Malutkie kropelki deszczu spadały z nieba, ale nikomu to nie przeszkadzało. Na plac przybyło wiele ludzi. Można powiedzieć, że całe rodziny. Ale czy to był festyn? O tej porze? Nie wydaje mi się. Przede mną stała scena, na której grał i śpiewał zespół. Nazwy nie jestem w stanie wymówić. Przepraszam. Gdzieś obok były stoiska z jedzeniem, a dalej wesołe miasteczko. Nigdy wcześniej nie miałam okazji tu być. Pomimo, że pogoda nie była przyjazna, każdy odczuwał dziwny rodzaj energii. Mówię tu w imieniu innych, ale jestem przekonana, że gdybym kogoś zapytała o to, powiedziałby tak samo jak ja. Zaczęłam ostrożnie rozglądać się dookoła. Próbowałam zrozumieć, co tutaj się dzieje. Co więcej? Próbowałam zrozumieć, dlaczego coś w głębi serca mówiło mi, żeby tu przyjść.
Tłum ludzi zaczął zbierać się pod sceną, tak jakby czekali nie tylko na koncert. Postanowiłam podążyć za nimi i otuliłam się rękoma. Cierpliwie czekałam na rozwój wydarzeń. Na co oni czekali? Wtedy na scenę wszedł pewien mężczyzna ubrany w elegancki garnitur. Było to dosyć zaskakujące, ponieważ jeszcze przed chwilą panowie w skórzanych kurtkach świrowali na parkiecie. Istny paradoks połączony z kontrastem. Zapowiadało się ciekawie.
- Dziękuję za tak liczne przybycie w "Dzień zaufania". - zaczął.
To istnieje taki dzień? Wow. Rozejrzałam się dookoła. Ludzie zaczęli wiwatować. Przez moment miałam wrażenie, że dostałam się w ręce jakieś sekty. Uwierzcie mi. Tak to wyglądało. Uczestnicy tego dnia byli zniecierpliwieni. Czekali na coś. Pytanie na co?
- Parę lat temu z moim przyjacielem wpadłem na pomysł, by zacząć mówić o zaufaniu. Myślę, że większość z nas nie zdaje sobie sprawy, czym ono jest i jak łatwo je stracić. Zaczęliśmy poszukiwać więcej informacji na ten temat. Stworzyliśmy stowarzyszenie i tak to się zaczęło. Warsztaty, seminaria, pikniki, koncerty. Cieszymy się, że możemy być tu dzisiaj z wami. Zaufanie... - westchnął. - tak jak wspomniałem, bardzo trudno je zyskać, a jeszcze łatwiej je stracić. Wystarczy mały błąd, oszustwo... Zaufanie jest widoczne w rodzinie, a w szczególności w miłości. - spojrzał na kartkę. - Bo w miłości najważniejsze jest zaufanie, jeśli tego nie ma to i miłości nie ma. - ludzie zaczęli klaskać i wiwatować.
- Długo jeszcze, tato? - mała dziewczynka szturchnęła ojca, który stał obok mnie.
- Jeszcze moment, skarbie. - uspokajał ją.
Zaczęłam się sama niecierpliwić, nie mając pojęcia na co sama czekam. Dziwne uczucie.
- Szanowni państwo, nie będę przedłużał. Każdy z nas czeka na punkt programu. Zaczynajmy... Nagle poczułam, że ktoś na mnie wpada. W tym szczytowym momencie... Straciłam równowagę i runęłam na ziemię.
Spojrzałam na winowajcę. Był to średniego wzrostu brunet, ubrany w czarną kurtkę. Uśmiechnął się nieśmiało i podał mi dłoń. Pomógł wstać.
- Przepraszam bardzo. Nie chciałem. - zaczął się tłumaczyć i wtedy dostrzegłam jego zielone oczy.
Zabrakło mi tchu. Matko... jeszcze nigdy nie widziałam tak pięknych oczu, pomijając Jamesa.
- Jestem Max. - przedstawił mi się i wtedy niebo rozświetliło się tysiącem światełek.
Spojrzałam w górę. Kolejny niesamowity widok. Niebo mieniło się różnymi kolorami.
- Taaaak! A teraz czerwone! - mała dziewczynka krzyczała z radości, a ja nie mogłam oderwać od fajerwerków wzroku. Przepiękny pokaz.
- Twoje oczy przepięknie się błyszczą. - niespodziewanie usłyszałam głos obok siebie.
Na moment oderwałam się i przypomniałam sobie, co przed chwilą tu zaszło. Niechętnie przyjrzałam się Maxowi. Nie chciałam z nim rozmawiać, ale on był uparty.
- Jak masz na imię? - zagadał.
- Selena. - odparłam.
- Śliczne imię.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się nieśmiało.
Wokół nas panowała dziwna atmosfera. Nie potrafiłam tego nazwać ani opisać. Praktycznie tylko my rozmawialiśmy, reszta zachwycała się pokazem. Było to dla mnie trochę krępujące.
- Chyba nic ci się nie stało? - zapytał.
- Nie. Nie musisz tu stać ze mną. Nic mi nie jest. - zasugerowałam grzecznie.
Miałam nadzieję, że go tym przekonam i sobie pójdzie.
- Po prostu nie mogę oderwać wzroku od twoich oczu. - westchnął, a ja poczułam dziwne uczucie w żołądku. Co się cholera dzieje?
- Czemu mi słodzisz? - zapytałam lekko zaszokowana.
- Nie robię tego. - wzruszył ramionami. - Po prostu stwierdzam fakty. - uśmiechnął się.
Boże... jego uśmiech. Selena stop! Opanuj się.
- W takim razie dziękuję. - odparłam i zaczęłam iść przed siebie.
Poczułam, że mnie chwycił za dłoń i przyciągnął do siebie.
- Nie pozwolę ci odejść.
- Dlaczego? Przecież mnie nie znasz. - przyznałam.
W oddali zobaczyłam grupkę mężczyzn zbliżającą się do nas. Moje zbawienie. Koledzy Maxa.
- Max!!! - zawołali, a ja zaczynałam czuć ulgę.
- Ehh... - westchnął. - Proszę daj mi swój numer.
- Mowy nie ma. - odparłam stanowczo.
- Dlaczego?
- Nie ufam ci... jeszcze.
- Jest dzień zaufania, powinnaś brać przykład z tych ludzi. - pokazał dłonią na tłum.
Pokręciłam głową. Ciekawe, czy wie na czym polega zaufanie...
- To chociaż jakiś namiar, cokolwiek. Nie chcę stracić z tobą kontaktu. - błagał.
- Dlaczego ci tak na tym zależy? - zapytałam.
Max chwycił moją dłoń i zaczął opuszkami palców obrysowywać jej kontury. Było to niesamowicie przyjemne i zmysłowe.
- Bo w koniuszkach palców... - oderwał wzrok od mojej dłoni i spojrzał w oczy. - czuję, że to nie był przypadek. To nasze spotkanie... Tak jakbyśmy byli sobie pisani...
Zatkało mnie. Jeszcze żaden chłopak nie powiedział do mnie takich słów. Wyciągnęłam z kurtki kawałeczek kartki i podałam ją mu.
- Napisz mi swój e-mail.
- Nie chcesz numeru? - zapytał zdziwiony.
- E-mail. - powtórzyłam, a on posłusznie zapisał.
Podając karteczkę, znowu spojrzał w moje oczy, a ja poczułam dziwne uczucie w głębi siebie.
- Obiecaj mi, że napiszesz. Selena, błagam cie.
- Obiecuje.
- Będę czekał. - pocałował moją dłoń i ruszył przed siebie.
Stałam tam jeszcze przez dobre 5 minut i szczerzyłam się jak głupia. Potem wróciłam do domu. Przez cały czas myślałam o nim. Zastanawiałam się jaki on jest itd. Tak zaczęła się moja historia z Maxem. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, z kim będę miała do czynienia... Dzisiaj wiem.
Szczęśliwego Nowego Roku, Kochani!
W.x
Hej!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że dopiero teraz komentuje, ale to przez szkołe.Ja chce ferie. Teraz. Rozdział jak zwykle cudowny. Jest ciekawa dalszego przebiegu historii.