. Nie chciał mi powiedzieć, bo wiedział, że to mnie zaboli. Byłam przyszykowana na to. Czekałam aż ktoś mnie dobije. Dzisiaj nadszedł ten dzień.
- Powiedz. - powiedziałam stanowczo.
- Nina...
- Mów! - krzyknęłam.
W głębi duszy byłam przerażona swoim postępowaniem, ale nie potrafiłam się powstrzymać. Jake nie był winny, a obrywał. To nie było fair.
- Co ci powiedział? - zapytał,tak jakby bał się o to co wiem.
- Nic mi nie powiedział! Milczy.
- Bo popełnił błąd. - przyznał. - Z tego co mi wiadomo to Adama nie raz widziano w klubie. Nigdy nie był sam.
- Był z nim Nick? - zapytałam.
- Na początku tak... ale potem widziano go z dziewczyną. - zrobiło mi się słabo. - Myślałem, że to ty, ale potem dowiedziałem się, że to jednak nie. Mój kumpel widział jak...
- Jak co?! - zapytałam z płaczem.
- Jak ją całował. - przyznał w ciszy. - Myślałem, że ci powiedział.
Zamilkłam. Przez łzy nie widziałam nic. Próbowałam zrozumieć co czułam. Czy to był smutek? Nie. Czy to była rozpacz? Nie wydawało mi się. To było inne uczucie, którego chyba dawno nie doświadczyłam. Zacisnęłam pięści. Jake w ciszy czekał na to co zrobię. W głowie miałam tysiące myśli, ale tylko jedno słowo siedziało mi na końcu języka. Bałam się je powiedzieć, ale nie miałam siły już czekać. Wybuchłam.
- TCHÓRZ! - krzyknęłam, a Jackoba zamurowało.
Pewnie spodziewał się szlochu, a nie wybuchu złości.
- Jest tchórzem! - krzyknęłam i czułam, że to zaczynało działać. Uspokajałam się.
Przyjaciel zrozumiał, że to pomaga, więc zaczął mnie zachęcać.
- Dupek! - krzyknął.
- Palant! - dodałam.
Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do szafy. Zaczęłam wyrzucać z niej wszystkie moje ciuchy.
- Nina, co robisz? - zapytał Jake.
- Nie zostawię tego tak. - przyznałam.
W końcu znalazłam to czego szukałam. Zabrałam sukienkę i w kącie się przebrałam.
- Jaki jest twój plan? -zapytał.
Był w szoku. W sumie moje serce też. Dawna Nina siedziałaby teraz w kącie i płakała, że ją chłopak zdradził. Ale TA Nina nie mogła tak postąpić. Musiała zmienić coś.
- Zamierzam mu to powiedzieć prosto w twarz. - zmyłam makijaż i nałożyłam nowy.
- Nie sądzę by to był dobry pomysł. - pokręcił głową.
- Wolisz bym siedziała tu i płakała? - zapytałam.
- Nie. - odparł.
- Pójdziesz ze mną. - uśmiechnęłam się do niego.
- Ja? - po raz pierwszy widziałam na jego twarzy przerażenie. Trochę mnie to bawiło.
- Tak, ty. - pocałowałam go w policzek. - Adam jest tchórzem i najwyższy czas, by mu to ktoś uświadomił.
Nie wiedziałam z skąd miałam tyle siły, ale byłam podekscytowana faktem, że mogę to zrobić.
*
Przed domem Adama stał rower Nicka, a to oznaczało, że nie był sam. Domyślałam się, że pewnie są jeszcze inni jego kumple. Nie obchodziło mnie to. Musiałam to zrobić, zanim moja siła przemieniłaby się w rozpacz. Czułam, że prędzej czy później tak się stanie, więc nie miałam za dużo czasu. Jake stał za mną, chodź nie był przekonany do mojego planu. Zawsze myślałam, że chce skopać Adamowi tyłek. Dlaczego dzisiaj się wahał?
Wzięłam głęboki oddech i stanęłam pod drzwiami. Wiedziałam, że jego rodziców nie było, więc jak się upokorzę to tylko przed nim i jego kumplami. Z środka słyszałam, że grają w gry. Odgłosy strzelaniny niosły się po całym domu. Zapukałam. Nic. Drugi raz. Zero reakcji. Nie miałam siły czekać, więc weszłam do środka bez pozwolenia. Jake zawołał, ale dla mnie liczyło się jedno. Znaleźć drania i powiedzieć mu co o nim sądzę. Zajrzałam do kuchni. Nikogo nie było. Skierowałam się do salonu i wtedy natknęłam się na jakiegoś chłopaka.
- Lalunia, co tutaj robisz? - zapytał, próbując mnie złapać za tyłek.
- Trzymaj ręce przy sobie, bo nie ręczę za siebie! - wrzasnęłam.
Podziałało. Ostatni raz zmierzyłam go wzrokiem i wtedy dostrzegłam Nicka.
- Nina? - zapytał, jakby zobaczył ducha.
- Gdzie on jest?! - krzyknęłam.
- Nie ma go. - odparł, a ja przepchnęłam go siłą w głąb pomieszczenia i wtedy zobaczyłam Adama z butelką piwa w dłoni. Siedział na kanapie. Obrócił się w naszą stronę.
- Nie ma go? - uniosłam do góry brwi i spojrzałam znacząco na Nicka, a potem podeszłam do mojego chłopaka.
- Po co tu przyszłaś? - zapytał.
Był wstawiony. Kątem oka zobaczyłam wiele butelek po piwie na podłodze. Mama miała racje.
- By ci coś powiedzieć...
- Słucham. - odstawił butelkę na bok i wstał. Ledwo się trzymał na nogach.
- Jesteś dupkiem! - oplułam go.
Nick podbiegł do niego i go chwycił jakby się bał, że zrobi mi krzywdę. Jednak Adam wciąż stał nieruchomo, słuchając moich wrzasków.
- Jesteś tchórzem! Kłamcą! - krzyczałam.
Nadal stał w milczeniu i słuchał. Na jego twarzy nie widziałam żadnych uczuć. Czułam, że zaraz moja siła ucieknie przez jego obojętność.Gdzie jest ten chłopak, w którym się zakochałam? Gdzie? Zastanawiałam się po co ja tutaj przyszłam. Co i komu chciałam udowodnić? To był zły pomysł.
- Nina, wszystko ok? - usłyszałam głos Jackoba za sobą.
- No tak. Rycerz w zbroi przychodzi na ratunek jak zawsze. - Adam parsknął śmiechem.
- Co cię tak bawi? - zapytałam.
- Ty. - te słowa mnie złamały.
Brunet szczerzył się jak idiota w moim kierunku. Bawiło go to wszystko.
- Dlaczego to robisz? - zapytałam ciszej.
Adam spojrzał na mnie, ale to nie były te same oczy, w których się zakochałam. To nie był mój chłopak.
- Bo nic do ciebie nie czuje. - przyznał z obojętnym wyrazem twarzy, a mnie ugięły się kolana. - Czy możemy skończyć to przesłuchanie? - spojrzał na Jackoba. - Chyba nie chcesz bym wezwał gliny. Mogę oskarżyć was o włamanie. - zaśmiał się.
- Lepiej chodźmy z stąd. - przyjaciel zaczął mnie ciągnąć za rękę, a jak głupia wpatrywałam się w człowieka, którego kochałam.
Dlaczego nie widziałam, kim był? Dlaczego to wszystko się zmieniło? On nic do mnie nie czuł. Przez ten cały czas? Okłamywał mnie? Po co? Nie mogłam tak tego zostawić. Nie chciałam by tym razem to on wygrał. Wyrwałam dłoń, za którą trzymał mnie Jake i stanęłam stabilnie. Zebrałam w sobie resztki mojej odwagi, która mi pozostała.
- Zrywam z tobą. - powiedziałam stanowczo i zauważyłam, że przez twarz Adama przebiegła jakaś emocja, ale nie zareagował na to. Nie zabolało go to. Po prostu obrócił się i wziął piwo, a Jake siłą zabrał mnie z jego domu. To był koszmar.
Dopiero w samochodzie zdałam sobie sprawę, co zrobiłam. Zerwałam z Adamem, bo mnie nie kochał. Wszystko pękło. Nie powstrzymywałam łez. Płakałam. On mnie nie kochał, a ja jego tak.

Co się stało z Adamem? Czemu Nina z nim zerwała? Czy chciała tego? Dużo pytań nasuwa się w tej chwili. Wszystko wyjaśni się w kolejnych rozdziałach, na które zapraszam. W. x






wtorek, 6 czerwca 2017

Pozorne Szczęście cz.1


Zamknij oczy i wyobraź sobie, że jesteś w parku. W końcu nadeszła wiosna i możesz cieszyć się zielonymi liśćmi wokół siebie. Przed Tobą jest ławka. Z jednej strony siedzi chłopak. Wysoki brunet o brązowych oczach. Ostrożnie spogląda w bok. Twój wzrok podąża za jego oczami i dostrzegasz dziewczynę. Siedzi z książką w dłoni. Ubrana jest w białą koszulę  i granatową spódniczkę. Kasztanowe włosy opadają jej na ramiona. Widać, że jest zdenerwowana. Co chwilę poprawia brzeg spódnicy i nie jest w stanie się ruszyć. Jak myślisz co między nimi jest? Czy to są zwykli nieznajomi, którzy przypadkowo znaleźli się w tym samym miejscu i w tym samym czasie? A może to para, która postanowiła w swojej obecności pomilczeć przez moment? Nie. Wszystkie odpowiedzi są błędne.Tak wyglądają "nieśmiali zakochani". Ona nie potrafi się skupić na książce, a on nie może oderwać od niej wzroku. Znają się długo, ale żadne z nich nie jest w stanie wyjawić swoich uczuć. Taka relacja łączyła mnie z Jamesem. Aż do dnia, gdy pierwsze moje pozorne szczęście się skończyło.
*
- Jesteś pewna, że powinnam to zrobić? - spojrzałam na Judy jeszcze raz.
Przyjaciółka przysiadła się obok mnie i podała mi do dłoni telefon.
- Pisz do niego. - rozkazała.
Nie byłam pewna, czy powinnam jeszcze raz próbować. Za każdym razem nie wychodziło i wyglądałam w jego oczach pewnie na idiotkę. Dlaczego teraz miałoby być inaczej?
- No dalej. - ponagliła mnie.
Wybrałam jego imię i otworzyłam okienko wiadomości. Mój palec zawisnął nad klawiaturą. Nie miałam pojęcia jak ubrać to wszystko w słowa. Miałam wyznać to co skrywam od bardzo dawna? Przecież by mnie wyśmiał. Z resztą nie tylko on.
W końcu przełamałam się i napisałam : "Cześć, masz ochotę gdzieś wyskoczyć? Jakaś kawa czy coś" Zaprezentowałam to Judy, a ta wcisnęła bez wahania "wyślij". Moje serce przyspieszyło.
- To teraz czekamy. - mrugnęła do mnie, a ja próbowałam uspokoić oddech.
Po paru minutach odpisał: "Pewnie. Lepiej by było gdybym miał Twój numer, bo takowego nie mam. Mogę prosić? :)" Przez minutę siedziałam i patrzyłam się w ekran telefonu i nie mogłam uwierzyć. On chce mój numer. Po co? Kiedy doszłam do siebie, odpisałam mu. Pisnęłam ze szczęścia, a Judy pokazała zaciśnięte kciuki.
Nagle mój telefon zaczął wibrować. Ktoś do mnie dzwonił.
- Selena? - usłyszałam jego głos po drugiej stronie.
- Tak. - wyszeptałam.
- Uff... dobrze zapisałem.- jak zawsze próbował żartować. - Pomyślałem sobie, że może spotkamy się jutro, co ty na to?
Cholera, już jutro? Przecież to jutro. Za kilka godzin.
- Jasne. Pasuje mi. - odparłam bez tchu.
- "Różami usłane"? - zapytał.
- Może być. 
- Świetnie. - czułam, że się uśmiechnął. - O 18:00. Będę czekał. - obiecał.
- Do jutra. - wyszeptałam.
- Dobrej nocy.
Odłożyłam telefon i spojrzałam na Judy.
- To był on? - zapytała z tym jej uśmiechem.
Pokiwałam głową, bo na więcej nie było mnie stać. To się działo naprawdę.To istne szaleństwo. Życzył mi dobrej nocy! Zaraz zemdleję!Właśnie umówiłam się z chłopakiem, który podoba mi się od 2 lat. Tak, masz rację. Dobrze się domyślasz. Jutro idę na randkę z Jamesem!
*
Wielokrotnie zaglądałam do kawiarni "Różami usłane", by napić się przepysznej gorącej czekolady z bitą śmietaną. To właśnie tutaj chłopak Judy zabrał ją na pierwszą randkę. Widocznie dzisiaj na mnie przyszła kolej. Poprawiłam sukienkę i usiadłam przy stoliku. Nie było go jeszcze. Może za wcześnie przyszłam? Cholera.
- Coś pani podać? - zapytała uprzejmie kelnerka.
- Dwie czekolady z bitą śmietaną. - obok stolika stanął James.
Moje usta lekko się otworzyły na jego widok. Ubrany był w ciemne jeansy i koszulę w paski. Uśmiechnął się przyjaźnie do kelnerki, a potem przeniósł swoje spojrzenie na mnie. Wbiło mnie w siedzenie. Jego oczy zawsze na mnie tak działały. Chciałam uciec, ale też zostać. Jak myślicie, którą opcję wybrałam?
- Długo na mnie czekasz? - zapytał, odsuwając krzesło by usiąść.
- Nie . - skłamałam.
Cholera, James, czekałam na to odkąd na mnie wpadłeś przez przypadek. Od tamtego dnia wszystko się zmieniło, bo to właśnie on pojawił się w moim życiu. Tak niespodziewanie.
- To dobrze. - znowu się uśmiechnął. - Nie spodziewałem się, że będziesz chciała ze mną gdzieś wyskoczyć... - przez jego twarz przebiegł jakiś cień.
- Wiesz, znamy się nie od dzisiaj. - uśmiechnęłam się przyjaźnie.
Kelnerka podała nam czekolady. Zdziwiona spojrzałam na nią jeszcze raz, próbując dowiedzieć się, dlaczego tak szybko zrealizowała zamówienie. Widocznie to zasługa chłopaka, który siedzi naprzeciwko mnie.
- Dziękuje za zaproszenie. Co tam u ciebie? - zapytał ochoczo, a ja zaczęłam opowiadać.
O tym jak poszła mi matura oraz, że dostałam się na wymarzone studia. James siedział w ciszy i słuchał moich słów. Czasem coś wtrącił i dopowiedział coś sam od siebie. Jednak naszej rozmowy nie mogłam wywnioskować jego planów na przyszłość. Nie wspomniał o nich choćby przez chwilkę.
- Jesteś niesamowita, Sel. - przyznał, gdy skończyłam moją opowieść.
- Dlaczego tak uważasz? - zapytałam.
- Bo tyle przeszłaś, a się nie poddałaś. - chwycił mnie za rękę przez moment.
Na jego twarzy pojawiła się nieznana dla mnie emocja. Puścił moją dłoń i przeniósł swój dotyk na pustą szklankę. Dlaczego tak postąpił?
- Nie poddałam się, bo miałam powód. - spojrzałam w jego oczy.
Widziałam w nich troskę i niepokój równocześnie. Przyjazna atmosfera dobiegała ku końcowi. Czułam to.
- Ważne by go mieć. - uśmiechnął się do mnie, ale to nie był ten sam uśmiech co kiedyś.
Nie wiedziałam co więcej powiedzieć, więc zamilkłam. Wpatrywałam się w jego niespokojne dłonie, które błądziły po szklance. James zachowywał się dziwnie. Wyczuwałam, że się wahał? Coś chciał mi powiedzieć. Pytanie, co?
- Nie powinienem tu być. - przyznał prawie szeptem.
- Co? - spojrzałam na niego zszokowana.
Nie spojrzał mi w oczy. Jego wzrok był utkwiony w blat stołu.
- Selena, widzimy się po raz ostatni.
- Co?! - zapytałam ponownie, próbując zrozumieć, co przed chwilą do mnie powiedział.
Te słowa sprawiły, że miałam ochotę umrzeć. To tak jakby ktoś wbijał ci w nóż serce, a zaraz potem jak jeszcze przed chwilą gładził je delikatnie balsamem.
- Muszę wyjechać. - westchnął. - Nie wrócę tu nigdy. Chciałem się z tobą tak jakby pożegnać. - przyznał w końcu spoglądając mi ostrożnie w oczy.
- Dlaczego? - tylko te słowa potrafiłam wydusić z siebie.
- Zasługujesz na to. - odparł.
Zasługuję na ten ból? Co jeśli on ma rację?
- Na co? - zapytałam.
- Na pożegnanie. - uśmiechnął się i wstał od stołu. - Dziękuję za rozmowę. Życzę ci powodzenia. - uścisnął mnie, a ja myślałam, że zemdleje. To był koszmar.
- Ja tobie również. - wydukałam.
- Trzymaj się. Będzie dobrze. - uśmiechnął się.
To był ostatni jego uśmiech, który był mi dane zobaczyć. Odprowadziłam go wzrokiem do drzwi. Zawahał się naciskając na klamkę, ale nie obrócił się. Więcej już go nie widziałam.
- Przykro mi. - kelnerka stanęła obok mnie.
Zacisnęłam zęby na wardze by nie płakać. Wyciągnęłam portfel i chciałam zapłacić, ale ona mnie powstrzymała.
- Ten dupek powinien to zrobić. - przytrzymała moją dłoń i odeszła bez słowa.
Przez moment siedziałam i próbowałam zrozumieć co przed chwilą się stało.
James, chłopak,który mi się podobał. Co więcej? Chłopak, do którego coś prawdopodobnie czułam powiedział mi, że to nasze ostatnie spotkanie. Że popełnił błąd przychodząc tutaj. Czy mogło być gorzej? Jakbyście się czuli?  Bo ja zostałam upokorzona i zawiedziona jednocześnie. Moje nadzieje prysły, zanim jeszcze rozwinęły się w pełni. Miał być happy end, a co się stało?

Wróciłam zapłakana do domu. Nie chciałam nic czuć. Judy została u chłopaka na noc, więc nie miałam żadnego wsparcia. Pozostał mi tylko płacz, bo nadzieja dawno uciekła.
Teraz już wiecie. Nie wiem, dlaczego tak postąpił. Być może miał powód, albo chciał mnie się pozbyć od samego początku. A ja naiwnie wierzyłam w cud.
Masz racje. Tak to się zaczęło. Tamtego dnia James złamał moje serce, a wszystko przez pozorne szczęście, bo w nie uwierzyłam.

Macie jakieś teorie, dlaczego James się tak zachował? W.x

niedziela, 7 maja 2017

Pozorne Szczęście - PROLOG


Ktoś kiedyś powiedział, że życie składa się z pasma niepowodzeń i powodzeń. Czego jest więcej? Sami sobie odpowiedzcie. Moim zdaniem trudno znaleźć środek pomiędzy jednym, a drugim. To jest wręcz niemożliwe. 
Inni mówią, że na świecie panuje sprawiedliwość, ale ja w to nie wierzę. Kolejne kłamstwo, które nam wmówiono. Nie ma nigdy tak, że każdy doświadcza tyle samo szczęścia co inny człowiek. NIE. Zawsze jest jakaś nierówność. Pytanie co jeśli to SZCZĘŚCIE zostanie nam odebrane? Co jeśli na nie nie zasługujemy i ciągle trafiamy na zły los? Wtedy zostaje nam jeszcze jedna opcja.

POZORNE SZCZĘŚCIE. Może właśnie ono powstało dla tych osób, które nie mogą zaznać tego prawdziwego. Kto wie? Wielu z was teraz zadaje sobie pytanie : czym ono się różni? Ano tym, że jest oparte na ILUZJI. Dzięki niej ludzie mają uwierzyć, że sprawiedliwość istnieje na tym świecie; że oni także zasługują na szczery uśmiech od obcej osoby; że tym razem będzie lepiej; że tym razem będzie szczęśliwy koniec mojej opowieści . A może w ten sposób chociaż trochę zostaną wyrównane szanse między tymi co posiadają zbyt dużo powodzenia, a tymi co mają go mniej? Możemy gdybać, ale to tylko kolejne kłamstwo. Tym razem to my je sami tworzymy, mając nadzieje na szczęśliwy koniec. Czy on nadejdzie? Nie wiem. Jednego jestem pewna: to ILUZJA + KŁAMSTWO. Nic nie jest za darmo na naszym świecie. Nawet za to trzeba będzie ponieść cenę. Jaką? Chyba każdy ją zna.

No dobrze. Myślę, że czas się przedstawić i wyjaśnić, po co to wszystko.

Nazywam się Selena. Pewnie większość z was pomyślała teraz o Selenie Gomez. Niestety nie jestem tak urodziwa jak ona. Nie mogę się z nią równać. O tym przekonacie się później. 
Należę do tej grupy osób, których szczęście opuściło. Pewnie gdyby było inaczej to bym nawet nie rozpoczynała tego tematu. Wtedy to by nie miało sensu. 
Parę miesięcy temu ktoś złamał mi serce. Zupełnie przez przypadek. Jak każda zraniona dziewczyna nie miałam nadziei. I niespodziewanie na mojej drodze pojawił się ktoś, kto zmienił moje życie. To była ogromna zmiana. Nie spodziewajcie się historii romantycznej z happy endem. NIE. To było tylko POZORNE SZCZĘŚCIE, za które zapłaciłam ogromną cenę. Chcesz wiedzieć jaką?



Opowiadanie, które daje mocno do myślenia. W.x





Z pamiętnika Diany...

styczeń

Nowy Rok, nowa ja.

Koniec. Koniec z płaczem. 
Myślisz, że wciąż rozpaczam za Tobą? Nie. 
Zmarnowałam na Ciebie tyle miesięcy, dni, godzin... Tyle życzeń. 
Żadna łza nie była tego warta. W sumie to nic nie było.
Ja nie byłam warta Ciebie, a Ty mnie. Teraz już to wiem. 
Zaczynam nowy rozdział bez Ciebie.

A może to Ty już tęsknisz za mną?

Diana

sobota, 8 kwietnia 2017

Złodziejka - prolog


Nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele rzeczy zmienia czas. Nie chodzi tu tylko o to, że z wiekiem jesteśmy coraz starsi i pojawia się więcej zmarszczek na naszej skórze. Czas potrafi zmienić życie. Gdybyśmy mieli porównywać lata dwudzieste do roku obecnego, w którym żyjemy zauważylibyśmy kolosalną różnicę. Praktycznie wszystko się zmieniło, z wyjątkiem jednej rzeczy...

Każda rodzina posiada swoją własną historię. Jest przekazywana z pokolenia na pokolenie i tym sposobem uobecnia się w naszych czasach. Jednak nie tylko opowieści sprawiają, że pamiętamy o przeszłości. Historia często jest zaklęta w różnych przedmiotach. Mogą to być zegarki, książki, porcelana itd. W rodzinie Carterów taką pamiątką był słynny pierścionek, który znalazł swoje miejsce na niewłaściwej dłoni.





Już niedługo przeniesiecie się do lat dwudziestych by poznać niezwykłą historię słynnego pierścionka rodziny Carterów. Prawda w końcu wyjdzie na jaw. W.x

Zostaw mnie. Kocham Cię. cz.21

Czym jest kłamstwo? Jest niczym innym jak iluzją. Myślimy, że coś jest prawdą, ale mylimy się. Nasze założenia okazują się błędne. Łatwo pomylić iluzję z prawdą. Czasem wystarczy drobny szczegół. Coś co wydaje nam się na pozór szczere nim nie jest. Czasem wystarczy osoba, od której słyszymy te słowa. To właśnie tym, którym najczęściej ufamy uciekają do kłamstwa.
Czy Adam mnie rzeczywiście okłamał? Czy nie powiedział mi całej prawdy? Zamyślona siedziałam w stołówce i wpatrywałam się w te cholerne drzwi. Nadal go nie było. Ani Nicka, ani Jacoba. Nikogo, kto mógłby odpowiedzieć na moje nurtujące pytanie.
Niespodziewanie ktoś odsunął krzesło i przysiadł się do mnie. Był to Barry.
- Chyba nie dostanę za to, że się do ciebie przysiadłem, co? - zapytał z lekkim uśmiechem.
- Musisz spytać o to mojego chłopaka, którego tu nie ma. - wzruszyłam ramionami.
Czułam, że Barry próbuje rozluźnić atmosferę. Byłam mu za to ogromnie wdzięczna.
- Nie nudzi cię obcowanie z małolatami? - zapytałam z przekąsem.
- Takie są najlepsze. - zaśmialiśmy się oboje i wtedy poczułam buziaka na moim czole.
Adam usiadł bez słowa obok mnie. Wyciągnął śniadanie i zmierzył wzrokiem Barrego. Myślałam, że jakoś to skomentuje, ale on nadal milczał. Nie oznaczało to nic dobrego.
- Od kiedy starsze roczniki siadają z nami? - zapytał Nick, dosiadając się obok nowego.
- Taka ślicznotka nie powinna sama siedzieć i być smutna. - mrugnął do mnie Barry.
Poczułam jak mój ukochany się spina, jednak nie zareagował. Wypuścił powietrze z ust i kontynuował jedzenie. Nick przewrócił oczami i zaczął rozmawiać o jakimś sprawdzianie z matmy. Okazało się, że Barry był świetny z tego przedmiotu. W sumie mógłby mi udzielać korków, gdyby Jake nie mógł. No właśnie, gdzie on jest? Rozejrzałam się po sali, ale nie widziałam go. Wyciągnęłam telefon, ale nie zobaczyłam też żadnej wiadomości.
Przed kolejną lekcją postanowiłam odłożyć parę książek do szafki, a przy okazji spotkać się na moment z Adamem. Wiedziałam, że o tej porze będzie miał W-F, więc zdecydowałam się  zaczekać na niego. Poukładałam zeszyty i wtedy usłyszałam jak ktoś rzucił torbę obok moich nóg. Spojrzałam w górę. Adam był wściekły.
- Coś się stało? - zapytałam cicho.
- Flirtowałaś z nim na moich oczach!
- Nie. - pokręciłam głową. - Barry się po prostu przysiadł.
- Z skąd go znasz? - zapytał, tak jakby nie zwracał uwagi na moje odpowiedzi.
- Poznaliśmy się kiedy poszłam pobiegać do parku. - przyznałam.
- Biegać? - zapytał, przewracając oczami. - Nie chcę byś z nim rozmawiała. - dodał ostro.
- Adam, nie możesz mi tego zabronić. - odparłam stanowczo.
- Nie mogę? - uniósł do góry brwi.
- Co w ciebie wstąpiło? - byłam zszokowana.
- Nie chcę widzieć go obok ciebie. Nigdy. - powiedział i odszedł.
Dopiero teraz zorientowałam się, że mój oddech był nierówny. Nerwowy. Chyba jeszcze nigdy nie mieliśmy takiej rozmowy. Dlaczego tak postąpił? Nie podobało mi się to. Adam nigdy tak się nie zachowywał. Oparłam się o szafkę i patrzyłam przez moment przez siebie. Zadzwonił dzwonek, a ja wciąż nie potrafiłam się ruszyć z miejsca. Nagle zza rogu wyszedł Jake. Wyglądał na wymęczonego. Spojrzał na mnie zmartwiony.
- Czemu nie jesteś na zajęciach? - zapytał. - Coś się stało?
- Tak.., nie...- nie wiedziałam co mam powiedzieć.
- Nina, przecież widzę, że coś jest nie tak. - westchnął.
Powiedzieć mu? Jeżeli to zrobię to nie da żyć mojemu chłopakowi, a przecież Adam był już i tak wyjątkowo nerwowy. To nic takiego.
- Po prostu źle się poczułam. - skłamałam.
Spojrzałam mu w oczy, by potwierdzić moje słowa. Kupił to.
- Chodź, odprowadzę cię do pielęgniarki. -zaproponował.
- Od razu do piguły? - zapytałam zdenerwowana.
Jacob zaśmiał się pod nosem, ale widać było, że to nie był ten sam śmiech co kiedyś. Coś go gnębiło. Był strasznie blady i wymęczony. Tak jakby stał się żywym duchem.
- Idziemy bez dyskusji. Napiszę do Adama, że tam jesteś. - wyciągnął telefon z kieszeni.
- Proszę nie. - stanęłam i pociągnęłam go za rękę.
Zmarszczył brwi. Przyglądał mi się uważnie. Chyba zaczął coś podejrzewać.
- Nie chcę go denerwować. - przyznałam cicho.
- Nina, jak nie powiem to będzie bardziej nerwowy. - pokręcił głową.
- Przecież to nic takiego. Pielęgniarka da mi jakąś tabletkę i po sprawie. - uśmiechnęłam się blado.
Gdyby Adam się teraz dowiedział, że trafiłam do piguły, Bóg wie jeden jak by się to skończyło.
- Ryzykuję, wiesz? - zapytał z powagą, chowając do kieszeni telefon.
- Dziękuję. - pocałowałam go w policzek.
Na twarzy Jacoba pojawił się uśmiech. Trwał zaledwie parę sekund.
- A ty czemu nie jesteś na W-F? - odważyłam się zapytać.
- Mam zwolnienie. - wzruszył ramionami.
- Coś poważnego? - zapytałam.
Staliśmy już przy gabinecie. Musiałam wiedzieć co się dzieje z moim przyjacielem. Jake nie chciał mi nic powiedzieć. Denerwowało mnie to bardzo mocno. Dlaczego nie mówił?
- Po prostu jestem przepracowany. Mam nową pracę i treningi. Muszę trochę wyluzować. - przyznał i pogłaskał mnie po ramieniu. Otworzył drzwi i pokazał bym weszła.
Ostatni raz spojrzałam na chłopaka, a potem na kobietę w białym kitlu. Przełknęłam ślinę. Super... Muszę znowu kłamać.
*
Po godzinie wyszłam z gabinetu. Pielęgniarka przetrzymała mnie do końca lekcji, a ja nie protestowałam. Na samą myśl o spotkaniu z Adamem dostawałam gęsiej skórki. Miałam sporo czasu by sobie to wszystko przemyśleć, ale nie doszłam do żadnych wniosków. Wtedy zza rogu wyszła Eliza. Uśmiechnęła się do mnie nieśmiało i podeszła.
- Nie było Cię na matmie. - przyznała cicho. - Coś się stało? - zapytała.
Eliza była zawsze taka sama jak ja. Szara myszka, która nigdy się nie wychyla. Dlaczego wtedy się wychyliłam i zachciało mi się szukać miłości do Adama?
Oparłam się o ścianę i zaczęłam płakać. Dziewczyna od razu otoczyła mnie ramieniem. Pomogła mi wstać i zaprowadziła mnie w ustronne miejsce. Otarła moje łzy i podała kawałek czekolady.
- Masz. To zawsze pomaga na smutki.
- I pomaga przybrać na wadze. - zażartowałam.
Zaśmiałyśmy się obie, chociaż mi nie było spieszno do uśmiechu. Coś we mnie pękło i czułam, że sama nie będę mogła tego naprawić.
- To teraz opowiedz mi co się stało. - zaproponowała.
- Myślę, że masz ciekawsze rzeczy do roboty. - przyznałam cicho.
- Proszę, powiedz mi. - nalegała.
Westchnęłam. W sumie co miałam do stracenia? Nic. Czy jej ufałam? Nie, ale miałam przeczucie, że może warto chociaż troszkę się przed nią otworzyć.
- Miałaś kiedyś wrażenie, że ktoś cię okłamuje? - zapytałam cicho.
- Chyba każdy tego doświadczył w swoim życiu...
- Jakbyś się czuła, gdyby jedna z najbliższych osób to robiła? - spojrzałam w jej oczy.
- Okropnie. - odparła i spojrzała w dół.
Dopiero teraz zrozumiałam, że ona mogła czuć to samo co ja. Ktoś mógł tak samo ją oszukać.
- Przepraszam, nie powinnam pytać. - przyznałam.
- Nic nie szkodzi. - uśmiechnęła się lekko.
Zapanowała niezręczna cisza. Co miałam powiedzieć? Czułam się jak skończona idiotka. Egoistka.
- Myślisz, że Adam cię okłamuje? - zapytała nagle.
Spojrzałam na nią. Ja już nic nie myślałam. Miałam pustkę w głowie. Nie znałam odpowiedzi.

Czy Adam rzeczywiście Ninę okłamuje? Odpowiedź znajdziecie w kolejnych rozdziałach. 
W.x

środa, 15 lutego 2017

Z pamiętnika Diany...

grudzień

Oddycham, ja wciąż oddycham.
A nie powinnam po tym co mi zrobiłeś...

Świąteczny czas nie jest dla mnie taki jak dawniej. W głowie robię listę prezentów, ale wiem, że jedną osobę muszę wykreślić - Ciebie. Czy jest mi trudno? Myślę, że z dnia na dzień jest łatwiej, ale nie wiem kiedy będzie idealnie. Tak jak powinno być.

Dzień przed Wigilią nie wytrzymałam i wysłałam Ci życzenia. Odłożyłam telefon. Czułam, że nie odpiszesz mi... I zaskoczyłeś mnie. Odpisałeś mi od razu. Zaczęliśmy w końcu rozmawiać po tak długim czasie. Mówiłam Ci jak bardzo Cię potrzebuję, a Ty... złamałeś mi serce kolejny raz. Tym razem tak mocno, że nie byłam w stanie oddychać. Straciłam przytomność. To był koniec...

Usunęłam Twój numer i wszystkie wiadomości. Postanowiłam zapomnieć o Tobie raz na zawsze.
Nowy Rok - nowa ja bez Ciebie.

Ile razy można złamać to samo serce?
Ty mojego nie złamiesz już nigdy.
Diana

piątek, 13 stycznia 2017

Zostaw mnie. Kocham Cię. cz.20

Miłość do Adama była jak nauka latania. Była ekscytująca, ale przerażała mnie równocześnie. Czemu mnie przerażała? Ponieważ nigdy nie doświadczyłam tego rodzaju uczucia. Miałam wrażenie, że wcześniej nie byłam zakochana. Być może zauroczona, ale nie zakochana tak jak w Adamie. Teraz czułam jakby przeszłość nie miała dla mnie znaczenia. Ani Laura, ani Jerry... nic nie było wstanie przeszkodzić mi w szczęściu. Zdążyliśmy o nich zapomnieć. A Adam? Adam stał się nieodłączną częścią mojego życia. Każdego dnia zaskakiwał moją osobę i pokazywał się od zupełnie innej strony. Owszem nie był ideałem, ale nikt nim nie jest. Często wdawał się w sprzeczki z Jacobem, ale wiedziałam, że tak będzie. Mieli różne osobowości i charaktery. Tego nie szło uniknąć. Minęło tak niewiele czasu, a mój świat przewrócił się do góry nogami. Mój chłopak wiele we mnie zmienił, ale na lepsze. To właśnie przy nim zaczęłam częściej się uśmiechać. Dzięki niemu postanowiłam pokonywać swoje własne lęki i obawy, a on był moim wsparciem. Odkąd zostaliśmy oficjalnie parą, w szkole zaczęto patrzeć na mnie zupełnie inaczej. Dotychczas byłam szarą myszką, na którą nie zwracał nikt uwagi. A teraz? Stałam się dziewczyną Adama. Jego drugą połówką. Na początku każdy był zaskoczony jego wyborem, a ja się im nie dziwiłam. Mógł mieć każdą, a wybrał mnie. Często zastanawiałam się, dlaczego. Jednak bałam się o to go spytać. Meghan z paczką wpisały mnie na czarną listę. Nie dziwię im się. Popsułam ich plany. Pomimo że liczyłam się dla niego tylko ja nie przeszkadzało im to w adorowaniu mojego chłopaka. Przecież to Adam - najlepsze ciacho w szkole. One nie mogą przestać go wielbić.
- Widzieliście ten plakat? - zapytał Nick, siadając przy stole w stołówce.
- Jaki ? - zainteresował się mój chłopak i spojrzał na przyjaciela.
- No tamten! - pokazał palcem.
- A nie... nie widziałem. - odparł Adam i zaczął się śmiać.
- Ha ha ha! Bardzo śmieszne! - Nick klepnął kumpla w ramię i dosiadł się do nas. - Odkąd jesteś z Niną zaczynasz mnie zaniedbywać i nawet nie zwracasz uwagi na takie szczegóły jak zwykły plakat.
- Skoro jest zwykły to po co mam zwracać na niego uwagę? - zapytał Adam.
- Bo to jest zapowiedź nocy klubowej w mieście. - wyszczerzył się do niego Nick.
- Co?! - ukochany poruszył się niespokojnie i czekał na dalsze wyjaśnienia.
- W sobotę się zaczyna. Impreza za imprezą. Nie możemy tego przegapić. - odparł i wyciągnął kanapkę z torby.
Od samego początku zdawałam sobie sprawę, że życie Adama i moje różni się bardzo. Dotychczas dla niego liczyły się imprezy i dobra zabawa. Odkąd zostaliśmy parą, zauważyłam, że przestał wychodzić z przyjaciółmi. Parę razy byliśmy w klubie, ale tylko przez moment. Nie wiedziałam, dlaczego tego unika.
- Co to jest "noc klubowa"? - zapytałam.
- Przecież przed chwilą opisałem to jednym zdaniem. - Nick przewrócił oczami. - Jedna wielka impreza.
Uśmiechnęłam się do Nicka, a potem spojrzałam na bruneta. Siedział zamyślony. Po chwili przeniósł swój wzrok na mnie i otworzył usta.
- Idziemy? - zapytał mnie Adam.
Zdziwiłam się. Nie sądziłam, że o to spyta.
- W sobotę nie mogę. - odparłam i spojrzałam na Jacoba, który właśnie wszedł do stołówki w asyście Annabel. Nie podobało mi się, że utrzymywali ze sobą kontakt. Nie sądziłam, że to byłoby możliwe. Ona nie jest dobrą dziewczyną. Jak widać niegrzeczne dziewczynki mają powodzenie. - Mieliśmy uczyć się na sprawdzian z matmy. - dodałam, spoglądając w dół. Nie chciałam na nich patrzeć.
- No taak, ale taka noc zdarza się tylko raz. - zachęcał mnie.
- Na rok. - mrugnął Nick.
- Czyli rzadko. - zauważył Adam.
W mojej głowie krążyło wiele myśli. Dotychczas mój chłopak poświęcał mi prawie każdy weekend i nie wychodził z kumplami jak wcześniej. Nie chciałam by marnował na mnie każdą swoją wolną chwilę, a co za tym idzie by opuszczał takie imprezy. Z kolei ja nie mogłam teraz odpuścić, bo nie zdałabym roku. Byłam w kropce.
- Nie mogę. - przyznałam po chwili.
- Nina... - Adam spojrzał na mnie z ukosa. - Jak to? To tylko jeden raz.
- Nie, Adam. Nie mogę. Muszę zdać ten test. Jak tak bardzo chcesz to idź sam. - zaproponowałam.
- Jest! - wrzasnął Nick na cały głos. - Myślałem, że nigdy nie spuścisz go z tej smyczy.
- Z jakiej smyczy? - zapytała Meghan, która właśnie przechodziła obok naszego stolika.
Przystanęła i podwinęła spódniczkę do góry. Myślałam, że Nick zaślini cały stół. Była wpatrzona w mojego chłopaka jak w obraz. Nie lubiłam takich sytuacji.
- Mówimy o psie. - odpowiedział Adam, mrugając do niej porozumiewawczo.
Zacisnęłam wargi. Dobrze wiedziałam kiedy mój chłopak tak reaguje. Próbował odciągnąć jej uwagę od naszego tematu rozmowy. Nie lubiłam gdy robił to w ten sposób. Czułam się zazdrosna jak cholera. Z drugiej strony oboje wiedzieliśmy, że nie było innego rozwiązania by dała nam spokój. Odeszła z koleżankami, oglądając się chyba z trzy razy.
- W końcu męski wieczór. - zaklaskał w dłonie Nick.
- Nie podoba mi się to. - odparł Adam, spoglądając na mnie. - Jak to będzie wyglądać? Ja pójdę się bawić, a ty zostaniesz w domu by się uczyć? W dodatku sama. Nie ma mowy.
- Oj Adam, nie będę sama. Jake do mnie wpadnie. - uśmiechnęłam się do niego.
- No tak... Jacob. Jego jeszcze brakowało. - westchnął i spojrzał w kierunku mojego przyjaciela. - Nie, nie ma mowy. Nie idę.
 - Nie no stary! Nie rób mi tego! - Nick zerwał się z miejsca. - Przez laskę... - Adam zmierzył go wzrokiem. - Przez twoją uroczą dziewczynę... - poprawił się. - nie pójdziesz na imprezę? Lamus z ciebie.
- Od razu lamus... - prychnął.
- Nina daje ci pełne zielone światło...
- Pełne? - zapytałam zdziwiona.
- No dobra... zgodę na wyjście z kumplem na imprezę, a ty rezygnujesz? - Nick próbował go przekonać.
- No idź. - szturchnęłam go.
Ukochany spojrzał mi w oczy jakby czekał na potwierdzenie. Wahał się, a ja byłam pewna. Potrzebował tego. Po chwili zwrócił się do kumpla i pokiwał głową.
- Dobrze, ale pijemy tylko piwo. - odparł, a Nick był w siódmym niebie.
*
- Jesteś za dobrą dziewczyną, Nina. - Jake przyznał i spojrzał na zadanie, które wykonałam samodzielnie.
- Sugerujesz, że jestem za dobra w robieniu zadań z matematyki, tak? - zaśmiałam się.
- To też, ale bardziej mi chodziło o Adama. - odparł.
- Nie chcę go ograniczać. - przyznałam, podając mu herbatę.
- Kto mówi, że ograniczasz? - zapytał.
- Jake, przecież to widać... Adam przestał imprezować ze względu na mnie. - usiadłam obok na krześle.
- Widzisz jaki masz na niego dobry wpływ? W końcu ktoś go trzyma krótko.
- Ale ja wcale tak nie chcę. - odparłam i westchnęłam.  - Nie chcę by zmarnował swoje najlepsze lata przy mnie, która co weekend męczy się z matmą. - dodałam. - Z resztą dawno nie spędzał czasu z Nickiem. Muszą nadrobić zaległości.
- Przecież on nie może pić... - Jacob spojrzał na mnie zdziwiony.
- Może, ale w odpowiednich ilościach. - mrugnęłam.
- Dobrze, dobrze. Powiedzieli, o której wrócą? -  zapytał.
- Adam ma mi wysłać SMS, jak będą u niego w domu. Poprosiłam go o to. - powiedziałam.
- I sądzisz, że to zrobi? - zapytał.
Poczułam dziwny dreszcz na skórze. Do czego on zmierzał?
- Tak.
- Jesteś zbyt pewna. - zaśmiał się.
- Znam go i wiem, że to zrobi. - oburzyłam się.
- Nina, znasz go, ale nie takiego jak ja go znam. - przyznał.
- Adam napisze mi SMS i się zdziwisz. - powiedziałam już mocno zdenerwowana.
- Co jeśli nie? - zapytał.
No właśnie, co jeśli nie? Obiecał, więc to zrobi. Nie ma innej opcji.
- Jake skup się na zadaniach. - prosiłam.
- Dobrze, dobrze. - zaśmiał się i wróciliśmy do pracy.
*
Godzina 3 w nocy, a Adam nadal nie dawał znaku życia. Spojrzałam na wiadomości i nic. Pusto. Zaczynałam się martwić. Z tego co zapamiętałam to mieli pić tylko piwo i po północy wrócić do domu. Czemu jeszcze nie dostałam od niego żadnej wiadomości? Podeszłam do okna. Księżyc był w pełni i pięknie oświetlał uliczkę. Idealna pora na romantyczny spacer, a nie martwienie się o dwóch, a szczególnie jednego chłopaka. Usiadłam na parapecie i przykryłam się kocem. Głowę oparłam o szybę. W myślach szukałam Adama i w końcu go odnalazłam. Ogarnęła mnie senność i zasnęłam z telefonem w dłoni...
Po paru godzinach obudziło mnie słoneczko, które zaglądało przez okno. Wciąż spałam skulona na parapecie pod kocem. Spojrzałam na wiadomości i zobaczyłam SMS. "Impreza się przedłużyła i dopiero wróciliśmy." Wysłał go dopiero po 6 rano.
*
Adam prawdopodobnie odsypiał całą niedzielę, więc zajęłam się sobą. Założyłam buty do biegania i bluzę. Postanowiłam przewietrzyć umysł.Włączyłam muzykę i zaczęłam truchtać. Przebiegłam moją ulicę, a potem skierowałam się do parku. Obok placu zabaw zatrzymałam się by odpocząć. Usiadłam na ławeczce i spoglądałam na dzieci. Pomyśleć, że niedługo mój brat będzie miał swoje własne. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Nagle przede mną znalazła się piłka. Podniosłam ją. Rozejrzałam się dookoła, ale właściciela nie było. 
- Przepraszam? - usłyszałam za sobą słodki głosik. - To moje. - chłopczyk pokazał paluszkiem na piłkę.
Miał może z 5 lat. Wyglądał uroczo przez swoje włosy, które opadały mu na buzie. Normalnie jak malowany.
- Nie tego cię uczyłem! - za nim pojawił się starszy chłopak, bardzo podobny do małego. - A gdzie magiczne słowo?
- Przecież powiedziałem "przepraszam". - oburzył się.
Nieznajomy spojrzał na mnie jakby chciał bym potwierdziła lub zaprzeczyła. Przyglądał mi się uważnie łagodnym wzrokiem.
- Powiedział. - odparłam po chwili i podałam małemu piłkę. - Proszę.
- Dziękuje. -  zabrał i pobiegł przed siebie.
Spoglądałam na niego przez jakiś czas z uśmiechem. Zabawnie podrzucał piłkę.
- Czy my się nie znamy? - usłyszałam głos obok siebie.
Spojrzałam w bok. Nie wiem kiedy nieznajomy dosiadł się obok mnie. Kątem oka obserwował małego i jego poczynania.
- Chyba nie. - odparłam.
- A ja myślę, że tak. - uśmiechnął się do mnie. - Jesteś Nina.
Przeraziłam się lekko. Z skąd wiedział?
- Ale...
- Jesteś dziewczyną Adama. Tego, co rzucił Laurę i załatwił Jerrego. - mrugnął.
No tak. Związek z Adamem przyniósł mi sławę. Nie wiem czy to dobrze czy nie.
- Ja ciebie nie znam. - przyznałam.
- Jestem z wyższego rocznika. - odparł.
- Nadal nie kojarzę.- potrząsnęłam głową. - Bo mi się nie przedstawiłeś. - posłałam mu uśmiech.
- No tak... Gapa ze mnie. Jestem Barry, a to - pokazał palcem na małego. - jest mój młodszy brat - Louis.
- Miło mi. - podałam mu dłoń.
Zapanowała niezręczna cisza. W sumie to nie wiedziałam co powiedzieć.
- Widziałem wczoraj Adama na imprezie. - zaczął, a ja spojrzałam na niego z niepewnością. - Myślałem, że będziecie razem. Swoją drogą Nick nieźle zabalował. Adam musiał go siłą wyciągać z toalety. - zaśmiał się.
Wytrzeszczyłam oczy. Mieli pić tylko piwo. Adam to powtarzał wiele razy. Co się tam działo?
- Tym razem zrobili sobie męski wypad. - przyznałam.
- Wyglądało to jak wieczór kawalerski. - zaśmiał się, a ja zbladłam.
Wieczór kawalerski kojarzył mi się z ogromną ilością alkoholu i dziewczyn. Mój chłopak nie dotknął innej, prawda? Nie może. A co jeśli już to zrobił?
- Co?
- Żartuje. Adam nie zrobił niczego głupiego. - odparł.
Albo zrobił... Serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Co jeśli Adam kłamał? Nie. On nie kłamie. Obiecał mi to... A co jeśli???
Zerwałam się z miejsca i rozejrzałam za najbliższą drogą do domu. W głowie miałam chaos. Musiałam się ewakuować dopóki jeszcze byłam w stanie myśleć.
- Coś się stało? - Barry zapytał.
- Muszę wracać do domu. Do zobaczenia. - powiedziałam i zaczęłam biec.
Płuca mnie paliły, ale nie przestawałam. Przyspieszyłam. Wolałam ten ból niż ten, który kuł moje serce i umysł. Chciałam się pozbyć myśli, ale nie wiedziałam jak. Adam nie mógł mnie okłamać... Obiecał mi to. On nie łamie przysięgi. Co jeśli już to zrobił?

Hello!
"Zostaw mnie. Kocham Cię." powróciło w Nowym Roku do Was. :) Jak myślicie czy Adam kłamie? Czy coś się wydarzyło na tej imprezie co mogłoby popsuć jego związek z Niną? Zapraszam do komentowania. W.x